Sunday, January 29, 2017

Jak się żyje w Barcelonie

Zazwyczaj na moim blogu pojawiają się wpisy dotyczące mojego punktu widzenia, a propo mieszkania w Barcelonie- staram się, aby w moich tekstach zawarte były także spostrzeżenia moich bliższych i dalszych znajomych. Jednak ostatnio natchnęłam się na tekst na portalu OK Noclegi Barcelona na którym przedstawiono badania dotyczące plusów i minusów życia w Barcelonie- przeprowadzone na 850 obcokrajowcach.


Tekst ten od razu wydał mi się ciekawy ze względu na to, że wreszcie mogę porównać mój punkt widzenia z większą ilością osób, która nie jest mi znana osobiście- i powiem wam szczerze, że w wielu kwestiach się zgadzam, ale zacznijmy od początku...

Co przeszkadza obcokrajowcom w Barcelonie?

Jedna trzecia cudzoziemców (mieszkających w Barcelonie przynajmniej 3 miesiące) nie jest zadowolona z turystki masowej w mieście- no tak czasami tłumy turystów potrafią być naprawdę denerwujące, jednakże dzięki temu dużo z nas mieszkańców właściwie ma pracę, a więc coś za coś...
Trochę dziwnym faktem może wydawać się to, że aż 26% cudzoziemców narzeka na trudny charakter Katalończyków, a tylko 19% zdaje sobie sprawę jakim problemem w Barcelonie jest zanieczyszczenie czy trudna sytuacja ekonomiczna mieszkańców (16%).
W ankiecie umieszczone zostały pytania, które miały charakter otwarty, a przeprowadzono je na obywatelach z Włoch (242), Francji (164), Niemiec (72), Rosji, Danii, Argentyny oraz Polski.


O co właściwie chodzi z tą masową turystyką?

W Barcelonie na stałe mieszka około 1,6 milionów mieszkańców, jednakże na ulicach panuje ciągle tłok i ścisk, który związany jest z 8 milionami turystów, którzy odwiedzają to miasto co rocznie. Stolica Katalonii jest czwartym miastem w Europie, które jest najchętniej odwiedzane przez obcokrajowców (zaraz po Londynie, Paryżu i Rzymie), a dochody z turystyki stanowią około 20% PKB- nieźle co?
Szybko rozwijająca się turystyka stanowi głównie problem z jakością życia mieszkańców i zmianami, które zachodzą przez napływających do Barcelony przyjezdnych tj. wzrost cen nieruchomości, uciążliwości związane ze zwiększonego ruchu oraz zmiany niektórych lokali na typowo turystyczne przybytki tj. sklepy z pamiątkami etc. Skutkiem takiego obrotu sprawy jest opuszczanie dzielnic przez mieszkańców Barcelony i dalszy napływ turystów...
Jednakże zmiany, które mają polepszyć poziom życia mieszkańców zostają wprowadzane każdego dnia, najważniejsza z nich wydaje się być kontrola lokali i ich wynajmów oraz mniejsze przyznawanie licencji na nowe hotele przez władze- oczywiście twarda ręka zawsze spotyka się z krytyką tych, którzy na tym korzystają, ale te kroki wydają się być niezbędne do zapewnienia lepszej jakości życia mieszkańcom. Innym ciekawym pomysłem wydaje się wymyślenie i wprowadzenie tras turystycznych po mniej znanych dzielnicach Barcelony- w końcu spacer po przedmieściach też może być ciekawym doznaniem!

Charakter Katalończyków, a gościnność

Co ciekawe, aż 80% ankietowanych przyznaje że Katalończycy przyjęli ich w bardzo serdeczny sposób- skąd więc narzekanie na charakter Katalończyków? 
Wiele razy wspominałam wam, że mieszkańcy tego regionu są zamknięci w sobie i trudno nawiązywać im znajomości z nowymi ludźmi- jednakże, jeśli będziemy cierpliwi to zawiązane relacje będą na całe życie! Niektórzy uważają także, że mieszkańcy Barcelonie są zawsze smutni i zatroskani- z tym można się w pewnym sensie zgodzić, dla moich znajomych z Ameryki Południowej, Hiszpanie są niezwykle zamknięci w sobie i bardzo skryci, jednak w porównaniu do Polaków ten opis wydaje się być całkowicie nietrafiony.

Czego jeszcze nie lubią obcokrajowcy w Barcelonie?

