Thursday, June 30, 2016

Przepis na czerwiec Coca de Sant Juan

Najkrótsza noc w roku celebrowana jest na świecie na wiele sposobów, jest to przede wszystkim świetna okazja do zabawy i spędzenia czasu ze znajomymi. W Hiszpanii większość ludzi spędza tą noc na plaży jedząc ciasto Coca de San Juan, pijąc Sangrię i paląc ogniska, o tych zwyczajach możecie przeczytać w jednym z moich wcześniejszych postów opisujących zwyczaje najkrótszej w nocy roku-link
W tym roku nasze świętowanie przebiegało raczej skromnie, jednakże tym razem nie zabrakło znanego ciasta coca de Sant Juan- kiedy na facebook'u zapytaliście o przepis, postanowiłam że jest to doskonała okazja aby spróbować zrobić je samej.


Robiąc to przepyszne ciasto drożdżowe popełniłam parę błędów, które mam nadzieję że będziecie mogli uniknąć i naprawdę zaczęłam wątpić że coś z tego wyjdzie i że będę musiała zacząć jeszcze raz, a wyszło lepiej niż się spodziewałam!

Przede wszystkim, jest to ciasto, którego nie można zrobić na szybko, masę trzeba zostawiać na długie godziny, aby wyrosła- w niektórych przepisach proponują nawet wykonanie masy dzień wcześniej. Ja zdecydowanie nie miałam tyle czasu!
Po drugie nie zniechęcajcie się! ja byłam bardzo blisko rzucenia wszystkiego o ścianę, kiedy patrzyłam na bezkształtną masę, która przewracała się w misce...okazało się, że wystarczyło dodać trochę mąki i masa odzyskała odpowiednią konsystencję. 

Przygotowanie fermentu

Składniki na 2 ciasta:
10 gr. świeżych drożdży
38 gr. mąki pszennej
17 ml mleka


Przygotowane składniki mieszamy i zostawiamy na parę godzin tak, aby masa zwiększyła swoją objętość co najmniej dwukrotnie- w przepisie, z którego korzystałam napisane było, żeby masę zostawić na 4 godziny w suchym i ciepłym miejscu, ja niestety nie miałam tyle czasu i masę mogłam zostawić tylko na półtorej godziny, co okazało się być wystarczająco.

Przygotowanie masy ciasta

Składniki na 2 ciasta:
115 gr cukru
500 gr mąki (jeśli masa okaże się mało zwięzła trzeba dodać więcej mąki)
75 ml mleka (temperatura pokojowa)
90 gr masła
5 gr soli
3 jajka
migdały, orzechy i orzeszki piniowe
Owoce kandyzowane do dekoracji


Ubijamy jajka, do których dodajemy mąke, cukier, sól i mleko- otrzymana masa powinna mieć gumową strukturę. 

Do mieszaniny dodajemy przygotowany wcześniej ferment, który ugniatamy wraz z masą- tutaj został popełniony przeze mnie kolejny błąd, bo masę zamiast ugnieść ubiłam w mikserze- jednak ostatecznie nie wpłynęło to na smak ciasta.
Kiedy obie masy zostaną ze sobą połączone dodajemy stopniowo masło i ugniatamy. 


Masę wykładamy na płaskie foremki, przykrywamy czystą ściereczką i czekamy około 1 godziny, aż wyrośnie. Na wyrośniętym cieście układamy kandyzowane owoce, orzeszki piniowe i migdały. Aby ciasto miało złoty połysk pokrywamy je cienką warstwą rozbitego jajka.

W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 stopni, kiedy piekarnik będzie już nagrzany wkładamy ciasto, po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 180 stopni. Cały proces pieczenia powinien trwać około 25 minut, jeśli jednak zauważycie, że ciasto jest wystarczająco zarumienione należy je wyjąć.


Smacznego!

Przygotowanie ciasta Coca de Sant Juan, nie jest może zbyt skomplikowane, jednak cały proces jest bardzo długotrwały-czekanie, aż ciasto wyrośnie sprawia że trzeba poświęcić dużo czasu na jego przygotowanie. Jednak naprawdę warto,bo ciasto jest przepyszne!

