Sunday, October 30, 2016

Kiedy nic ci się nie chce- Pollo a l'ast

Są takie dni, kiedy zrobienie najprostszej czynności wydaje się być ponad naszymi siłami, a co dopiero pomyślenie o nakarmieniu swojej rodziny i zrobienie obiadu. W takie dni wszystko sypie nam się z rąk, a kiedy już wpadniemy na szybki i łatwy pomysł na obiad okazuje się, że zabraknie nam składnika, a wszystkie sklepy w okolicy są zamknięte. Wtedy nie pozostaje nam nic innego jak zabrać rodzinę na obiad lub...


No właśnie co w takiej sytuacji robią Hiszpanie- przecież nie odstąpią od obiadu (dla nich jedzenie to świętość), a zabieranie rodziny co tydzień do restauracji mogłoby się okazać kosztowne- zwłaszcza w dobie kryzysu. Rozwiązaniem są niezwykle popularne w Katalonii i Walencji kurczaki z rożna czyli pollo a l'ast, tak wiem to przecież niby nic specjalnego kurczaki z rożna można spotkać wszędzie nawet we Wrocławiu na ulicy cieszącej się niezbyt dobrą sławą... Jednak nie wiem jak wy, ale ja nigdy nie skusiłam się na kurczaka, który co prawda pachnie ok- ale tak naprawdę nie wiadomo ile tak naprawdę kręci się w gorącej maszynie. 

W Barcelonie i okolicach kupowanie kurczaka w dzień wolny od pracy jest czynnością całkiem normalną, niektóre wyspecjalizowane lokale otwierają tylko w weekendy i w dni wolne od pracy i właśnie wtedy pod tymi małymi knajpami ustawiają się niebotyczne kolejki. Kurczakowi koniecznie towarzyszyć muszą frytki bravas z czosnkowym sosem alioli, ale oprócz klasycznych kurczaków w tych typowych lokalach znaleźć można także: pieczone karczochy, pieczone szparagi, canelones (oczywiście z kurczakiem), smażone uszy i mordki świń oraz inne gotowe dania (żyć nie umierać!).

Krótka historia

Kurczak z rożna jest chyba jednym z pierwszych dań, które wymyślił człowiek, w jego niezwykłym smaku lubował się sam król Ryszard I Lwie Serce już w XII wieku. Mimo że znane już od tylu lat, to jednak to danie podbiło Hiszpanie dopiero w latach 60-tych XX wieku, kiedy mięso z kurczaka kojarzyło się raczej z luksusem. Pierwszy lokal w 1962 roku otworzono w dzielnicy Ribera, w którym można było jeść tylko kurczaka nazywał się Piolindo, co ciekawe w lokalu tym kurczaki z rożna sprzedawane są do dzisiejszego dnia (niestety zdania o jakości lokalu i obsługi są dosyć podzielone). Niezwykły sukces pierwszego lokalu spowodował otworzenie kolejnych miejsc, które oferowały podobne menu, a kurczak z rożna stał się idealnym posiłkiem, który można było zakupić i udać się do parku czy na plaże, aby go zjeść.


Gdzie jeść i ceny

Zgodnie z tradycją lat 60-tych ogólnie przyjęte zostało jedzenie kurczaka wraz z rodziną w niedziele, zazwyczaj jest on kupowany niedaleko miejsca zamieszkania, bo potem najwygodniej jest zjeść go właśnie w domu przy stole. W samej Barcelonie znajduje się mnóstwo miejsc, gdzie można kupić ten chrupiący specjał i co ciekawe przy każdym z nich znajdują się kolejki (jak już kiedyś pisałam kolejki do restauracji świadczą o dobrej jakości jedzenia). Dodatkowym plusem są niskie ceny zestawu, za pół kurczaka wraz z frytkami zapłacimy około 7 euro (zestaw jest odpowiedni dla dwóch dorosłych osób). Planując posiłek w lokalach oferujących kurczaki z grill'a lub z rożna trzeba nastawić się na długie czekanie, o ile niektóre lokale pracują bardzo sprawnie, niektóre nie nadążają ze sławą i trzeba czekać na posiłek około 40/60 minut, jeśli jednak dobrze traficie to całkiem możliwe, że zostaniecie poczęstowani przez obsługę: piwem, chipsami lub krokietami!