Zanieczyszczenie środowiska znalazło się dopiero na trzecim miejscu listy, chociaż gdybym to ja miała odpowiadać to na pewno umieściłabym ten czynnik wyżej- stan środowiska i zanieczyszczanie go przez mieszkańców i przyjezdnych to coś nad czym niezwykle ubolewam każdego dnia. W Barcelonie problemem jest głównie hałas, duży ruch samochodowy oraz zanieczyszczanie ulic śmieciami- o ile łatwiej by się nam wszystkim żyło gdybyśmy dbali o czystość przynajmniej w okół siebie...
Jeśli chodzi natomiast o sytuację ekonomiczną to myślę, że jeśli badania byłyby przeprowadzone 4 lata temu to ten czynnik znajdowałby się na pierwszym bądź drugim miejscu- na szczęście w Barcelonie każdego dnia jest coraz lepiej i widać, że najgorszy kryzys już minął.
Obcokrajowcy narzekają także na brak poczucia bezpieczeństwa (8%), który odczuwają poprzez częste włamania, kradzieże rowerów czy niebezpieczne dzielnice- mi się wydaje, że Barcelona nie jest mniej bezpieczna niż wiele europejskich krajów, oczywiście nie wliczając Niemiec, Islandii gdzie można zostawić niezapięty rower, a nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, by go ukraść.
Na pozostałych miejscach znalazł się problemy polityczne, czyli niezależność Katalonii (6%) do której usilnie dążą niektóre partie polityczne oraz biurokracja (5%).

Moim zdaniem wyniki badań są bardzo ciekawe, chociaż dużo zależy od tego z jakiego kraju pochodzą osoby ankietowane- w końcu zawsze porównujemy nowy kraj z naszym wcześniejszym miejscem zamieszkania. Jeśli jesteście ciekawi jaki profil mają osoby ankietowane i chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat wad Barcelony polecam wam serdecznie ten artykuł.

Co w takim razie obcokrajowcy lubią w Barcelonie?

Aż 43% ankietowanych najbardziej sobie ceni jakość życia w Barcelonie, na drugim miejscu znajduje się klimat (25%), a na trzecim kultura (12%)- zdziwiło mnie trochę, że klimat nie znalazł się na pierwszym miejscu w badania, w końcu kto nie uwielbia tej niezwykłej barcelońskiej aury?


Wysoka jakość życia w Barcelonie- o co właściwie chodzi?

Jak się okazuje precyzowanie pojęcia jakości życia przez ankietowanych było niezbędne, aby zrozumieć co oznacza dla nich ten czynnik- w komentarzach można było znaleźć odpowiedzi tj. wymarzona kombinacja klimatu, infrastruktury, otwartości i oferty kulturalnej czy morze, góry i jakość publiczna transportu. Po przeczytaniu odpowiedzi przestało mnie dziwić umieszczenie klimatu na drugim miejscu, gdyż w większości wypadków był on zaliczany do jakości życia.

Dla kogo koszty życia w Barcelony są niskie?

Jak się okazuje dla 43% badanych w Barcelonie jest taniej niż w ich miejscu zamieszkania- udzielający taką wypowiedź byli głównie Brytyjczycy. Trzy narodowości, które wskazywały na wyższe koszty życia w Katalonii to Polacy (65%), Niemcy (55%) oraz Rosjanie (46%).

W której dzielnicy mieszkać?

Według ankietowanych najbardziej wyjątkową dzielnicą jest Gracia (18%), Poblenou (10%), Sarria (9%), Born (9%), Eixample Dret (8%), Eixample Esquerra (7%) oraz Gothic (5%)- w tym przypadku zgadzam się w zupełności z ankietowymi. Sama uwielbiam dzielnicę Gracię- głównie za niezwykły klimat i bliskość do centrum, natomiast Sarrie za wyjątkowy charakter. Obie dzielnice położone są poza głównymi szlakami turystycznymi i można znaleźć tam tak potrzebny spokój- w Gracii wiele ulic jest jednokierunkowych, a w Sarri ze względu na znaczną odległość od centrum panuje o wiele mniejszy ruch. Dzielnica Poblenou ceniona jest głównie za spokój i umieszczana na liście dzielnic przyjaznych rodzinom.


Jakie katalońskie tradycje najbardziej cenią obcokrajowcy mieszkający w Barcelonie?