Pozdrawiam!




Sunday, June 26, 2016

Barcelona czy Londyn- czy te miasta da się w ogóle porównać?

Londyn jest niezwykłym miastem i mimo, że byłam tam nie pierwszy raz to to miasto zawsze mnie czymś zaskakuje i inspiruje- i nie, tym razem nie będzie o wyjściu UK z Unii Europejskiej... 
Nie jestem żadnym znawcą w tej sprawie, a polskie i zagraniczne media codziennie roztrząsają zaskakujące skutki tego referendum, a jakie będą dalsze konsekwencje tego ruchu to tylko pokaże nam czas.
Mieszkając w Barcelonie jestem skazana na porównywanie każdego zagranicznego miasta właśnie ze stolicą Katalonii- zawsze zastanawiam się czy mogłabym zamieszkać w danym mieście, szukając plusów i minusów, które analizując konfrontuje z Barcelońskimi walorami. 


PO PIERWSZE POGODA, czyli zacznijmy od rzeczy oczywistych

Chyba ciężko byłoby mi się przyzwyczaić do Londyńskiej pogody, palące słońce na zmianę z deszczem i wiatrem sprawiają, że jedynym rozwiązaniem jest ubieranie się na cebulkę, a do torby zabranie kurtki przeciwdeszczowej i parasola. W Barcelonie pogoda w ciągu dnia rzadko ulega zmianie, jeśli rano wychodzicie z domu i jest słońce, to pozostanie tak do końca dnia- czasami tylko pogoda sprawia nam figla, jednak takie dni są naprawdę rzadkie. 
Jeśli chodzi o inne pory roku, to w Londynie jest zdecydowanie zimniej i bardziej deszczowo niż w Barcelonie, jednak wiosna jest najpiękniejszym okresem- kiedy w Katalonii często występują wiosenne ulewy, w Londynie spokojnie kwitną Magnolie barwiąc tysiącem kolorów krajobraz miasta.
Mimo pięknej wiosny to jednak Londyn kojarzy mi się z deszczem i wiatrem, a Barcelona z energetycznym słońcem- tym razem wybieram klimat stolicy Katalonii.

BARCELONA:1, LONDYN:0

PO DRUGIE ZIELEŃ MIEJSKA I NATURA

Łagodny klimat Londynu i częste deszcze sprawiają, że rośliny wydają się być dwa razy dorodniejsze niż te same rośliny w Polsce czy w Hiszpanii. Jeśli mieliście okazje zobaczyć Kew Garden, o którym pokrótce pisałam jakiś czas temu to możecie mieć wyobrażenie o tym jak dorodne mogą być magnolie, irysy etc. Jeśli natomiast wybierzecie się do ogrodu królowej Mary w Regent's park to zaskoczycie się różnorodnością kolorów i kształtów ponad 12.000 odmian róż. 
W Londynie natura miesza się z życiem miasta, wielki Hyde Park umieszczony niedaleko Oxford Street jest miejscem odpoczynku i wytchnienia nie tylko turystów, ale także rodowitych mieszkańców Londynu, w Sant James Park zobaczyć można kaczki i inne kolorowe ptaki wodne, natomiast w parku Richmont zdarza się nawet zobaczyć jelenie.
W Barcelonie wielkich parków trochę mi brakuje, w Park Ciudadella co prawda można się położyć na trawie i odpocząć, jednak w samym centrum miasta brakuje przystępnych zielonych przestrzeni- i mimo, że rodowici Hiszpanie na pewno będą bronić barcelońskiej natury, to ja i tak nie dam się przekonać-Londyn zdecydowanie wygrywa to starcie.