Do najbardziej znanych lokali w Barcelonie należą:

Els ,,pollos`` de Llull 
Carrer de Napols 272 niedaleko Sagrady Familii lub Carrer de Ramon Turró 13 niedaleko wioski olimpijskiej

El pato Donald
Carrer de Torrijos 20 (dzielnica Gracia)

Rostisseria Gómez
Carrer de Sant Joan de Malta 52 (niedaleko przystanku metra Clot)

Chez Coco
Avinguda Diagonal 465

Rostisseria Urgell
Carrer de Comte d'Urgell 23 (niedaleko przystanku Urgell)

Mam nadzieję, że jak będziecie w Barcelonie to skusicie się na takie kurczaka (a może już jedliście?), co prawda nie jest to zdrowy posiłek, który należałoby jeść codziennie jednak od czasu do czasu można sobie pozwolić- zwłaszcza, że cenowo wyniesie nas o wiele taniej niż jedzenie w restauracjach.

My zgodnie z niedzielną tradycją zjedliśmy dzisiaj przepysznego kurczaka i pewnie za jakiś czas powtórzymy to znowu, u nas tego typu danie zawsze musi pojawić się na stole, gdy przyjeżdża ktoś z mojej rodziny- bo oprócz tego, że mój mąż i brat są fanami to jest to też szybki i tani obiad!

Pozdrawiam,

Justa










Friday, October 21, 2016

Saragossa co zwiedzać i fiestas de Pilar

Wakacyjne miesiące pełne były weekendowych wyjazdów, jednym z miejsc, które chciałam odwiedzić od dłuższego czasu była bez wątpienia Saragossa. Bliskie położenie od Barcelony spowodowało, że miasto to stało się idealnym miejscem na jednodniowy wyjazd- kiedy byliśmy tam w lipcu upał dał się nam nieźle we znaki i nie przypuszczałam, że kiedy powrócę do stolicy Aragonii w październiku wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej!


Dojazd do Saragossy z Barcelony

Jeśli podróżujecie w dużej grupie osób i macie samochód to ten typ transportu będzie najbardziej opłacalny- jeśli jednak podróżujecie samemu lub w dwie osoby to najlepiej skorzystać z publicznej komunikacji. Pociąg dojedzie szybciej do miasta i jest bez wątpienia wygodniejszy, jednak cena też jest znacznie wyższa (około 50 €), my jednak zdecydowaliśmy się na podróż autobusem ALSA. Całkowity koszt podróży wyniósł nas około 30 euro- dodatkowo hiszpańskie autobusy są na tyle wygodne (klimatyzacja, wygodne siedzenia, możliwość oglądania filmu), że podróż nie zmęczyła nas ani trochę.


Co robić w Saragossie

Jeśli planujecie podróż w okresie letnim to nastawcie się na wysokie temperatury, wiatr i raczej trudne warunki do zwiedzania- ale to 700 tysięczne miasto ma wiele do zaoferowania turystom. Liczne muzea, Bazylika, arena do walki byków czy alkazar to zdecydowanie te miejsca, które trzeba odwiedzić i na własne oczy przekonać się czym jest stolica Aragonii. Jednak stare miasto, otoczone zostało wysokimi blokami, które nie sposób ominąć idąc ze stacji autobusowej czy kolejowej- które to zabierają duży urok temu miejscu.


Zwiedzanie Saragossy

Bazylika Nuestra Señora de Pilar (Matki Bożej na kolumnie)

Ta barokowa świątynia jest jedną z najważniejszych tego typu budowli w całej Hiszpanii, według tradycji tytułowa kolumna jest pozostałością po tym jak w latach 40 I wieku Matka Boska objawiła się Jakubowi. Kolumna wykonana z jaspisu znajduję się w centralnej części katedry zaraz obok kaplicy poświęconej Madonnie. 


Widoczna dzisiaj Bazylika ma długość 130 metrów, 67 m. szerokości, a cztery wieże i jedenaście kopuł sprawiają, że jej widok robi naprawdę duże wrażenie i na długo pozostaje w pamięci. Jednak wygląd, który obecnie jest podziwiany przez turystów z całego świata znany jest dopiero od XVII-XVIII wieku, wcześniej znajdowała się tutaj tylko mała kaplica a w XII wieku kościół romański, który został zniszczony przez pożar. 