Aż 33% ankietowanych wymieniło święto Sant Jordi (23 kwiecień) jako lokalną tradycję robiącą największą wrażenie- wtedy ulice Barcelony wypełniają się kwiatami, a obok pojawiają się kioski z książkami. Na badanych ogromne wrażenie zrobiły także wieże z ludzi czyli Castellers, które mogą osiągnąć wysokość 4-5 metrów. Na trzecim miejscu znalazła się lokalna tradycja uciekania przed sztucznymi ogniami czyli carrerfoc (8%) oraz Narodowy Dzień Katalonii, który przypada 11 września. Ja uwielbiam wszystkie lokalne tradycje i ciężko byłoby mi się zdecydować, którą uważam za najlepszą- chociaż muszę się przyznać, że końcówka kwietnia jest szczególnie miła mojemu sercu.



Mam nadzieje, że zaciekawił was mój dzisiejszy wpis- koniecznie dajcie znać czy zgadzacie się z wynikami ankiety- nawet jeżeli nie mieszkaliście w Barcelonie!

Pozdrawiam,

Justa





Sunday, January 22, 2017

10 Najbardziej obrzydliwych rzeczy, które jedzą Hiszpanie

Przyjazd do innego kraju może być szokiem kulturowym, zwłaszcza wtedy kiedy chcemy spróbować różnych smakołyków- problemem może być słaba znajomość języka obcego i strach przed kupowaniem (i jedzeniem) kota w worku... Niektórzy lubią co prawda ryzykowane życie i jest im obojętne co wkładają do buzi- ja do życia podchodzę raczej ostrożnie- jeśli nie wiem co jest na talerzu to tego nie jem.


Jak już wspominałam parokrotnie na blogu spróbowanie nowych potraw nie jest dla mnie łatwym zadaniem- dodatkowo niechęć wzbudzają u mnie wszystkie obślizgłe lub obrzydliwie wyglądające potrawy. W Hiszpanii jednak mieszkam już prawie 5 lat i do niektórych ,,smakołyków'' się przyzwyczaiłam i są one na tyle dobre, że wolę nie myśleć co jem- jest jednak jeszcze długa lista regionalnych specjałów, o których spróbowaniu nie mogę nawet myśleć mimo zachęty męża i hiszpańskiej rodziny.

1. OŚMIORNICA (hiszp. pulpo)

Z ośmiornicą nie kojarzy mi się nic dobrego, co prawda jest to jedno z bardziej inteligentnych zwierząt na naszej planecie zaraz obok świni, orangutanów czy delfinów- jednak dla mnie pozostanie jednym z mniej przyjemnych zwierząt, na które ciężko mi jest patrzeć w akwarium czy na talerzu. Hiszpanie ukochali sobie jedzenie ośmiornicy pod najróżniejszymi postaciami, począwszy od gotowanej ośmiornicy, której macki znajdują się na pierwszym planie i zachęcają (lub zniechęcają) do degustacji. W Barcelonie często można zobaczyć pulpo a la gallega (czyli ośmiornice po galicyjsku) i są to macki ośmiornicy pokrojone na talarki, podawane z czerwoną papryką i ziemniakami- podobno przepyszne. 
Jednakże najmniej apetyczną formą są małe ośmiorniczki (wraz z głową) najczęściej podawane w pomidorowym sosie, w którym później maczany jest chleb, tak aby nie stracić niczego z pysznego dania...


Jak dla mnie macki ośmiornicy to za wiele i pewnie jeszcze dużo czasu upłynie zanim zjem ten specjał, chociaż wiem że niektórzy rządni wrażeń z chęcią próbują nowych dań w restauracji zamawiając ośmiornice ...

2. MAŁŻE I NAVAJAS (hiszp. almejas, berberechos)

Małże to znakomity przykład jedzenia, które pokochałam wraz z czasem- najpierw nie mogłam się przyzwyczaić do ich nietypowej (jak dla nas Polaków formy), aż w końcu nie wiem czy skuszona zapachem czy zachwytami innych spróbowałam i zakochałam się! Jest to jedno z tych dań, które lepiej smakuje przygotowane w domu (jeśli nie czytaliście przepisu na małże na parze to gorąco polecam) niż w restauracji, gdzie często ceny w stosunku do jakości są znacznie zawyżone.

Berberechos to wnętrzności małży sprzedawane w puszkach, zazwyczaj spożywa się je jako przystawkę wraz z sosem: cytrynowym lub ostrym pomidorowym... Sama nazwa berberechos kojarzy mi się trochę z bebechami- zapewne przez mnogość litery B i E w nazwie, jednakże spożywając to danie odradzałabym zbytnie przypatrywanie się talerzowi, bo obślizgłe biało-żółte owalne poduszeczki nie zachęcają do spróbowania, ale... Ich smak rekompensuje wszystko, bo są naprawdę pyszne!