BARCELONA:1, LONDYN:1

PO TRZECIE LUDZIE (STYL UBIERANIA SIĘ)

Zarówno w Barcelonie jak i w Londynie, aby dojść do jakiejś atrakcji turystycznej trzeba się przedzierać przez gromadę ludzi- często zdarza mi się narzekać na tłum ludzi w Barcelonie, którzy skutecznie utrudniają mi poranna drogę do pracy. Myślałam, że gorzej być nie może- jak się okazuje moje myślenie na ten temat było bardzo naiwne, w Londynie jest sto razy gorzej, tłum idący do metra, tłum wychodzący z metra, tłum na ulicy, na stacji kolejowej, tłum, tłum... 
O ile barcelońscy mieszkańcy przyzwyczajeni są do wysokich temperatur i na co dzień wybierają raczej wygodne ubrania i buty, o tyle mieszkańcy Londynu preferują ostatnie trendy i ciuchy wyjęte z eleganckich katalogów mody. Próżno szukać mieszkanki Londynu, która odważyłaby się wyjść na ulicę bez tony makijażu (niezbędne sztuczne rzęsy), elegancka sukienka, modna torebka i buty na obcasie dziewczyn cieszyły moje oko- chociaż najbardziej podobały mi się odważne kolory włosów, które można było zobaczyć na ulicy (niebieskie, różowe czy czerwone). W Barcelonie niektóre dziewczyny rezygnują z makijażu na co dzień, malując się tylko na specjalne okazje, wygodne płaskie buty, lekkie kolorowe spodnie i luźne koszule to widok, który towarzyszy mi codziennie. 
Mimo, że bardzo spodobał mi się elegancki styl dziewczyn na ulicach Londynu, to tym razem też wybiorę luz Barcelony- od jakiegoś czasu bardziej cenie sobie wygodę niż ostatnie trendy.

BARCELONA:2, LONDYN:1

PO CZWARTE CENY

Barcelona nie należy do najtańszych miast i mimo, że jest tu o wiele drożej niż w Polsce, to jednak jest to nic w porównaniu do cen w Londynie. Jeśli nie zarabiasz w funtach to ciężko jest spędzić więcej czasu w stolicy Anglii, o ile ubrania są w naprawdę niskiej cenie, o tyle ceny jedzenia i komunikacji mogą nas niemiło zaskoczyć. W Barcelonie czasami też można odnieść wrażenie, że łatwiej jest się tutaj ubierać niż żywić, jednak nawet w centrum miasta można znaleźć restauracje, gdzie za 10-15 euro możemy zjeść suty trzydaniowy posiłek- w Londynie wyjście do restauracji może nieźle uderzyć w wakacyjny budżet.

BARCELONA:3, LONDYN:1

PO PIĄTE JĘZYK

Czy o nie cudowne móc pojechać do jakiegoś innego kraju i bez problemu móc się porozumiewać z mieszkańcami- nawet jeśli znacie angielski w średnim stopniu to możecie się dogadać ze sprzedawcą, barmanem czy policjantem. W Barcelonie nie zawsze taka sytuacja jest możliwa, nie wszyscy Hiszpanie znają angielski, a nawet jeśli go znają to czasem są naprawdę mało domyślni... 
Jeśli chodzi natomiast o angielski akcent to jeśli przyjeżdżamy na parę dni na wakacje to nie powinien sprawić nam on jakiś trudności, gorzej jeśli planujemy pracować w biurze lub miejscu, gdzie będziemy mieli styczność z rodowitymi Anglikami. Dodatkowo Londyn jest na tyle wielokulturowy, że w prawie każdym miejscu spotykaliśmy Polaków, którzy zaskakiwali nas zwracając się do nas w rodzimym języku- słysząc hiszpański język zastanawiałam się także, czy w Londynie jest więcej Polaków czy Hiszpanów...

BARCELONA:3, LONDYN:2

PO SZÓSTE MUZEA, SZTUKA

Wiem, że nie wszyscy uwielbiają latać z muzeum do muzeum napawając się tym co pozostawili nasi przodkowie- ja jednak należę do miłośników sztuki i wszelkiego dorobku ludzkości, dlatego też zarówno Barcelona jak i Londyn są dla mnie pod tym względem rajem. O ile w Barcelonie wejście do większości muzeów jest płatne w ciągu tygodnia (gratis pierwsza sobota lub niedziela miesiąca oraz godziny wieczorne), o tyle w Londynie możemy wejść za darmo do wielkich Muzeów Narodowych tj.National Gallery. Jak dla mnie nie ma nic piękniejszego niż zobaczenie na własne oczy wielkich dzieł Van Gogha czy Picassa oraz innych artystów, dodatkowo w Londynie można spędzić cały dzień oglądając starożytne pisma Egipcjan czy podziwiając ogromne kości dinozaurów. Londyńskie muzea przypominają niekończące się labirynty, w których można się zgubić odkrywając niezwykłe skarby, natomiast Barcelońskie muzea są trochę mniejsze, jednak także zasługują na uwagę. Ciężko byłoby mi wybrać, w którym mieście lepiej zobaczyć muzea- chyba trzeba je zobaczyć wszystkie!



