Sunday, June 18, 2017

Jacy właściwie są Hiszpanie

O tym, że Hiszpan- Hiszpanowi nie jest równy wspomniałam wam jakiś czas temu- dzisiaj mam dla was krótki przewodnik, który pozwoli wam lepiej poznać mieszkańców poszczególnych regionów. Zaczynając od tych otwartych i zawsze skorych do zabawy, a kończąc na tych, którzy są raczej zamknięci w sobie i ciężko jest do nich dotrzeć osobie z zewnątrz! Dzisiaj z przymrużeniem oka- zapraszam!

ANDALUZYJCZYCY

Mieszkańcy najbardziej gorących regionów Hiszpanii, dla nich lato zaczyna się dopiero kiedy termometry przekroczą magiczne 30 stopni Celsjusza. Mają w sobie niezaspokojone zasoby energii, które wykorzystują do tańca popularnego flamenco czy rytmicznych sewillan. Znani są z tego, że uwielbiają się dobrze bawić i nie ma znaczenia czy jest to wesele, chrzest czy festiwal techno- najważniejsze żeby było głośno i na bogato! Jeśli mówimy już o bogactwie to Andaluzyjczycy uwielbiają kupować i nie ważne czy jest to nowa markowa sukienka, w której trzeba koniecznie zrobić zdjęcia na portale społecznościowe czy dmuchany basen do ogrodu, którego nie mają- najważniejsze, aby portfel zbytnio nie wypychał im kieszeni…
Cechą charakterystyczną mieszkańców tego regionu jest także niezbyt zrozumiały akcent, który może być prawdziwa zmorą dla wszystkich tych, którzy uczą się języka- jak mówić po andaluzyjsku? Nic prostszego! Wystarczy mówić niewyraźnie, połykając końcówki wyrazów- ważne jest, aby pamiętać że im bardziej niedbała będzie wasza wymowa tym lepiej! A właśnie niedbałość to tylko jedna z wad mieszkańców tego regionu, którą można uznać za najbardziej denerwującą pozostałych mieszkańców Hiszpanii. Bo to właśnie ta ogólnikowość i niechęć do zmiany przyzwyczajeń często prowadzi do przekręcania szyku wyrazów czy nieodpowiednie nazywanie przedmiotów np. sweter kamizelką etc., co tak bardzo denerwuje purystów językowych. Co natomiast o mieszkańcach tego regionu mówią inni Hiszpanie? Może się zdarzyć, że usłyszycie historię o tym, że Andaluzyjczycy są leniwi, ale czy naprawdę jest się czemu dziwić- kiedy temperatury w lecie przekraczają 40 stopni Celsjusza? Wiele prawdy natomiast mają pogłoski jakoby mieszkańcy Andaluzji byli najbardziej religijnymi z całej Hiszpanii- nie wiadomo jednak czy jest to szczere przekonanie czy raczej chęć pokazania się na dzielnicy. Nie da się jednak ukryć, że uczestniczą oni najliczniej we wszelkiego rodzaju procesjach i imprezach religijnych- nawet jeśli nie są specjalnie wierzący...
Czego mogą się natomiast spodziewać turyści przyjeżdżający do tego regionu? Na pewno otwartości i uśmiechu mieszkańców, a także przepysznego i dosyć taniego (jak na warunki Hiszpańskie) jedzenia!

BASKOWIE

O mieszkańcach kraju basków krążą legendy, które odnoszą się głównie do prężnie działającej przez wiele lat w tym regionie grupy terrorystycznej ETA. Wybuchające samochody, bomby w budynkach oraz zakapturzeni terroryści pojawiający się od czasu do czasu w telewizji to jeszcze niedawno była codzienność tego regionu. Ze względu na złą renomę tego obszaru jadąc pierwszy raz w tamte okolice miałam duszę na ramieniu- nie wiedząc czego mogę się spodziewać i czy na pewno będę mogła wyjść bezpiecznie na ulicę. Jak się okazało strach ma wielkie oczy i od pewnego czasu Kraj Basków nie jest mniej niebezpieczny niż Katalonia i jedyne czego można się obawiać to zaniedbane budynki…


Pewnie z powodu terroryzmu pozostali Hiszpanie mają Basków za agresywnych i brutalnych- jak się okazuje nie ma w tym ani grama prawdy, ja poznałam dwóch mieszkańców tego regionu i są to jedne z najsympatyczniejszych osób, które udało mi się spotkać podczas mojego pobytu w Hiszpanii.