Wstęp do Bazyliki jest bezpłatny, a kiedy już będziecie w środku to warto zwrócić uwagę na cudowne freski namalowane przez największych ówczesnych hiszpańskich artystów tj. Goya. Warto także wjechać na wieże, z której widać całe miasto (koszt 3 euro od osoby). Bazylika otwarta jest codziennie od 6.45 do 20.30, w niedziele natomiast do 21.30. 

Warto wiedzieć...
  • Figura Matki Boskiej jest niezwykle ważnym miejscem kultu, chociaż jej wysokość nie przekracza 39 centymetrów,
  • Pilar na którym spoczywa figura jest przykryty szatą przez cały czas, oprócz kilku dni w roku: 2, 12 i 20 każdego miesiąca,
  • Podczas wojny domowej w 1936 roku na Bazylikę zrzucone zostały cztery bomby celem jej zniszczenia, jednak żadna z nich nie trafiła w budynek- najbliższa spadła na plac Pilar znajdujący się obok Bazyliki,
  • Jest to jedyny Chrześcijański budynek na świecie, na którym można znaleźć symbol religii taoistycznej, 
  • Wieże mają wysokość 92 metrów, najstarsza pochodzi z 1715 roku, a najmłodsza z 1961 roku.
Alkazar Aljaferia

Zwiedzając Hiszpanie, nie sposób zapomnieć jak wielki wpływ mieli muzułmanie na powstanie i rozwój tego kraju- na południu muzułmańskie pałace tj. Alhambra (wpisany na listę cudów świata) czy pałace w Kordobie nie są żadną nowością. Ale jak się okazuje nie trzeba jechać daleko na południe, aby można było zachwycać się niezwykłą architekturą, detalami i dbałością o szczegóły sztuki mauretańskiej- wspaniałą architekturę sztuki muzułmańskiej można zobaczyć także w stolicy Aragonii. 


Pałac Aljaferia został zbudowany w drugiej połowie XI wieku, w XII wieku stał się rezydencją Chrześcijańskich królów Aragonii. W późniejszym okresie pałac ten był wielokrotnie przebudowany ze względu na zmieniające się funkcję (twierdza, rezydencja królewska czy nawet więzienie).


Muszę przyznać, że z zewnątrz budynek nie zrobił na mnie żadnego wrażenia-nie wiem czy związane jest to z licznymi przebudowami, które ostatecznie sprawiły, że budowla stała się ciężka i raczej przypomina twierdze niż lekki mauretański pałac budzący zachwyt turystów. Jednak po wejściu do środka wszystko zmienia się diametralnie, zachwycać zaczyna wszystko od misternych łuków na parterze, gdzie znajdowały się reprezentacyjne sale pałacu, aż do śladów pozostawionych na murach wieży Trovador, które przypominają o smutnej historii tego miejsca (kiedy znajdowało się tu więzienie).


Na mnie największe wrażenie zrobiło patio, tak typowe dla tutejszej architektury, woda i roślinność zapewniają swoisty mikroklimat, dzięki czemu przyjemnie jest tutaj odpocząć, w zaciszu podziwiając przylegające do niego sale. Jest to bez wątpienia jedno z tych miejsc, które trzeba odwiedzić będąc w Saragossie!

Muzea

Jeśli lubicie zwiedzać muzea, to w Saragossie nie będziecie się nudzić- na terenie miasta znajduje się kilka większych i mniejszych muzeów, jednak nie są one nawet w połowie tak ciekawe jak muzea w Barcelonie czy Madrycie...
Najbardziej interesującym miejscem są muzea związane z F.Goya, w końcu ten hiszpański artysta spędził tutaj najważniejsze lata swojego życia zaraz przed wyjazdem do Madrytu, gdzie jego kariera zaczęła się na dobre. Dzieła tego artysty można znaleźć w całym mieście, zaczynając od fresków w Katedrze Pilar, a kończąc na muzeum jego imienia. No właśnie Muzeum Goya skusiło mnie, aby zobaczyć jego pracę i wejść do środka, nie przeraziły mnie nawet 4 euro, które trzeba było zapłacić i brak jakichkolwiek zniżek. Niestety, jeśli skusicie się na zwiedzenie tego muzeum mając na uwadze nazwisko tego artysty, to lepiej od razu zrezygnujcie- niestety jak się okazało prac artysty jest bardzo nie wiele, a sama wizyta w muzeum to wielkie rozczarowanie.
Zdecydowanie lepiej odwiedzić Muzeum Miejskie znajdujące się na placu de los Sitios 6, w środku znaleźć można wiele interesujących prac, a co najważniejsze wejście jest bezpłatne!