Inaczej sprawa się ma z długimi braćmi krewetek czyli z navajas- jest to długa i cienka muszla, w której środku znajduje się jadalny mięsień stworzenia, przygotowanie tego ,,specjału'' jest całkiem podobne do przygotowania małży, więc podejrzewam, że smak może być całkiem podobny. Niestety tym czym zniechęca mnie do spróbowania tych stworzonek jest nieapetyczny i niezbyt zachęcający do konsumpcji widok navajas- w sklepie często można zobaczyć, że świeże stworzonka mają cały jadalny mięsień poza swoim muszelkowatym ciałem- przypomina to jeden wielki glut- ja jednak podziękuje!

3. WSZYSTKIE ,,NIEJADALNE'' CZĘŚCI ŚWINI... (ryjki hiszp. morros, uszy hiszp. orejas, policzki hiszp. mejillas, raciczki hiszp. pies de cerdo)

Zjedzenie świni w całości wydaje się mniej obrzydliwe niż przedziwne owoce morza, które można zobaczyć w hiszpańskich restauracjach, jednakże mnie nigdy nie ciągnęło do świńskich wariacji- chyba głównie dlatego, że nie przepadam za mięsem i jem je raczej z potrzeby, niż z chęci degustacji.
Co prawda policzki świni podawane jest w taki sposób, że można byłoby uznać że jest to jakiś kawałek mięsa przysmażony na patelni- w wielu restauracjach są one podawane przy akompaniamencie ziemniaków lub fasoli. Samo jedzenie też nie jest zbyt kłopotliwe- należy ominąć tylko kość pośrodku i gotowe!
Inaczej sprawa ma się z raciczkami, które podawane w sosie wyglądają nieco dziwnie i nieapetycznie, dodatkowo może zniechęcać kłopotliwość w jedzeniu tego dania- jest to raczej danie dla smakoszy, którzy lubią obgryzać kości w poszukiwaniu kawałka mięsa...



Ryjki hiszpańskich świń sprzedawane są jako przystawki i trzeba przyznać, że pachną obłędnie- w smaku i w wyglądzie przypominają trochę grubszy gumowy bekon, który bywa czasem jedzony zamiast chipsów... Mój mąż uwielbia ten specjał, ja mam jednak mieszane do niego uczucia- trzeba przyznać zapach zachęcił mnie do spróbowania i nawet niektóre kawałki mi smakowały, jednak po fali zachwytu nadchodzi gorzkie rozczarowanie, kiedy okazuje się, że kawałek ryjka jest zbyt gumowy- lub kiedy przez przypadek spojrzę na to co wkładam do buzi...
Najbardziej nieapetyczną jednak częścią świni są jej uszy, samo danie jest bardzo chwalone przez Hiszpanów, którzy starannie i długo przygotowują ten specjał- podawany po uprzednim ugotowaniu lub długim traktowaniu w piekarniku... Mnie najbardziej obrzydza chyba warstwicowość tego specjału- chociaż trzeba przyznać, że pachnie znakomicie!



4. KREWETKI I ICH MNIEJSZE WERSJE (hiszp. gambas y camarones) 

Wiem, że nie wszyscy przepadają za krewetkami, jednak ich rosnąca popularność zwłaszcza w kuchni azjatyckiej oraz możliwości kupienia zwierzątek bez pancerza sprawia, że coraz więcej ludzi traktuje ten specjał jako coś normalnego. Ja bardzo polubiłam krewetki na parze, zwłaszcza te które przygotowuje mój mąż- tak więc kiedy na stole u mojej teściowej ukazały się mniejsze wersje krewetek czyli camarones bez zbytnich ceregieli spróbowałam... Tutaj niestety pojawiło się jedno z moich największych rozczarowań i obrzydzeń w życiu, małe krewetki przypominają w smaku świerszcze lub karaluchy (no przynajmniej ja sobie wyobrażam tak ich smak)... Twarda skorupka brzęczy pod zębami sprawiając, że doznanie jest niezbyt przyjemne- ja podziękuje, ale to danie zdecydowanie nie dla mnie!