Jak jeszcze Baskowie postrzegani są przez Hiszpanów? Mówi się, że są oni niezwykle uparci- co w sumie nie jest, aż tak złą cechą dla nich samych, ale może stać się męczące dla innych. Jednym z przykładów może być wieloletnie dążenie do niezależności i mimo wielu przeciwności losu nie poddawanie się! Potwierdzeniem tej cechy charakteru może być także niezmienne używanie swojego języka, który w niczym nie przypomina hiszpańskiego- a dla osoby przyjezdnej mógłby być równie dobrze chińskim, bo po prostu nie jest podobny do niczego! Często słyszy się, że Baskowie są zimni i zamknięci w sobie- więc osobom samotnym raczej odradza się szukanie drugiej połówki właśnie na tym obszarze. Ale z drugiej strony podobne opinie słyszy się o polakach i jakoś ciągle się rozmnażamy…

Czego mogą spodziewać się natomiast turyści odwiedzający ten region? Kraj Basków w zupełności nie przypomina Hiszpanii, którą sprzedają nam w reklamach- wszystko tutaj jest inne. Począwszy od pogody, która zawsze jest o wiele niższa niż na południu kraju- a deszcz i wiatr są na porządku dziennym. Inni są także mieszkańcy tego regionu, którzy są mniej otwarci, weseli i przyjaźni niż np.tryskający energią i uśmiechem Andaluzyjczycy, ale z drugiej strony czy naprawdę trzeba się temu, aż tak dziwić?

Jeśli jedziemy na północ Hiszpanii chcąc zrobić sobie zdjęcie pod palmą to możemy się trochę zdziwić, w Kraju Basków roślinność jest zupełnie inna niż na południu kraju. Zielone wzgórza, drzewa i krzewy przypominają raczej roślinność i krajobrazy typowe dla naszych polskich pejzaży, ale to właśnie jest piękne!





GALISYJCZYCY



Najbardziej tajemniczy i niezwykły region w całej Hiszpanii- za pewne wiąże się to z występowaniem na tym obszarze elfów, krasnoludów i takim podobnym stworzeniom. Bo czy wątpić można w coś, czego istnienie potwierdzają wszyscy mieszkańcy regionu?

Na wszelki wypadek Galisyjczycy wolą wierzyć zarówno we wróżki, które rzekomo pomagają im w codziennym życiu jak i w zabobony oraz horoskopy bez których sprawdzenia żaden szanujący się mieszkaniec tego obszaru nie wyjdzie z domu. Wiara w różnego typu duszki na pewno pomaga im w walce z niezdecydowaniem, bo właśnie tak postrzegają ich pozostali mieszkańcy Hiszpanii- wymyślono nawet powiedzenie obrazujące tą cechę charakteru, które odnosi się do tego, że jeśli spotkasz Galisyjczyka na schodach to nigdy nie wiesz czy wchodzi na górę czy schodzi na dół…

Inną cechą charakteru mieszkańców tego regionu, która denerwuje pozostałych Hiszpanów jest odpowiadanie pytaniem na pytanie, którym unika się podaniem jednoznacznej odpowiedzi, zawsze odpowiadając: to zależy… Na szczęście nie poznałam nigdy Galisyjczyka, który ripostowałby mi w ten sposób, bo to raczej pewne że nie wytrzymałabym z nim ani chwili…

Jedną z cech, którą udało mi się usłyszeć pytając o cechy charakterystyczne mieszkańców tego regionu to jednoznacznie przyznanie im tego, że są po prostu dziwni! Nie wiadomo do końca jednak czy odnosi się to do ich specyficznego akcentu, języka przypominającego trochę portugalski czy może raczej do specyficznego humoru, który jest połączeniem ironii i sarkazmu…
Określenie mieszkańców tego regionu jako zimnych czy zamkniętych w sobie może odnosić się również do tego, że osobie przyjezdnej ciężko jest początkowo zjednać sobie zaufanie tubylców- jednak, kiedy komuś już się uda zdobyć kredyt zaufania to na pewno może liczyć na niezwykłą gościnność, która prawie może się równać z naszą polską serdecznością!
Mieszkańcy innych regionów Hiszpanii krytykują także naleciałości językowe Galisyjczyków, a zwłaszcza ich manierę do zakańczania wszystkich wyrazów na końcówkę -iño, jednak potępienie akcentu i naleciałości językowych poszczególnych regionów stało się już normą, więc chyba jednak nie powinnam brać tego pod uwagę w tym zestawieniu. Aby jednak nie było, że Galisyjczycy są tylko krytykowani to słyną oni także z niezwykłej pracowitości, która jest bardzo ceniona przez cały naród!
Czego jednak mogą się spodziewać turyści przyjeżdżający w ten region? Na pewno nie powinni oni liczyć na wysokie temperatury- bliskość oceanu i położenie na północy kraju powodują, że często jest tu zimniej niż np.w Barcelonie. Jednak cudowne krajobrazy i przepyszne jedzenie, które zwłaszcza pokochają miłośnicy ośmiornic i owoców morza, na pewno wynagrodzą chłodniejsze powietrze.
Ja niestety nie dotarłam jeszcze na północ kraju- może uda mi się zrealizować ten plan w przyszłym roku udając się na przykład na sławną pielgrzymkę do Santiago de Compostela, wtedy będę mogła napisać coś więcej zarówno o krajobrazach jak i o jedzeniu.