BARCELONA:4, LONDYN:3

PO SIÓDME ARCHITEKTURA

Każdy barceloński turysta zna cudowną architekturę mistrza Gaudiego, czy jest coś piękniejszego od kolorowej Casa Batjo lub przypominającej zamek z piasku Sagrady Familii- a może wolicie nowoczesną architekturę Torre Agbar? Barcelona na pewno jest jednym z tych miejsc, gdzie szczęście swoje odnajdą miłośnicy architektury. Jednakże i tym razem ciężko byłoby mi przyznać punkt Barcelonie, bo duże wrażenie robią na mnie także wiktoriańskie domy, monumentalna Katedra świętego Pawła czy pełna nowoczesnych budynków dzielnica bankowa- w Londynie widać niezwykłą różnorodność, obok starych domów postawiono nowoczesne szklane budynki i właśnie ta różnorodność sprawia, że to miasto jest niesamowite!



BARCELONA:5, LONDYN:4

PO ÓSME WIELKOŚĆ

Kiedy ostatecznie przeprowadziłam się do Barcelony długo nie mogłam się pogodzić z tym jakie to miasto jest duże, ile czasu zajmuje dotarcie z jednego punktu do drugiego i o ile ciężej jest się odnaleźć właśnie tutaj niż w moim rodzinnym Wrocławiu. Londyn i tym razem przerasta Barcelonę, która przy tym gigancie wydaje się być małym nadmorskim miasteczkiem- może trochę przesadzam, ale przejechanie z przedmieść Londynu na drugi koniec miasta wydaje się być niemożliwością... 
I o ile w Barcelonie mieszkanie na przedmieściach nie sprawia znaczących problemów, o tyle w Londynie jest to dużym nieudogodnieniem, ja cenię sobie przestrzeń jednak tym razem wielkość Barcelony jest dla mnie wystarczająca!

BARCELONA:6, LONDYN:4

PO DZIEWIĄTE KOMUNIKACJA (METRO, SAMOCHODY)

Uwielbiam Barcelońskie metro, to zdanie powtarzam chyba wszystkim, którzy odwiedzają mnie w stolicy Katalonii- kierunki są dobrze oznaczone, a dodatkowe obrazki atrakcji pozwolą na obranie właściwej drogi nawet jeśli się nie zna języka. Dobrze widoczne strzałki i kolory sprawiają, że nawet ci, którzy są pierwszy raz w Barcelonie mogą dać się ponieść podróży i bezpiecznie znaleźć swój cel. Nie mogę także narzekać na metro w Londynie, jednak nazwałabym je advanced czyli poziom dla zaawansowanych, korzystając z tego środku komunikacji nie można dać się porwać chwili i mentalnie oddalić od wszystkiego, przeciwnie- trzeba być ciągle uważnym zaczynając od tego czy metro, które przyjeżdża jedzie w dobrym kierunku, kończąc na liczeniu przystanków (w Barcelonie wagoniki mają wbudowane światła, dzięki którym możemy zorientować się nawet pomiędzy przystankami, gdzie jesteśmy). 
Inaczej natomiast ma się sprawa z samochodami, jeżdżenie po lewej stronie ulicy i związane z tym zmiany kierunku sprawiają, że nie mogłabym się przyzwyczaić do prowadzenia samochodu w Londynie. 
Odkąd przyjechałam do Barcelony to wydaje mi się, że jest tu stanowczo za dużo samochodów, ale w Londynie natężenie ruchu jest jeszcze większe!- jedynym plusem jest chyba to, że w Londynie łatwiej jest znaleźć miejsce parkingowe.