5. MŁODE WĘGORZE (hiszp. angula i tańsza wersja gula)

Długie małe rybki przypominają trochę szary makaron spaghetti z czymś na kształt oczu, najczęściej znaleźć je można w zamrażarce, gdzie uprzednio zostały podgotowane. Danie to przygotowane jest na bazie czosnku i oliwy, a później przysmażane na patelni... Ze względu na wysoką cenę węgorza popularne stały się surimi (rozdrobnione części ryb) nazywane gula, które przygotowane są z ryby rdzawca- ponieważ nie spróbowałam żadnego z tych specjałów ciężko mi powiedzieć czy jest jakaś smakowa różnica pomiędzy nimi. Mnie obrzydza chyba tylko dziwna forma dania oraz niezbyt zachęcający zapach, bo ryby raczej lubię pod każdą postacią...


6. PERCEBES

Percebes to chyba jedno z najdziwniej wyglądających stworzeń morskich- ich wygląd przypomina biały kwiat na grubej gałęzi lub jak kto woli nogę słonia z nienaturalnym paznokciem... Ja się bardziej skłaniam do tego drugiego skojarzenia i chyba dlatego samo patrzenie na to danie powoduje u mnie odruch wymiotny... Na szczęście specjał ten popularny jest bardziej na północy Hiszpanii niż w samej Barcelonie- dodatkowo mój mąż też nie przejawia specjalnej ochoty, aby to danie jeść i zachęcać mnie do spróbowania, także może będę miała szczęście i nigdy nie spróbuje tej dziwnej potrawy.


Danie to przygotowane jest w błyskawiczny sposób, bo długie gałązki wystarczy zagotować w solonej wodzie około 2 minuty lub podgrzać na patelni- jedzenie też jest bajecznie proste, bo wystarczy tylko obrać z czarnej skórki trzymając za białą końcówkę... Smacznego!

7. OWCZE MÓŻDŻKI (hiszp. sesos)

Jedzenie móżdżków nie należy do typowych nacjonalnych dań, więc raczej nie musicie się martwić, że pomyłkowo dostaniecie je w restauracji- jednakże niektórzy Hiszpanie niezwykle upodobali sobie smak móżdżków i twierdzą że to raj na ziemi.... Mnie to w ogóle nie przekonuje i chyba nie muszę mówić dlaczego, w tym przypadku działa raczej psychika, która trzyma mnie z daleka od takich wynalazków radząc, aby w tym przypadku nie wychodzić ze strefy komfortu. Móżdżki można przyrządzić na różne sposoby, do najprostszych należy jedzenie tej części zwierzątka w panierce, jednakże popularne jest też jedzenie ugotowanych mózgów wraz z kwaśnym sosem- brrrr... jak dla mnie brzmi jak horror.


8. ŚLIMAKI I ŚLIMAKI MORSKIE (hiszp. caracoles y caracoles del mar)

Mi jedzenie ślimaków kojarzy się z Francją i francuzami, którzy podobno zajadają się tym specjałem, jednakże Hiszpanie nie są wcale gorsi oni też uwielbiają ślimaki i jakby tego było mało to uwielbiają także ślimaki morskie! Jednakże rozmiarowo są to całkiem małe ślimaczki, których rozmiar nie przekracza 1-3 centymetrów, mięsko wygrzebywane jest ze środka wykałaczką, która ze smakiem jest wkładana do buzi. Ślimaki ziemne mogą być podawane w najróżniejszych sosach, najczęściej jest to sos pomidorowy, natomiast morskie ślimaki (to te o bardziej fantazyjnych skorupkach) najczęściej podawane wraz z cytryną. Ślimaki jedzone są jako przystawki lub sporadycznie dodawane do różnych potraw- niektóre wariacje wcale nie wyglądają tak obrzydliwie i jeśli nie obrzydzają was ślimaki, to kto wie może wam posmakują?


9. KAŁAMARNICE, MĄTWY (hiszp. calamares, chipirones)

Ciężko przekonać mi się do kałamarnicy, chociaż czasem zdarza mi się spróbować jeden krążek lub dwa i trzeba przyznać, że nie jest to aż takim złym daniem. Oczywiście zależy od przygotowania i świeżości danego egzemplarza- na szczęście obślizgły kształt kałamarnicy zostaje przykryty panierką, która sprawia, że na talerzu jest coś co nie pływało przed chwilą w morzu. Czasem kałamarnica podawana jest z sosem czosnkowym oraz z cytryną i nie wiem czy to zasługa sosu, ale potrawa ta smakuje znakomicie.