KATALOŃCZYCY

Żyje wśród mieszkańców tego regionu ostatnie 6 lat i mogę powiedzieć o nich zarówno wiele dobrego jak i złego- jednak jedno jest pewne wyróżniają się na tle innych mieszkańców Hiszpanii. Chodzą pogłoski o tym, że są skąpi- oni jednak twierdzą, że gdyby nie ich oszczędność to Hiszpański kryzys byłby normą, a nie tylko stanem przejściowym. Nie sposób się z tym nie zgodzić i o ile racjonalne wydawanie pieniędzy jest naprawdę dobrą cechą, o tyle chwilami może się zrobić naprawdę nieprzyjemnie np.kiedy twoja druga połówka notorycznie odmawia ci wyrzucenia starej koszulki wkładając je na wszystkie ważne rodzinne święta.
W całej Europie słyszy się także o dążeniu do niezależności i związanymi z tym nurtem protestami coraz częściej odbywającymi się na terenie Barcelony- pokazywanie Katalończyków żądnych niepodległości przyczyniło się do tego, że nie tylko Hiszpanie, ale także Europejczycy mają wszystkich ludzi tu mieszkających za żądnych władzy nacjonalistów. Prawda jest taka, że owszem w Katalonii mieszka bardzo dużo osób, którym marzy się oddzielenie od Hiszpanii, ale też jest tutaj wiele osób, którzy cieszą się z tego jak jest obecnie. Dzisiaj raczej skupię się na tych pierwszych- przecież jest to post przedstawiający stereotypy o mieszkańcach danego regionu. Prawdziwego Katalończyka poznać można już na pierwszy rzut oka- zacznijmy od stroju, który powinien być raczej zaniedbany, tak aby przypadkiem nie wydać na niego za dużo pieniędzy. Nie ma specjalnego rozróżnienia na strój męski i damski- wszak szerokie spodnie z cienkiego materiału i klapki pasują zarówno do jednych jak i drugich. Następnie warto zwrócić uwagę na fryzurę- tutaj rządzi także niedbały styl, dobrze widziane są dready (najlepiej jednak jeśli nie pokrywają całej głowy tylko jedną część), ewentualnie asymetryczna krótko przystrzyżona fryzura- koniecznie z grzywką!



Mówiąc o Katalończykach nie sposób idzie nie wspomnieć o ich dziwnym języku, który jest mieszaniną francuskiego i hiszpańskiego- właśnie w tym dialekcie będą się do was zwracać zagorzali regionaliści udając, że nie rozumieją ani słowa po hiszpańsku...
Cechą charakterystyczną mieszkańców tego regionu jest ich oziębłość czy może raczej niechęć do spoufalania się z innymi osobami, które nie pochodzą z Katalonii- niektórzy twierdzą, że jest to następstwem ich narodowej dumy i nacjonalizmu. Nie wiem jaki jest powód takiego stanu rzeczy- jednak jest w tym trochę prawdy- czasem ciężko jest obcokrajowcowi zaprzyjaźnić się z zagorzałym patriotom (mi jeszcze się to nie udało).
A o tym czego mogą się spodziewać turyści przyjeżdżający w te okolice możecie przeczytać od paru lat na moim blogu- na przykład wchodząc w zakładkę Katalonia.