Ruiny Rzymskiego Mocarstwa

O tym, że Saragossa pełniła ważną rolę już od czasów rzymskich naprawdę nie sposób zapomnieć, na terenie miasta znajdują się łaźnie publiczne, teatr, dawne mury czy forum Cezara Augusta. Wszystkie budynki można zwiedzić za dosyć niską cenę, jednak ważne jest sprawdzenie wcześniej godzin otwarcia poszczególnych atrakcji. My tym razem odpuściliśmy sobie rzymskie ruiny, ponieważ na terenie Hiszpanii znajduje się wiele podobnych miejsc i trochę nam było szkoda czasu.

Fiestas de Pilar

O tyle ile w okresie letnim miasto wydało mi się zupełnie opustoszałe, nie licząc paru zagubionych turystów takich jak my, o tyle 12 października nie mogłam uwierzyć w liczbę osób, która znajdowała się na placu Pilar obok Bazyliki.


Imprezy na cześć patronki (Pilar) trwają w Saragossie cały tydzień, w tym okresie w całym mieście odbywają się liczne koncerty, przedstawienia, msze i pochody. Najważniejszym dniem jest 12 października, wtedy to w Bazylice odprawiana jest msza święta już o 4.30 rano, potem odbywają się pochody w stronę Katedry (pierwsza celebracja w taki sposób miała miejsce w 1756 roku). Jednak najbardziej spektakularna jest Ofrenda de los flores czyli ofiarowywanie kwiatów Marii, tradycja ta rozpoczęta została 1956 roku przez radnego miasta i niezmiennie trwa do dzisiejszego dnia. Kwiaty ofiarowywane są przez miejscowe gildię, kółka zainteresowań, grupy pracownicze czy także przez okolicznych mieszkańców- osoby biorące udział w pochodzie przyodziane są w typowe Aragońskie stroje, dzięki którym całe wydarzenie robi jeszcze większe wrażenie.


Fiestas de Pilar to święto wyprawiane z niezwykłym rozmachem- co ciekawe kultywowane przez tyle lat niezmiennie zachwyca i wyprawiane jest z takim samym, a może i większym rozmachem. Nie wiem czy w przyszłym roku uda nam się zorganizować wycieczkę w tym okresie, jednak na pewno jeszcze raz wrócę i wraz z rodziną będę celebrować święto Pilar!


Mam nadzieję, że podobał wam się post o Saragossie w pigułce- wiem, że ciężko jest wymienić wszystkie atrakcje będąc w tym mieście tylko jeden dzień. Jednak zwiedzając to miasto zdałam sobie sprawę, że to wielkie szczęście, że mój mąż pochodzi z Barcelony, a nie z Saragossy- bo ze względu na dosyć ciężki klimat mogłabym nie wytrzymać mieszkania w stolicy Aragonii!

A wy byliście w Saragossie? A może jest to miasto na waszej liście miast do zobaczenia? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!

Pozdrawiam,

Justa!



Sunday, October 9, 2016

Barcelona zmienia

Zastanawialiście się kiedyś jak mieszkanie w jakimś mieście może zmienić was i wasze podejście do życia? Barcelona zmienia się nieustannie, tutaj ciągle się coś buduje, rozbudowuje- a z Barceloną zmieniamy się my, mieszkańcy tego pięknego miasta. Po pięciu latach mieszkania w Barcelonie postanowiłam usiąść i zastanowić się jak zmieniło się moje życie i podejście do życia pod wpływem katalońskiego klimatu.


Dzisiaj nie będzie o tym jak z osoby ze średnią znajomością języka hiszpańskiego zaczęłam biegle posługiwać się hiszpańskim, może trochę o tym jak powoli przyzwyczajając się do panujących tu zwyczajów poznałam hiszpańską kulturę i moim zachowaniem wpisałam się w obowiązujące tu normy. Będzie także, o tym jak mieszkanie w Barcelonie zmieniło pozytywnie moje życie sprawiając, że stałam się osobą bardziej otwartą na nowe doznania- chociażby dlatego warto jest pomieszkać w jakimś innym kraju!