BARCELONA:7,  LONDYN:4

PO DZIESIĄTE STYL ŻYCIA

Kiedy już zdecydujemy się na przeprowadzenie do jakiegoś miejsca, może się okazać, że nie wszystko złoto co się świeci i nie do końca jest prawdą, że ludzie we Włoszech czy Hiszpanii są aż tak bardzo wyluzowani, a praca łatwiejsza. O ile Barcelończycy wybiorą się na imprezę czy spotkanie ze znajomymi w weekend (w tygodniu wiele osób pracuje do godziny 20.00), o tyle w Londynie wieczorne spotkanie ze znajomymi i drink po pracy są na porządku dziennym. Późno wracający z imprezy Londyńczycy (23.00-24.00) w ciągu tygodnia czy podpici ludzie w metrze są na porządku dziennym. Jakim wielkim było moje zdziwienie, kiedy spytałam mojej szwagierki jak tubylcy godzą pracę z wyjściem na drinka w tygodniu, ona odpowiedziała mi, że często zdarza się, że nie idą oni po prostu następnego dnia do pracy mając prawo do 7 dni wolnych bez podania przyczyny- w Barcelonie można skorzystać z chorobowego, wtedy zazwyczaj pierwsze 3 dni nie są płacone, dodatkowo w dobie kryzysu wszyscy raczej starają się dbać o swoją pracę i nie nadużywają dobroci pracodawcy.
Dodatkowo mam wrażenie, że w Barcelonie wszyscy żyją spokojniej, w Londynie natomiast wszyscy wydają się być pro aktywni, spiesząc się na każdym kroku, w ten sposób szukając szczęścia- ale może jest to tylko moje odczucie...

BARCELONA:8, LONDYN:4


Ciężko jest porównać tak inne miasta, których charakter jest tak różny- jednak nie wiem czy zdecydowałabym się na życie w Londynie. Dodatkowo ostatnie głosowanie o odejściu z Unii Europejskiej pozbawiło mnie konieczności podjęcia takiej decyzji- oczywiście jeśli zdecydowałabym się na przeprowadzkę z Barcelony (czego teraz nie biorę pod uwagę)!
A wy byliście w Londynie, a może mieszkacie w tym mieście i chcielibyście podzielić się swoimi spostrzeżeniami?

Pozdrawiam, 

Justa

PS. Zapraszam także w środę na przepis pysznej coca de Sant Joan

Sunday, June 19, 2016

Okupas- wstyd Hiszpanii?

Kiedy na facebook'u JustynaenBarcelona wrzuciłam wam filmik z protestów w dzielnicy Gracia narodziło się pytanie czym spowodowane są nasilone ruchy mieszkańców miasta, które sieją zniszczenia i straty... Wszystko sprowadza się do okupas- tak właśnie pisanego przez K, chociaż jeśli uczycie się języka hiszpańskiego może zdziwić was ta pisownia. W końcu słowo to wywodzi się od hiszp. ocupación co oznacza nic innego jak zajęcie czyjegoś terenu- jeśli natomiast staralibyśmy się je dokładnie przetłumaczyć na język polski to otrzymalibyśmy nazwę skłotów.


O ile w większości krajów zajmowanie opuszczonej nieruchomości bez zgody właściciela jest niezgodne z prawem, o tyle w Hiszpanii czasem trudno jest to prawo wyegzekwować i może się wydawać, że stoi ono po stronie okupanta.

Jak to właściwie jest z tym prawem i kogo ono broni?