POZOSTALI MIESZKAŃCY HISZPANII

Kim są więc pozostali mieszkańcy Hiszpanii- co prawda nie krążą o nich aż tak wymyślne legendy, jednak każdy mieszkaniec poszczególnych regionów ma przypisaną etykietę od której ciężko mu się uwolnić. I tak o mieszkańcach Madrytu mówi się, że to osoby pewne siebie, otwarte i gościnne, ale także do przesady dbające o swój wygląd i powierzchowność. Życzliwość mieszkańców tego miasta może wynikać z tego, że większość miejscowych jest tutaj przyjezdnych i stawianie jakichkolwiek barier nie ma sensu- to pewnie dlatego większość młodych emigrantów wybiera właśnie Madryt jako nowy cel swojej podróży. Zupełnie inaczej sprawa ma się z bogatymi emerytami, ci wybierając miejsce, gdzie mogą spędzić jesień swojego życia bez zastanowienia wybierają Baleary- i to właśnie dlatego mieszkańcy tego regionu nazywani bywają po prostu Niemcami
O ile mieszkańcy Madrytu są raczej lubiani przez pozostałych Hiszpanów o tyle nie da się tego powiedzieć o osobach zamieszkujących tereny Murcii czy Almerii- o tych pierwszych mówi się, że mało kto ich rozumie, natomiast tych drugich nazywa się po prostu dziwnymi. Oczywiście niechęć do poszczególnych regionów jest czasami zupełnie na wyrost i przed oceną kogoś lepiej jest go poznać- jeśli znacie hiszpański i chcecie poczytać główne stereotypowe hasła odnoszące się do poszczególnych regionów to polecam wam ten obrazek.

A wy spotkaliście się z tego typu stereotypami- zgadzacie się z nimi czy może raczej wydają się wam raniące i niepotrzebne? Ja sądze, że jest w nich dużo racji, ale jestem bardzo ciekawa waszego zdania!
Pozdrawiam,
Justa


Sunday, June 11, 2017

Nieszablonowe zwiedzanie Barcelony TOP 5

Kiedy Paulina z blogu za oceanem przygotowała wpis o kreatywnym zwiedzaniu Chicago zapaliło mi się w głowie światełko i ta myśl: czemu ja na to nigdy nie wpadłam! Przecież Barcelona to miasto, które można zwiedzać na tysiąc sposobów- ja najczęściej wybieram niezawodne nogi, ale to tylko jedna z możliwości! W dzisiejszym poście mam dla was mniej oczywiste sposoby.
Przeglądając oferty biur turystycznych oferujących wycieczki po Barcelonie można odnieść wrażenie, że wyobraźnia ludzka nie zna granic i nigdy nie przestanie brakować nowych pomysłów na sprzedanie nietypowych objazdówek. Ja uwielbiam odkrywać Barcelonę na pieszo, wolno zgłębiając się we wszystkie zakamarki tego miasta- jednak nie wszyscy mają tyle czasu na poznawanie tego miasta co ja… Dlatego spośród bogatej oferty wybrałam najciekawsze sposoby na zwiedzanie Barcelony- gdybym miała spędzić tutaj jeden dzień to na pewno wybrałabym jedną z poniższych propozycji!

ROWEREM ELEKTRYCZNYM

Jeśli lubicie jeździć na rowerze, ale niekoniecznie interesuje was dodatkowy wysiłek fizyczny przy i tak wysokich temperaturach, które są latem w Barcelonie to rower elektryczny będzie doskonałym wyborem. Niewątpliwym plusem tego typu zwiedzania jest możliwość zobaczenia naprawdę dużej części miasta w krótkim czasie. W ciągu niecałych trzech godzin wraz z przewodnikiem można zobaczyć najbardziej emblematyczne zabytki miasta tj. Pomnik Krzysztofa Kolumba, łuk Triumfalny czy dzieła A.Gaudiego. To wszystko w można w małych 12 osobowych grupach w naprawdę przystępnej cenie (około 30 euro za osobę-2 i półgodziny)- a jeśli szukacie czegoś naprawdę innego to koniecznie spróbujcie zwiedzania na rowerze nocą! Zwiedzanie Barcelony na rowerze- więcej informacji.
Ja sama wiele razy podróżowałam po Barcelonie rowerem i naprawdę gorąco polecam wam ten środek lokomocji- jeśli szukacie jednak czegoś w jeszcze atrakcyjniejszej cenie to polecam wypożyczenie roweru i samodzielne zwiedzanie Barcelony (już od 8 euro za 3 godziny)- nie ma nic lepszego niż samodzielne odkrywanie zakątków tego miasta!