Po pierwsze: polubiłam hiszpańskie przysmaki

Przed przyjazdem do Hiszpanii zjedzenie małż, kałamarnic czy innych obślizgłych owoców morza było dla mnie nie do pomyślenia- od małego boje się wszelkiego rodzaju ślimaków i włożenie ich do buzi było uznawane przeze mnie za największy koszmar. Nie powiem, że łatwo było mi się przekonać do kuchni hiszpańskiej, mój mąż starał się mnie przekonać wszelkimi sposobami do spróbowania jego ulubionych dań. Na pierwszy ogień poszły małże, które najpierw zjadałam z zamkniętymi oczami, a potem sama zaczęłam prosić mojego męża o zrobienie mi tego dania. Dzisiaj małże i krewetki są na liście moich ulubionych dań, a kałamarnicami także nie pogardzę, zwłaszcza jeśli są dobrze przyrządzone. Jednak jeszcze wiele przede mną, jeszcze nie przekonałam się do spróbowania ośmiornicy- tu bariera psychiczna jest o wiele większa, macki tego zwierzątka nie potrafią mnie przekonać do siebie za żadne skarby.


Po drugie: zmieniłam styl ubierania

Kiedy mieszkałam we Wrocławiu ciężko było mi sobie wyobrazić wyjście na miasto w innych butach niż te na obcasie- oczywiście w moim przypadku obcasy były raczej wygodne i nigdy nie szły w stronę szpilek. Tym samym styl, w którym się ubierałam należał raczej do eleganckich: marynarki, spódnice i sukienki. Od kiedy zamieszkałam w Barcelonie pierwsze co, to zmieniłam buty na wygodne adidasy: miasto w którym przyszło mi żyć pełne jest gór i pagórków, dlatego też w płaskich sportowych butach łatwiej jest mi się przemieszczać. W stolicy Katalonii chodzę także o wiele więcej niż w stolicy Dolnego Śląska- często zdarza mi się oprowadzać znajomych i czytelników bloga po mieście, dlatego nie wyobrażam sobie innego obuwia. Nawet jeśli nie oprowadzam turystów po Barcelonie, to ciągle się spieszę- w drodze do metra wygodne obuwie to podstawa!
Ciężko jest jednak pozbyć się swoich dawnych przyzwyczajeń i o ile w zimie mój strój jest zdecydowanie bardziej sportowy, o tyle w lecie lubuje się w kobiecych sukienkach i w sandałach na platformie...

Po trzecie zaczęłam doceniać każdą chwilę

W teorii wszyscy są zgodni, trzeba doceniać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo co nam przyniesie przyszłość- w praktyce jest jednak trochę inaczej. Kto z nas ciągle na coś nie czeka: na piątek, na długi weekend, na wakacyjny wyjazd czy zdanie egzaminów...Niestety wiele osób skupia się na przyszłości zupełnie pomijając ten moment, w którym się znajdujemy w danym momencie- a przecież trzeba żyć tu i teraz, każda chwila jest niepowtarzalna i wyjątkowa, a każdy wtorek czy czwartek może być niezapomniany...
Kiedy byłam na ostatnim roku studiów, wiedziałam już że po magisterce wyjadę na stałe do Hiszpanii, wtedy też zaczęłam bardziej celebrować moje ostatnie dni w rodzinnym mieście z rodziną i przyjaciółmi. Z jednej strony cieszyłam się na wyjazd do ukochanego, z drugiej byłam smutna, że moje dotychczasowe życie zmieni się o 180 stopni. 
Obecnie ten czas, kiedy każdy dzień jest wyjątkowy, jest wtedy gdy przyjeżdża do mnie rodzina- staramy się wtedy wykorzystać ten tydzień czy dwa, kiedy są w Barcelonie jak najintensywniej jak się da! Wtedy każdy poniedziałek, wtorek czy środa jest pełny wrażeń, a po wyjeździe najbliższych następuje spokojny powrót do rzeczywistości i wytchnienie po szalonej gonitwie.