O ile kałamarnica podana na talerzu wygląda całkiem apetycznie, inaczej sprawa ma się z jej siostrą mątwą- stworzenie to przygotowuje się na patelni po dokładnym umyciu bez zbędnego krojenia, do akompaniamentu podaje się je z cytryną i sosem czosnkowo- pietruszkowym... Czasami danie to jest podawane w panierce co jednakże nie sprawia, że wygląda bardziej apetycznie.

10. FLACZKI (callos)

To danie nie powinno być niczym dziwnym dla większości z was, bo flaczki są także popularnym daniem w Polsce- muszę się wam przyznać, że w dzieciństwie było to moje ulubione danie, do momentu w którym myślałam, że jem kluseczki, potem na zawsze zraziłam się do tego posiłku... W Hiszpanii podawane są z sosem pomidorowym i jakoś nigdy nie naszła mnie ochota na ich spróbowanie... No cóż...



A wy znacie jakieś obrzydliwe dania z waszego regionu?
A może spróbowaliście czegoś na wakacjach co innych przyprawiło o odruch wymiotny?
Koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach!

Pozdrawiam i smacznego!

Justa

Sunday, January 8, 2017

Jak nie być turystą w Hiszpanii

Zwiedzanie obcego kraju zawsze ma to do siebie, że swoją innością wydajemy się zwracać na siebie uwagę- co oczywiście nie zawsze jest dobre, bo nasze zagubienie zaraz wyczują kieszonkowcy oraz naciągacze... Czasem wystarczy zmienić parę rzeczy w naszym zachowaniu, aby stać się trochę bardziej swojscy i uniknąć kłopotów- a jeśli chcecie być jeszcze bardziej tutejsi, to dzisiaj też mam dla was parę rad!


DLA POCZĄTKUJĄCYCH...

JAK ROZPOZNAĆ TURYSTĘ?

Jesteś w Barcelonie pierwszy raz i w ogóle nie wiesz jak się zachować, prawdopodobnie po paru dniach na plaży twoja cera stała się mocno czerwona i zaraz zacznie schodzić ci skóra. Na nosie masz ciemne okulary sprzed jakiś paru sezonów lub te kupione na placu od czarnoskórego sprzedawcy (tak, tak mi też się kiedyś to zdarzyło, kiedy zapomniałam okularów przeciwsłonecznych na Minorkę- na szczęście skończyło się tylko zafarbowanym na niebiesko nosem). Na głowie wielki kapelusz- słomkowy koniecznie z wielkim napisem Barcelona lub ten, który ostatni raz miałeś pięć lat temu, kiedy łowiłeś ryby... Kobiety koniecznie kwiecista sukienka z grubymi ramionami, tak aby móc wyjść bez stanika, którego nie toleruje spalone ciało, ewentualnie lekko zarzucona chustka, która ma chronić przed palącym słońcem. Ci, którzy turystami są głęboko we krwi nie mogą zapomnieć o sandałach założonych do wysoko podciągniętych skarpet- wszak tak jest wygodniej... 
Jeśli natomiast zwiedzacie Barcelonę w innej porze roku niż lato, to nic nie szkodzi- stroju nie trzeba zmieniać i krótki rękawek starczy, wszak jesteście w Hiszpanii, a wszyscy wiedzą, że tu zawsze jest ciepło (ja pierwszy raz zwiedzałam Barcelonę w kwietniu i też uparłam się koniecznie na krótkie spodenki, mimo że temperatura nie przekraczała 12-15 stopni Celsjusza)...


Oprócz wyglądu wszystkich turystów stawiających pierwsze kroki w Hiszpanii charakteryzuje typowo zagubiony wzrok szukający mapy i przystanku metra, wpółotwarty w roztargnieniu plecak oraz wyjmowanie całego swojego dobytku w metrze (takie sytuacje wprost uwielbiają kieszonkowcy, którzy zaraz wykorzystają sytuację...). Nieobce są także momenty, kiedy turyści zwiedzeni zbytnią ufnością do tubylców wdają się w rozmowy ze zbieraczami podpisów lub tak bardzo są zauroczeni pokazami ulicznymi, że nie zauważają, że ktoś właśnie ich okrada- koniecznie przeczytajcie post o sposobach barcelońskich złodziei!

JAK BYĆ MNIEJ ZAUWAŻONYM...

No dobra prawda jest taka, że natury nikt nie oszuka i my ludzie z północy zawsze będziemy odbiegać wyglądem od Hiszpanów, jednak nawet z naszymi blond włosami i bladą cerą możemy się trochę wtopić w tłum- tak, aby choć trochę zmylić wszechobecnych złodziei...