HELIKOPTEREM

Jeśli marzy wam się zwiedzanie Barcelony z lotu ptaka to warto zainwestować w wycieczkę, którą zapamiętacie do końca życia- bo czy może być coś lepszego niż lot nad miastem helikopterem!? Niewątpliwym minusem takiego typu zwiedzania jest wysoka cena i dosyć krótki czas jaki będzie nam dane spędzić wysoko wśród chmur. Za około 12-minutowy lot, w którym można zobaczyć całe miasto z nietypowej perspektywy trzeba zapłacić około 90-150 euro… Jednak możliwe jest także wykupienie oferty mieszanej, w której miasto zwiedzane jest autobusem turystycznym, a nawet ekologiczną barką, a zwieńczeniem przygody jest krótki 6 minutowy lot nad Barceloną- wtedy cała wycieczka trwa około 4 godzin, co wydaje się być trochę lepszym wyborem jeśli bierzemy pod uwagę czas spędzony na oglądaniu miasta. Mi gdzieś w głębi serca marzy mi się zwiedzanie miasta właśnie z perspektywy lotu ptaka- na przeszkodzie stoi cena, której jeszcze przez długi czas nie będę w stanie zapłacić za tak krótką przygodę!
Nie mniej ciekawym i równie romantycznym sposobem na zwiedzanie Barcelony i okolic jest lot ponad miastem balonem… Wycieczka trwa nawet kilka godzin, a w czasie lotu oprócz centrum miasta zobaczyć można wybrzeże Costa Brava, górę Montserrat czy Pireneje- zwieńczeniem przygody jest wzniesienie toastu lampką szampana.

LUKSUSOWY MINIBUS

O zwiedzaniu Barcelony turystycznym autobusem pisałam jakiś czas temu- wasze wypowiedzi dotyczące korzystania z tego środku transportu były podzielone, ja osobiście uważam że nie jest to rozwiązanie dla każdego, ale niektórym na pewno ułatwi życie. Jeśli jednak szukacie mniej sztampowego sposobu na szybkie zwiedzanie miasta to luksusowy minibus będzie idealny- dodatkowym atutem są wieczorne godziny zwiedzania, dzięki czemu wycieczka jest jeszcze bardziej wyjątkowa! Bezspornym atutem tego typu zwiedzania są małe około 16 osobowe grupy- dzięki czemu kontakt z przewodnikiem jest prawie indywidualny. W ciągu niecałych trzech godzin zademonstrowane zostaną najbardziej charakterystyczne punkty miasta takie jak Casa Mila czy wzgórze Monjuic- zwieńczeniem wycieczki jest pokaz fontann, który na pewno zostanie zapamiętany przez długi czas. Koszt wycieczki z jakim trzeba się liczyć to około 30-40 euro co może nie jest jakąś wyjątkową okazją, ale na pewno wycieczka warta jest swojej ceny!

ŚLADAMI BOHATERÓW KSIĄŻEK CARLOSA RUIZ ZAFÓN’A

Carlos Ruiz Zafón zachwycił mnie niezwykłym światem, który zarysował w swoich powieściach- dzięki wycieczkom tematycznym odbywającym się w prawie każdą sobotę w ciągu niespełna 3 godzin można poznać kluczowe miejsca, w których rozgrywa się akcja. Dzięki niezwykłym opowieściom przewodnika możemy przenieść się do wyimaginowanego świat pisarza i zobaczyć to co na co dzień dostrzegają tylko nieliczni, a wiedza o tym, gdzie znajdują się miejsca tj Cmentarz Zaginionych Książek czy księgarnia Sempre i synowie na zawsze odmienią oblicze Barcelony. Koszt takiej wycieczki to około 14 euro, ale dla prawdziwych fanów literatury C.Ruiz’a Zafón’a żadna kwota nie powinna być przeszkodą- ja zbieram się już od dłuższego czasu do zobaczenia Barcelony śladami pisarza. Tym bardziej, że od pewnego czasu mam w posiadaniu przewodnik dzięki któremu można zobaczyć najważniejsze obiekty z książek- niestety ciągle brakuje mi czasu do poznania Barcelony od tej niezwykłej strony.
Oczywiście jest to tylko jedna z propozycji tras tematycznych, dzięki którym można zwiedzić miasto- z tych bardziej interesujących polecam wam trasę: modernistyczną (w której można zobaczyć wszystkie dzieła Gaudiego i innych modernistów), Miró czy Picasso. Jest to na pewno świetny pomysł dla tych, którzy byli już kiedyś w Barcelonie i chcą zobaczyć to miasto od innej perspektywy!