Po czwarte nauczyłam się być tolerancyjną

Barcelona to niezwykłe miejsce, tutaj styka się kultura europejska z kulturą arabską, tak długo zakorzenioną w historii Hiszpanii. Jednak w tym niezwykłym mieście, można spotkać przedstawicieli najróżniejszych ras i europejskich krajów- tutaj nie zdziwi nikogo nietypowy strój czy tatuaże, tutaj każdy może być tym kim chce. Ta różnorodność nie jest, aż tak rozwinięta jak np. w Londynie,  gdzie nie zdziwi nikogo spacerowanie na ulicy w pidżamie-jednak jest jej o wiele więcej niż w dużych miastach w Polsce- chociaż ostatnio i to się zmienia. 
Z drugiej strony moja tolerancyjność i otwartość nie sprawia, że mieszkańcy tego miasta tacy też są- Katalończycy nieustannie dążą do swojej niezależności i w związku z tym może się zdarzyć, że są zamknięci na obcokrajowców, którzy mieszkają w Barcelonie. Porównując swoje doświadczenia z innymi, którym także przyszło żyć w stolicy Katalonii bardzo często zgadzamy się co do jednego- bardzo ciężko jest zjednać sobie przyjaźń rodowitego Katalończyka. Owszem zdarzają się wyjątki, ale zazwyczaj wyznawcy niezależności trzymają się w zamkniętej grupie i obcy nie zostanie przyjęty do niej z otwartymi ramionami.

Po piąte nauczyłam się, że jestem tradycjonalistką

Podobno jedni są tradycjonalistami, a drudzy odwrotnie zachwyceni nowoczesnością i technologami odrzucają to co przez wiele lat osiągnęli przodkowie. W Polsce regionalność i związane z tym tradycje przez długi czas powodowało raczej zakłopotanie niż dumę do własnej odmienności (nie wiem czy wy też tak to odczuwacie), postępująca globalizacja spowodowała, że wszyscy chcieli mieć piękne życie jak ci na zachodzie zapominając o swojej tradycji. 
Co by nie powiedzieć o Hiszpanii to trzeba im przyznać, że potrafią szanować i kultywować swoje tradycje (skądinąd niezwykle efektowne), kto z was nie zna wież z ludzi czy tańca gigantów oraz regionalnych imprez (jeśli nie znacie to koniecznie wejdźcie w zakładkę tradycje). Kultywowanie tradycji wiąże się ze spotkaniami, na których ćwiczy się: tańce, efektowne figury czy śpiew. 
Mieszkając w Hiszpanii bardzo polubiłam te tradycyjne pokazy i żałuje, że w Polsce tak rzadko są one pielęgnowane, o ile w górach można jeszcze zobaczyć zwyczajowych górali, o tyle w większych miastach ciężko o tego typu rozrywki.

Po szóste stałam się bardziej oszczędna

No dobra to jest chyba jeden z punktów, w który na pewno nie uwierzy mi mój mąż, a jednak... 
Jeśli choć trochę czytacie mojego bloga, to na pewno natknęliście się na stwierdzenie, że Katalończycy należą do najbardziej oszczędnych mieszkańców Hiszpanii- mieszkając z jednym z nich w domu, ciężko jest nie przejąć pewnych nawyków. Kiedy pierwszy raz przyjeżdżałam do Barcelony dałam się złapać na wielkie promocje i kupowanie wielu produktów w niezwykle atrakcyjnych cenach, kto nie skusiłby się na przeceny w Mango 50% czy ciuchy za parę euro w taniej sieciówce. Po zachłyśnięciu się nowością i dobrobytem, nastąpiła chwila zastanowienia- spódnicę, którą kupiłam za 2 euro założyłam tylko raz, a t-shirty przestały mi się mieścić na półce...


Po przeprowadzce pozbyłam się worów ubrań, a mieszkając w Barcelonie zaczęłam dobierać moją garderobę uważniej nie szalejąc na przecenach...
To samo dotyczy się zakupów spożywczych, mieszkając na swoim dokładnie układamy listę sprawunków- biorąc pod uwagę menu na cały tydzień. Oczywiście i tutaj nie zawsze jesteśmy doskonali, bo czasem zdarza mi się zakupić nowy ser czy jogurt, który stoi potem w lodówce, bo jak się okazuje nikomu nie smakuje...