Po pierwsze... ogranicz swoje zaufanie

Zazwyczaj na wakacjach nasze zaufanie do ludzi się zwiększa, bo przecież jesteśmy w tak dobrym humorze, że nawet nie wyobrażamy sobie, że ktoś chciałby zrobić nam coś niemiłego. Jeśli wsiadamy do metra, pociągu czy nawet stoimy na ulicy to koniecznie trzeba trzymać swoją torebkę, i portfel z przodu- tak aby ciągle mieć go pod ręką. Najlepiej nie rozmawiać z obcymi, którzy wyglądają podejrzanie- zazwyczaj złodzieje działają w grupie, bo kiedy ty jesteś zajęty rozmową z jednym z nich, druga osoba właśnie wyciąga ci pieniądze z plecaka.

Oprócz ograniczonego zaufania do ludzi, ważne jest także ograniczenie zaufania do słońca! Tak właśnie, do cudownego hiszpańskiego słońca, którego w Hiszpanii nie brakuje- dlatego koniecznie trzeba smarować się wszelkimi filtrami (najlepiej sprawdzają się te 50 plus) już od pierwszego dnia pobytu na wakacjach... Nie tylko okres letni jest ważny, ale także pozostałe pory roku, kiedy niepozorne słońce może spowodować, że nasza twarz stanie się czerwona. O zdradliwym słońcu pisałam wam już w poście, w którym radziłam jak przygotować się do wyjazdu do Barcelony.


Po drugie... odpowiedni ubiór też jest ważny

Jeśli wybieracie się do Barcelony to koniecznie sprawdźcie jaka jest tutaj pogoda- najłatwiej rozpoznać turystów właśnie po ubiorze, bo kiedy miejscowi chodzą w kurtkach zimowych, przyjezdni paradują w krótkich rękawkach- no, ewentualnie zarzucają na Tshirt bluzę...
Zdaję sobie sprawę, że wszyscy są spragnieni słońca i pięknej pogody, ale naprawdę krótkie spodenki w zimie to obciach- nie inaczej sprawa ma się z letnim strojem, naprawdę można się modnie ubrać nawet przy 30 stopniach Celsjusza (bez wyglądania jak turysta) i tym samym nie narażać swojego ciała na zbędne oparzenia...
Warto także pamiętać, że chodzenie bez koszulki po ulicach jest zabronione (mogą was także nie wpuścić do wielu sklepów), goła klata dobrze wygląda tylko na plaży i tego warto się trzymać- oszczędzając tego widoku innym...
Nieodpowiedni strój to głównie domena wszystkich turystów z UK, którzy zwracają na siebie uwagę nie tylko zachowaniem, ale także nieodpowiednim strojem czy rażącą opalenizną.

Po trzecie... pewność siebie

Ciężko być pewnym siebie, kiedy odwiedzamy jakieś miejsce po raz pierwszy- zagubiony wzrok potrafi zdradzić nawet najlepiej ubranego turystę, dlatego warto popracować nad swoim zachowaniem i przede wszystkim nie bać się obcego kraju! Barcelona jest w gruncie rzeczy bezpiecznym miastem i nawet jeśli się tutaj zgubicie- to przecież jesteście na wakacjach, więc nic się nie stało! Nie bójcie się także rozmawiać ze sklepikarzami czy miejscowymi- czy to po hiszpańsku czy angielsku, w końcu jesteście tutaj na urlopie i nawet jeśli widzicie pytający wzrok sprzedawcy to właśnie w ten sposób trenujecie pewność siebie, która potem będzie przejawiała się w waszych czynach i postawie! Powodzenia!

DLA ZAAWANSOWANYCH...

W Barcelonie byłeś(-aś) już parę razy i myślisz, że o wiesz już wszystko o tym mieście i jego mieszkańcach (tylko dlaczego w sklepie ciągle zwracają się do ciebie po angielsku?)- błąd (!) dla mieszkańców zawsze pozostaniesz turystą, o ile nie zaczniesz zachowywać się bardziej swojsko...