SEGWAY

Turystów, którzy zdecydowali się zobaczyć miasto właśnie na tym dwuśladowym pojeździe elektrycznym widzę prawie na każdym kroku, kiedy tylko kieruje swoje kroki na nadmorski deptak. Zwiedzanie Barcelony właśnie w ten sposób ma wiele plusów- jednym z nich jest możliwość zobaczenia naprawdę dużej części miasta w krótkim czasie i praktycznie bez wysiłku. Mnie dodatkowo do skorzystania z tego typu transportu zachęca możliwość spróbowania czegoś nowego- jazdy na segway'u można się nauczyć już w ciągu 10-15 minut! Sama wycieczka trwa około półtora godziny- koszt takiej przygody to około 30-50 euro co wydaje się dosyć dobrą ceną za tą niezwykłą podróż. Decydując się na ten typ zwiedzania Barcelony możemy wybrać interesującą nas trasę- począwszy od plaży Barceloneta i przylegającej do niej wioski olimpijskiej, a skończywszy na zielonych terenach parku Ciutadelli i okolicach Łuku Triumfalnego. Jeśli jesteście zainteresowani takim typem zwiedzania koniecznie zajrzyjcie na stronę przewoźnika oferującego tego typu przeżycie!

A wy jak chcielibyście zwiedzić Barcelonę? Mam nadzieję, że zachęciłam was choć trochę do nietypowego zwiedzania miasta, a jeśli nie jest to dla was interesujący sposób spędzania czasu w stolicy Katalonii to zawsze pozostaje odkrywanie Barcelony samemu lub skorzystanie z usług przewodnika (w tym mnie!).

Pozdrawiam i miłego zwiedzania!

Justa







Sunday, June 4, 2017

Poród w Hiszpanii- wyobrażenia, a rzeczywistość

Stało się! Mój okres ciąży dobiegł końca, a w naszym życiu pojawiła się słodka istota, która zawirowała naszym światem- 4 maja o 3 w nocy na świecie zjawił się nasz mały Pau. Jednak do momentu naszego spotkania przygotowaliśmy się 9 miesięcy- w tym okresie wydarzyło się tyle rzeczy, że z czasem było nam ciężko sobie wyobrazić, że istniało życie przed ciążą! Dzisiaj zdradzę wam jak wyglądała ostatnia prosta czyli poród i czego się spodziewać rodząc w Hiszpanii!



Przed porodem...

Okres ciąży wspominam naprawdę dobrze- komplikacje pojawiły się dopiero w ostatnich miesiącach, kiedy z powodu infekcji wylądowałam w szpitalu. Jednak w porównaniu do opowiadań innych, dla mnie ten czas był naprawdę sielanką- zwłaszcza ostatnie miesiące, kiedy przestałam pracować... No cóż co prawda byłam trochę grubsza i ociężała, jednak strach przed porodem powodował że wcale mi się do tego momentu nie spieszyło. Praktycznie do 38 tygodnia ciąży dużo się ruszałam i spacerowałam, zwalniając dopiero w ostatnim okresie czując się naprawdę wielka i ciężka.

Tak, pewnie miałam dużo szczęścia i naprawdę cieszę się niezmiernie, że udało mi się przejść ten etap w miarę lekko, jednak czas rozwiązania zbliżał się nieubłaganie.
Przy naszej którejś wizycie z położna dostaliśmy kartę dotyczącą porodu, którą po kontemplacji w domu mieliśmy z mężem uzupełnić- wtedy zapaliło mi się światełko ostrzegawcze, że niedługo zdarzy się nieuniknione i będę musiała w jakiś sposób rozstać się z tym małym człowieczkiem, który tak spokojnie mieszkał sobie w moim brzuchu. Wtedy też zapisałam się do szkoły rodzenia, która miała przygotować mnie na ostateczny sprawdzian...

Co to jest karta porodu i do czego służy?

Kartę porodu potraktowaliśmy naprawdę poważnie uzupełniając wszystkie potrzebne pytania myśląc, że potem podczas tej chwili będzie to stanowiło dla lekarzy klucz według którego będą podążać... Jak się okazało informację w karcie były ważne głównie dla nas, pozwoliło to nam być poinformowanym i wiedzieć czego możemy wymagać podczas tej akcji.

Zaczęło się od wyboru osoby, która miała nam towarzyszyć podczas porodu- bez żadnego zastanowienia postanowiliśmy brać w tym udział obydwoje i myślę, że dla kobiety jest to naprawdę dobre rozwiązanie (dla mężczyzny- cóż, zależy jakie ma nerwy...).