Po siódme zaczęłam inaczej dobierać garderobę

No dobra, jeśli jesteśmy przy ubraniach to zmieniając miejsce mojego zamieszkania musiałam zmienić także moją garderobę. W Polsce zostały ciepłe swetry, rękawice czy czapki, czyli wszystko to czego potrzebujemy w chłodne i zimowe dni. Zostawiłam także wszystkie letnie ciuchy, ale wykonane z nieoddychających materiałów, zastępując je ubraniami wykonanymi z naturalnych włókien tj. cienka bawełna czy len, najlepiej oczywiście jeśli nie trzeba ich prasować. W Barcelonie w lecie temperatury przekraczają ponad 30 stopni i naprawdę potrafi być gorąco, dlatego też sprawdzanie składów ubrań i patrzenie na stopień ich zabudowania weszło mi w nawyk!



Pięć lat mieszkania w Barcelonie, a jeszcze wiele przede mną (mam nadzieję), zdaje sobie sprawę że to nie tylko miasto nas zmienia, ale także ludzie z którymi żyjemy oraz wydarzenia, które rozgrywają się w tle. Jednak mieszkając w innym mieście czy kraju mamy szanse nauczyć się czegoś nowego i zdobyć niezwykłe doświadczenia, które otworzą nam oczy na nowo.

A wy mieszkaliście w jakimś innym mieście? Też macie wrażenie, że was ono zmieniło?
Pozdrawiam,

Justa





Sunday, October 2, 2016

Restauracje, które musisz poznać w Barcelonie/ Eixample

Dzielnica Eixample (hiszp. Ensanche) jednoznacznie kojarzy się z Barceloną- ta modernistyczna dzielnica słynie ze swojej niezwykłej geometrii: symetryczne ulice tworzą siatkę ulic i budynków. To tutaj znajdują się najważniejsze dzieła A.Gaudiego, a także najważniejsze pasaże handlowe i usługowe. Tej dzielnicy nie sposób przegapić, dlatego warto wiedzieć gdzie można zjeść, nie wydając za dużo!


La Rita

To restauracja w typowym hiszpańskim stylu, oczywiście nie jest to typowy styl tawerny, z którym kojarzy się nam Hiszpania, ale raczej przytulna restauracja, w której można się szybko posilić w przerwie od pracy. Proste menu (do wyboru mamy 4 pierwsze dania, 4 drugie dania i 5 deserów) sprawia, że jest to miejsce do którego przychodzi się szybko zjeść bez długiego celebrowania posiłków czy długiego czekania na zamówione danie- oczywiście czasem może się zdarzyć, że na kelnera trzeba dłużej poczekać, jednak są to raczej indywidualne przypadki... 
Turystów może zdziwić długa kolejka ustawiająca się pod drzwiami restauracji zwłaszcza w godzinach, w których Hiszpanie jedzą (ze względu na dużą popularność miejsca nie ma możliwości rezerwacji), jednak wystarczy przyjść koło pierwszej lub po trzeciej, aby czas czekania znacznie się skrócił.


Największą zaletą jest niewątpliwie cena i jakość posiłku, bo trzydaniowe menu w tygodniu kosztuje 10,95 €, w weekendy natomiast 20,95 €. Niższa cena od poniedziałku do piątku sprawia, że jest to ulubione miejsce pracujących w okolicy etatowców, którzy w przerwie od obowiązków postanawiają wymienić najnowsze plotki i posilić się pożywnym jedzeniem. Jednak nie myślcie, że restaurację tą odwiedzają tylko mieszkańcy Barcelony, miejsce to zdołali też poznać turyści z całego świata- bo w środku można spotkać zarówno rodziny europejskie jak i Azjatów, którzy delektują się daniami. 

Co można zjeść?

W restauracji menu zmieniane jest codziennie, więc ciężko przewidzieć co będzie w danym dni serwowane. Jednak na pierwsze danie zawsze do wyboru jest warzywna sałatka, zupa czy danie z makaronu, na drugie danie można liczyć na kawałek mięsa czy ryby, natomiast deser to lody, krem kataloński czy inny typowy hiszpański deser.

Plusy:
-dobra cena za porządny obiad (warunki barcelońskie),
-przyjemna obsługa i szybki serwis,
-dobra lokalizacja,
-przyjemny wystrój.

Minusy:
-brak możliwości rezerwacji,
-brak stałych dań, które można by było zamówić.