Do czasu uchwalenia nowego kodeksu karnego w 1996 roku nie istniała żadna regulacja prawna, która kazałaby ludzi nielegalnie zatrzymujących się w opuszczonych budynkach. W tym okresie właściciel musiał walczyć z nielegalnymi okupantami, aby opuścili jego lokal- na ogół na drodze postępowania sądowego, gdzie obrońcy wykorzystywali wszystkie możliwe luki prawne broniąc nowych mieszkańców budynku. Jednak mimo długiego i męczącego procesu sędzia zazwyczaj przyznawał racje właścicielowi, a niechciani lokatorzy byli eksmitowani. W późniejszych czasach prawo zostało zaostrzone i okupowanie mieszkania bez zgody właściciela stało się przestępstwem, a posiadacz nieruchomości zyskał większe prawa do odzyskania swojej posesji.
W praktyce pozbycie się niechcianych lokatorów jest bardzo trudne, osoby decydujące się na wtargnięcie do pustej posesji często przygotowane są na najgorsze, w budynku zazwyczaj zostawiony jest ktoś na straży, pilnujący aby nikt nie chciany nie wszedł do środka. Internet także sprzyja nielegalnym mieszkańcom informując ich o przysługujących im prawach tj. zatrzymanie lub jakie dokumenty musi posiadać osoba, która chce ich wyeksmitować.

Krótka historia

Zajmowanie pustostanów znane jest już od XVII wieku, kiedy chłopi zajmowali tereny leżące odłogiem, rozwój tego ruchu nastąpił także po drugiej wojnie światowej, kiedy zajmowanie pustostanów rozwiązywało problemy mieszkaniowe ludności napływającej ze wsi. Jednak okupacja lokali nie tylko rozwiązywała problemami ludności, która w danym momencie nie miała odpowiedniego lokalu, ale także niosła za sobą treści polityczne i kulturowe.
Aktualnie skłoty kojarzone są także z ruchami anarchistycznymi, a w budynki zaczynają pełnić także rolę siedziby grup zawodowych czy grup lokatorskich...
W Europie szczególny rozwój tego ruchu przypada w latach 60-70, kiedy w Wielkiej Brytanii kwitł ruch anarchistyczny, wtedy też powstało najwięcej skłotów w Berlinie, Amsterdamie czy Barcelonie...

Praktyka Okupas w Barcelonie

O ile pozbycie się nielegalnego lokatora według prawa jest prawdopodobne, o tyle w praktyce eksmisja mieszkańców, którzy nielegalnie zajmują pustostan wydaje się być niemożliwa.
W samym centrum miasta znaleźć można budynki, których wątpliwą ozdobą jest wielki napis farbą mówiący okupas, niektórzy posuwają się nawet dalej, głosząc anarchistyczne hasła czy uświadamiając społeczeństwo, że pierwsi, którzy skorzystali z ruchu okupas to przecież biblijni Józef i Maria...
Co ciekawe istnieją nawet strony internetowe na których zapisane są liczne porady, o tym gdzie można znaleźć wolne mieszkanie w zależności od tego, co w danym budynku mamy zamiar robić (centrum socjalne, mieszkanie) oraz od tego, gdzie się znajduje. Osoby decydujące się na skorzystanie z pomocy takiej strony w rejestrze mogą sprawdzić, kto jest prawnym właścicielem i ile lat nieruchomość stoi pusta.

Ideologia ruchu Okupas

Ideologia tego ruchu bezpośrednio wiąże się z ruchem antykapitalistycznym oraz systemem ekonomicznym, który zmusza nas do płacenia przez wiele lat wysokich kredytów. Przedstawiciele tej aktywności nie widzą nic złego w przywłaszczeniu sobie czyjejś własności, ponieważ dzięki temu mogą korzystać z nikomu niepotrzebnego lokalu tworząc kluby oraz siedziby grup zawodowych itd.

Oczywiście ideologia wydaje się mieć sens, jednak w praktyce nie jest tak kolorowo, na przywłaszczeniu cudzych posesji najczęściej cierpią zwykli ludzie, których w danym momencie nie stać na remont i późniejszy wynajem, lub którzy odziedziczyli lokal i mieszkając daleko nie są w stanie się nim zająć. Użyczenie lokalu lokatorom może nie dla wszystkich wydawać by się mogło aż tak straszne, jednak czyjaś własność najczęściej nie jest szanowana przez nowych mieszkańców- pomalowane ściany czy zdemolowane wnętrza nie są czymś co ktokolwiek chciałby zobaczyć w miejscu swojej posesji...



A wy spotkaliście się kiedyś z tym terminem? A może będąc w Barcelonie sami zwróciliście uwagę na nielegalne zajęte budynki w Barcelonie lub w innych mieście?