A więc poród naturalny czy cesarka?

Jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań to w Hiszpanii rekomendowany jest poród naturalny- nie tylko dla dobra matki, ale także dla dziecka, które pokonując swoją pierwszą drogę w życiu uodparnia się dostając florę bakteryjną matki czy dzięki przejściu przez kanał rodny stymuluje mózg (są to opinie ginekologa- nie moje). Wiem, że od jakiegoś czasu w Polsce jest popularna cesarka na życzenie- w Hiszpanii wszyscy stawiają raczej na poród naturalny i mówiąc naturalny mają na myśli poród bez żadnego znieczulenia (także jeśli będziecie prosić o poród w Hiszpanii ostrożnie ze słowami, bo mówiąc natural mówicie, że nie chcecie żadnych lekarstw!). Ja od początku wiedziałam, że jeśli wszystko będzie w porządku to zdecyduje się na poród naturalny (nie byłam jednak, aż tak odważna aby zdecydować się na poród bez znieczulenia!).
Co było głównym powodem takiej decyzji? Po porodzie naturalnym szybciej dochodzi się do siebie- zresztą bardziej przeraża mnie wizja anestezji i operacji niż coś co jest naturalną koleją rzeczy...


W kwestionariuszu trzeba także zastanowić się i zaznaczyć jakie są nasze sposoby na uśmierzenie bólu: masaż, ćwiczenia na piłce, ciepły prysznic czy słuchanie muzyki- ma to nam pomóc w zniesieniu bólu w sytuacji kiedy stanie się on nie do wytrzymania. Oprócz pytań mających na celu pomoc w przetrzymaniu niewyobrażalnego bólu- w karcie porodu znajdują się pytania techniczne tj. czy chcemy, aby położna pomagała nam w oddychaniu i pchaniu, a także czy życzymy sobie aby nas nacięto lub czy chcemy być dawcą płynu z pępowiny. Wszystko wygląda pięknie i pozwala nam zdecydować jak powinien wyglądać niezapomniany poród- jak jest w rzeczywistości?



Jak było w rzeczywistości...



Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale okazało się, że było o wiele lepiej niż się spodziewałam...



Rzeczywistość…


Ostatni tydzień ciąży to ciągły strach przed tym, że zacznę wkrótce rodzić- to był ten moment, w którym zaczęłam się oszczędzać i starać się nie oddalać zbytnio od domu. Jednak są takie sytuacje, w których po prostu musiałam wyjść- we wtorek 2 maja miałam egzamin na uczelni, więc po prostu musiałam na nim być. Ponieważ egzamin miał być o 17.30, a cały dzień nic się nie działo- wsiadłam z mężem do samochodu który odwiózł mnie na miejsce. Ponieważ byłam za wcześnie postanowiłam pójść do biblioteki i pouczyć się jeszcze trochę- nic nie zapowiadało, że stanie się coś dziwnego. Jednak kiedy już miałam iść do odpowiedniej sali poczułam to czego najbardziej się obawiałam- poczułam, że odeszły mi wody płodowe (była godzina 17.15...). Mimo że starałam się być opanowana i wiedziałam, że wcale nie trzeba biec do szpitala- nie dałam rady i w te pędy zadzwoniłam po męża, aby po mnie przyjechał! Ciężko mi było zapanować nad sobą, zwłaszcza że w pierwszym momencie było to dla mnie wielkim szokiem. Chyba nie muszę dodawać, że egzaminu nie napisałam…

Na ostrym dyżurze przyjęli mnie dosyć szybko prowadząc w odpowiednie miejsce sprawdzając czy to rzeczywiście są wody płodowe i czy mam już wskakiwać na odpowiednie miejsce, gdzie urodzić miałam syna… Jednakże okazało się, że oprócz pękniętych wód płodowych nie mam żadnych innych symptomów tj. skurcze czy rozwarcie, które świadczyłyby o rozpoczynającym się porodzie. Zostałam zatrzymana na noc, gdzie w nerwach wyczekiwaliśmy rozpoczęcia się akcji- nie tylko my, ale także nasza polska i hiszpańska część rodziny, która w nerwach czekała na wiadomości o narodzinach naszego małego cudu.

Jak się okazało mieli poczekać jeszcze 34 godziny- bo tyle trwało zanim na świat przyszedł mój syn…


Opieka medyczna podczas porodu
Jak już wspominałam przygotowywana przez nas karta porodu okazała się być informacją potrzebną tylko dla nas- żaden lekarz nawet na nią nie spojrzał, ale dzięki zapoznaniu się z informacjami w niej zawartej my znaliśmy nasze prawa.