Po pierwsze... zwolnij

W Barcelonie się nie biega, tutaj wszyscy spieszą się w swoim tempie i nawet jeśli musisz się z kimś spotkać o 20.00 to przecież nic się nie stanie jeśli spóźnisz się 15 minut (no może 30, dobra góra 45...)- jeśli jest to spotkanie w większym gronie wtedy możesz przyjść nawet 1h- 1.30h później (tutaj nikt się nie przejmuje takimi drobnostkami). Ta zasada nie jest praktykowana w pracy, bo tutaj zazwyczaj wszyscy są o czasie- no może poza szefem, ten ma prawo się spóźnić; ale jeśli masz trochę szczęścia to będziesz miał szanse na przerwę śniadaniową z kawą, która postawi cię na nogi! Spokojny tryb życia to przejawia się w każdym aspekcie życia i trzeba przyznać, że to bardzo zdrowe podejście: tutaj nikt nie przejmuje się tym, że zacznie studiować wybrany kierunek rok czy dwa lata później, a mieszkanie z rodzicami do 30-tki nie jest żadnym obciachem, a raczej wygodą!

Po drugie... mów głośniej

No dobra Hiszpanie są spokojni w zachowaniu, ale ich mowa przypomina raczej ciągły pobyt na targowisku, jeśli byliście już w Hiszpanii to pewnie zauważyliście, że Hiszpanie nie mówią, a w zasadzie krzyczą... Nie wiem dokładnie czy wynika to z przyzwyczajenia czy z ciągłego hałasu panującego na ulicach, ale tak czy inaczej skutkiem jest ciągły krzyk. Jeśli chcesz się wtopić w tłum i stać się jeszcze bardziej tutejszy to koniecznie mów głośno, jeśli przez całe życie mówisz raczej cicho to nie musisz zaczynać od krzyczenia (bo będzie to wyglądało nienaturalnie), ale podnieś stopniowo ton swojego głosu- z czasem twoja mowa nabierze odpowiedniego wydźwięku. Jeśli mówisz po hiszpańsku to możesz także zacząć mówić niewyraźnie, wtedy z powodzeniem możesz naśladować andaluzyjski akcent, z którego zrozumieniem mają problemy chyba wszyscy- oprócz Andaluzyjczyków.

Po trzecie... baw się dobrze i postaw na luz

Jeśli chcecie naprawdę poczuć się jak mieszkańcy Barcelony to zapomnijcie o butach na obcasie i świecących sukienkach, prawdziwi Katalończycy ubierają się na luzie: obszerne bawełniane ubrania są domeną zarówno mężczyzn jak i kobiet, wygodne buty najlepiej espadryle z miękkiego materiału będą doskonałym dopełnieniem stroju. Jeśli natomiast wolicie styl klasy wyższej mieszkającej w dzielnicy Eixample to postawcie na elegancki strój w stonowanych kolorach (brązy i beże sprawdzą się doskonale...).



Nie wolno także zapominać o dobrej zabawie, wszak najlepsze imprezy to te, które zaczynają się po 1.00 w nocy, wcześniej koniecznie trzeba zwiedzić wszystkie okoliczne bary i spróbować Sangrii, Gin & Tonic czy piwa. Następnego dnia nie pozostaje nic innego jak odsypianie imprezy- najlepiej do obiadu, ewentualnie kolacji- no tak, nikt nie może odmówić Hiszpanom tego, że umieją się świetnie bawić!

Po czwarte... przystosuj się do warunków

Miej oczy szeroko głowy, bo diabeł tkwi w szczegółach- zauważyłeś, że na schodach ruchomych panują swoiste zasady? Ci, którzy się spieszą przemykają po lewej stronie, kiedy z kolei ci którym wszystko jest obojętne spokojnie stoją po prawej stronie. W sklepie kupujemy wszystko w gramach, a nie w dekagramach- czego z kolei nie rozumieją Hiszpanie, twierdząc, że dekagramy bardzo komplikują nam Polakom życie...
Jeśli zostaniecie zaproszeni do hiszpańskiego domu (chociaż tutaj ludzie raczej spotykają się w restauracjach i barach) to nie popełnijcie gafy i nie proście o kapcie- tutaj wszyscy wchodzą w butach, a kamienne podłogi ułatwiają sprzątanie i nie prowokują bólu głowy u pani domu, która potem mogłaby się zastanawiać jak wywabić plamę z błota z nowego dywanu.
O witaniu się dwoma całusami już pisałam- mimo, że nawet mi trudno jest się do tego przystosować, to kiedy wreszcie opanujemy tą zasadę staniemy się jeszcze bardziej Hiszpańscy!
Takich mniejszych i większych niuansów jest całkiem sporo i za każdym razem, kiedy tylko będziecie przyjeżdżać do Hiszpanii na pewno zauważycie coś nowego!

A wy macie jakieś swoje sposoby jak wmieszać się w tłum i być mniej zauważonym?
Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam i powodzenia!

Justa