Pozdrawiam, 

Justa




Sunday, June 12, 2016

Tuluza-miasto w którym można się zakochać

Są miasta do których ciągnie nas niewidzialna siła, tak właśnie było ze mną kiedy pierwszy raz usłyszałam o Tuluzie, a właściwie Toulouse. Już sama nazwa ma w sobie coś niesamowitego, coś co sprawiło, że gdy tylko nadarzyła się okazja do spędzenia dłuższego weekendu poza Barceloną wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy w nieznane! Celem naszej podróży było Tolouse, jednak po drodze postanowiliśmy zatrzymać się w paru innych miejscowościach, tak aby najlepiej wykorzystać czas!



Dojazd z Barcelony do Tuluzu

Jednym z największych plusów Tuluzu jest bez wątpienia bliska odległość od Barcelony, bo to czwarte co do wielkości francuskie miasto jest położone tylko 3,5 godziny drogi samochodem od centrum. Dodatkowo droga jest zdecydowanie przyjemniejsza i szybsza niż np. droga do Madrytu, istnieje także możliwość dojechania do miasta autobusem- niewątpliwym plusem są dosyć niskie ceny tego środku komunikacji na które można natrafić (przejazd tam i z powrotem wynosi około 40 euro). Jeśli jednak zależy nam na czasie dojazdu to warto sprawdzić także oferty linii lotniczych, bo przejazd samolotem trwa około godziny!
My zdecydowaliśmy się na przejazd samochodem i naprawdę nie żałuje tego kroku, dzięki temu po drodze mogliśmy zatrzymać się w miejscowościach takich jak: Beziers, Narbonne, Perpignan oraz Carcassonne, o którym mogliście przeczytać w poście o średniowiecznym zamku w Carcassonne.


Pierwsze wrażenia

Spacerując po uliczkach Tuluzu miałam wrażenie, że jest to jedno z tych miast, w których mogłabym mieszkać. Większość mojego życia spędziłam we Wrocławiu, w którym ciągle coś się dzieje- to studenckie miasto nigdy nie śpi oferując co tydzień inne imprezy, dodatkowo nie jest aż tak duże i tłoczne jak Barcelona, co sprawia, że w tym mieście naprawdę dobrze się żyje.
Przechadzając się uliczkami Toulouse można odnieść podobne wrażenie, wszystkie przewodniki informują nas o tym, że jest to studenckie miasto, które nigdy nie śpi. I tak właśnie jest, tutaj można zobaczyć pełne restauracje, ludzi wolno spacerujących po centrum miasta- a jednocześnie to miejsce nie jest zbyt turystycznie, to co najbardziej spodobało mi się w Tolouse to bez wątpienia beztroska studencka atmosfera, która jest mi tak dobrze znana z rodzinnego Wrocławia.


Krótka historia

Historia miasta sięga 120 roku p.n.e, kiedy to zostało podbite przez Cesarstwo Rzymskie, w późniejszym okresie było stolicą Wizygotów, Akwitanii oraz hrabstwa Tuluzy. W rejonie tym rozwinęła się także religia Katarów, którzy nie zgadzali się z doktrynami głoszonymi przez Kościół w Rzymie, przedstawiciele tego ruchu zostali straceni w wojnie religijnej, a Tuluza ostatecznie została wydana w ręce króla Francji w 1271 roku. Ten krok przyczynił się do zbudowania unitarnego państwa Francja, jakie znamy dzisiaj. W mieście Tuluza miała także miejsce ostatnia bitwa o niepodległość państwa hiszpańskiego w 1814 roku. Jednak XX wiek okazał się być szczęśliwym dla tego miejsca, ponieważ miasto nie ucierpiało w wyniku żadnej wojny.



Zwiedzanie

Urbanistyka miasta Toulouse podzielona jest na strefy, które wiążą się z etapami, w których miasto intensywnie wzrastało, najstarsza część powstała w okresie rzymskim i charakteryzuje się tak typowymi dla tego okresu stylu, krętymi i wąskimi uliczkami, które prawie nie uległy żadnej zmianie, aż do czasów nowożytnych.