Kiedy tylko dostałam silniejsze bóle porodowe zeszliśmy do specjalnej sali, gdzie zaopiekowała się nami położna. Miałam wielkie szczęście, bo trafiłam na dziewczynę wykonującą swój zawód z pasją, pokazała nam ona techniki relaksacyjne i pomogła znieść ciężkie chwilę, udostępniła piłkę do ćwiczeń oraz salę z prysznicem- a także zeszła do nas sprawdzić jak się czujemy. Kiedy tylko mogłam byłam podłączona do monitorów, które sprawdzały serduszko naszego synka oraz częstotliwość skurczy. Niestety, na jej zmiana trwała tylko 12 godzin, więc na kluczową chwilę przyszła do nas inna położna- nie mogę jej nic zarzucić, wykonywała swoją pracę całkiem poprawnie- ale nie zaiskrzyło między nami…

Po wszystkim przykre niespodzianki…
Po porodzie miała nastąpić chwila relaksu, mały został wyjęty i położony na mój brzuch- a po zważeniu miał zostać ubrany i przyniesiony do naszego pokoju. Położna śmiała się, że nasi współlokatorzy nie zaznają spokojnej nocy biorąc pod uwagę ile płaczę nasze malutkie szczęście.

Niestety wszystko potoczyło się swoim torem, ja zmęczona porodem zasnęłam i nawet nie zwróciłam uwagi na to, że mija jakoś dużo czasu, a nadal nie przynoszą mi małego... O 7 rano przyszedł do nas pediatra i poinformował nas, że nasze dziecko ma problemy z oddychaniem i muszą przenieść go karetką do innego szpitala- ja muszę zostać tutaj, bo na razie nie ma wolnego łóżka, ale obiecał nam poruszyć niebo i ziemię aby znaleźć wolne miejsce dla mnie. To chyba są najgorsze słowa jakie może usłyszeć każdy rodzic, a stres spowodowany tą sytuacją podziałał na nas motywującą- mój mąż czym prędzej pobiegł do nowego szpitala, a ja trzymając kciuki za rychłe przeniesienie zostałam z moją teściową.
I znowu miałam okazję przekonać się o tym jak dobrze działa system służby zdrowia w Hiszpanii, wkrótce zostałam poinformowana, że znaleziono dla mnie łóżko i niecałe 12 godzin po porodzie zostałam zawieziona na OIOM noworodków i wreszcie mogłam zobaczyć mojego syna!
Tutaj jeszcze raz okazało się, że decyzja o porodzie naturalnym była czymś najlepszym co mogłam zrobić w moim życiu- 15 godzin po porodzie mogłam sama zjeżdżać windą do inkubatora, w którym leżało moje dziecko i trzymać je w rękach, a potem nawet próbować karmić!
A na koniec szczęśliwe zakończenie…
Co ciekawe podchodziłam do wszystkiego z wielkim spokojem- psychicznie pomagała mi wiedza o tym, że maluch jest pod dobrą opieką. Pielęgniarki sprawdziły się na medal i z niezwykłym spokojem dbały o maluszki na sali- a ja wzruszałam się za każdym razem schodząc na dół i obserwując jak mały zdrowieje z godziny na godzinę, a jego małe ciałko staje się wolne od rurek…
Chodzenie co 3 godziny i próby karmienia mojego syna sprawiły, że już parę dni po porodzie wróciły mi siły- nie było mowy o poporodowym wylegiwaniu się, bo okazało się, że nic nie działa lepiej niż adrenalina! A małe dzieci mają w sobie więcej siły niż się nam wszystkim wydaje- szczęśliwie mały Pau mógł wyjść ze szpitala do domu już po czterech dniach i zmienić nasze życie na lepsze!
A jak jest nam w trójkę po powrocie do domu?
Ciągle jeszcze się poznajemy, a każdy dzień jest dla nas niespodzianką- jednak okazało się, że jest lepiej niż to sobie wyobrażaliśmy, a posiadanie dziecka wcale nie jest znowu takie straszne. No chyba, że mi trafił się jakiś wyjątkowo udany egzemplarz! Chociaż wiem, że przed nami na pewno będą lepsze i gorsze dni to chłonę każdą chwilę jako nowo upieczona mama!

Pozdrawiam!

Justa, Pablo i mały Pau