Adres: Calle d´Aragón 279

RESTAURACJA TOTO

Jeśli chcecie spróbować czegoś bardziej wyszukanego i zobaczyć jedno z piękniejszych i ciekawszych wnętrz restauracji to koniecznie zatrzymajcie się w restauracji Toto. Nie będę ukrywać, że tak jak poprzednio najbardziej opłaca się przyjść w godzinie obiadowej i spróbować menu, które składa się z trzydaniowego posiłku. Niestety cena, którą przyjdzie nam zapłacić jest trochę wyższa niż w poprzednim miejscu, bo wynosi 15,90 €. Jeśli jednak chcecie spróbować wykwintnej śródziemnomorskiej kuchni to naprawdę warto chociaż raz zjeść w tym miejscu.


Niewątpliwym plusem tej restauracji jest wystój, który pełen przepychu przypomina modernistyczne wnętrza- tym razem zachwyca wszystko, od żyrandoli w industrialnym stylu, idąc poprzez kuchnie znajdującą się na widoku, a kończąc na toaletach. Jeśli chcecie odpocząć i celebrować jedzenie to ta restauracja będzie doskonałym wyborem, bo po przestąpieniu progu czas zaczyna płynąć jakby w innym wymiarze- tutaj nikt się nie spieszy, nie pogania. Od pierwszego momentu widać, że najważniejsze jest właśnie jedzenie i jego celebracja-posiłki oprócz znakomitego smaku podane są w niezwykle eleganckiej formie, która sprawia, że żal zacząć jedzenie. Dodatkowo nawet najprostsze danie przygotowane jest w ten sposób, że jest to raj dla podniebienia.

Co można zjeść?

Ta śródziemnomorska restauracja serwuje typowo włoską kuchnie, więc niech nie zdziwi was bogaty wybór pizza czy gnocchi, nie zabraknie także pomidorów i świeżych przypraw, które nadają daniom niebiański smak. Na deser zazwyczaj do wyboru jest sezonowy owoc lub ciasto- owoc zazwyczaj przyrządzony jest w nietypowy sposób np. arbuz z serem czy plastry pomarańczy ze śmietaną...

Plusy:
-dobre jedzenie,
-wystrój i atmosfera,
-możliwość rezerwacji,

Minusy:
-średnio-wysoka cena,
-menu nie jest typowo hiszpańskie.

Adres: Calle Valencia 246

BACOA

Jeśli znudziło wam się typowo śródziemnomorskie jedzenie pełne ryb, kałamarnic i innych paskudztw i jedyne na co macie ochotę to przyzwoity hamburger to sieć Bacoa będzie dla was najlepszym wyborem. Najwyższej klasy mięso podane na kilkanaście sposobów wraz z najlepszymi sosami i dodatkami, jest to jedno z ulubionych miejsc mojego męża, który jest smakoszem mięsa pod każdą postacią. W restauracji zawsze panuje typowy gwar, więc jeśli chcecie spokojnie pogadać i odpocząć po męczącym zwiedzaniu niekoniecznie może być to miejsce dla was. W godzinach szczytu do kasy zawsze jest duża kolejka, jednak nie ma co się przejmować (chyba, że jesteście blisko omdlenia z głodu), bo kolejka posuwa się szybko.


Ceny za hamburgera w zależności od tego jakie mięso i dodatki wybierzecie wynosi około 11,90-15,90 €, jednak jedzenie jest tak pożywne, że jeden posiłek starczy do końca dnia. 

Co można zjeść?

Dziesiątki hamburgerów, do których przygotowania można wybrać mięso ekologiczne lub zwykłe oraz różne rodzaje bułek. Nie zabraknie też frytek, smażonych ziemniaków czy ekologicznie robionych lodów- ja do deseru nigdy nie dotrwałam, za wcześnie się najadłam!

Plusy:
-duże porcje,
-duży wybór hamburgerów,
-industrialny i nowoczesny wystrój,
-dostępność

Minusy:
-naprawdę duże porcje,
-jeśli nie lubicie hamburgerów to raczej nie ma tam czego szukać.

Adres: Ronda de Universitat 31
            Calle de Girona 111

Ja ciągle jeszcze odkrywam barcelońskie restauracje, jest ich tutaj tyle że nie sposób poznać je za jednym razem- jednak w miarę możliwości będę wam przybliżać ciekawsze miejsca.

Pozdrawiam,

Justa