W mieście można także zobaczyć wiele średniowiecznych budowli, głównie są to niezwykłe Katedry i Kościoły, które zachwycają swoją wielkością i atmosferą, która w nich panuje.
Bazylika San Sernin została budowa trwała od V do XII wieku, aż trudno uwierzyć, że dopiero w XVIII wieku mały kościół, który zajmował to miejsce został rozbudowany do rozmiaru, który dzisiaj zajmuje Bazylika. Jednak fasada, która jest widoczna dzisiejszego dnia, swój ostateczny wygląd otrzymała dopiero w XX wieku dzięki restauracji przez architekta Viollet de Duc.


Katedra Świętego Estebana- historia powstania tej XI wiecznej budowli nie jest dokładnie znana, ciekawą kwestią jest także miejsce gdzie Katedra została zbudowana, albowiem niektórzy historycy twierdzą, że znajduje się ona w miejscu III wiecznej świątyni poświęconej kultowi Saturnina. W XIII wieku plany świątyni zostały zmodyfikowane, jedną z cech charakterystycznych tej Katedry jest połączenie dwóch części: romańskiej nawy i gotyckiego chóru. Dwie świątynie zostały połączone w XVI wieku.


Konwent Jakobinów- został zbudowany w XII-XIV wieku w całości z czerwonych cegieł, od XIV wieku w tym miejscu spoczywają szczątki świętego Tomasza z Akwinu, które w latach 1791-1974 zostały przetransportowane do pobliskiej Bazyliki. Konwent odniósł duże zniszczenia w wyniku Rewolucji Francuskiej, jednak w XX wieku został w pełni odrestaurowany, dzięki czemu możemy podziwiać jego niezwykłą bryłę.


Średniowieczne budynki robią naprawdę duże wrażenie, jednak najbardziej znany i spektakularny jest budynek Kapitolu czyli Ratusz, którego budowa rozpoczęła się w XII wieku- fasada, którą widać dzisiaj została zbudowana w XVIII wieku przez Guillaume Cammas. Osiem marmurowych kolumn, które zdobią budynek symbolizują ośmiu konsulów, którzy w ówczesnych czasach zarządzali.
Niestety w okresie, w którym zwiedzaliśmy to miasto Ratusz zasłoniono, ale i tak budynek ten zrobił na nas duże wrażenie.

Le Pont Neuf (Nowy Most)- jest to najstarszy most w Tuluzie, dawniej służył jako wejście do miasta, łącząc Stare Miasto z dzielnicą Cours Dillon przez rzekę Garona. Dzięki swojej ciekawej architekturze szybko przerodził się w jeden z najbardziej znanych symbolów miasta.


Miasto Tuluza znane jest także z przemysłu lotniczego, który rozwijał się na tym terenie w wieku XX- nie tylko przemysł lotniczy znalazł swoje miejsce na ziemi w Tuluzie, co ciekawe tutaj także rozwija się przemysł kosmiczny. Na obrzeżach miasta znajduje się nawet centrum Cite d'Espacie, w którym można się poczuć niczym w przestworzach, zwiedzając rakiety kosmiczne i przymierzając strój kosmonauty- na pewno wizyta w tym miejscu będzie niesamowitym przeżyciem dla dzieci!

Podsumowanie

Miasto Tolouse można spokojnie zobaczyć w jeden lub dwa dni, co czyni to miasto perfekcyjnym celem weekendowych wyjazdów. Najlepiej wybrać się w weekend, bo miasto to żyje zarówno w dzień jak i w nocy, zaskakując na każdym kroku mnóstwem kolorów.
Dodatkowym atutem Tuluzu jest także ilość i jakość restauracji, w których można się posilić, ceny nie należą do najtańszych, jednakże są one trochę bardziej przystępne niż ceny w Barcelonie. My mieliśmy naprawdę dużo szczęścia obydwie restauracje, które wybraliśmy na zjedzenie obiadu okazały się wyśmienite- co prawda warzywne menu nie do końca przypadło do gustu mojemu mężowi, ja jednak byłam zachwycona!


A wy znacie Tuluzę? A może planujecie urlop w tym miejscu?

Pozdrawiam,

Justa