Życie jak w Madrycie- jak wygląda w dobie kryzysu?

Odkąd byłam małą dziewczynką i o Hiszpanii nie miałam zielonego pojęcia, w moim domu mawiało się o tych, którzy dostatnio żyją mają tzw. ''życie jak w Madrycie'', co prawda wtedy nie za bardzo wiedziałam, gdzie ten Madryt jest, ale jawił mi się jako miejsce idylli: bogactwa, wiecznego odpoczynku oraz imprez na wysokim poziomie. Co prawda nigdy nie dane mi było mieszkać w Madrycie i nie zamierzam, bo jest to jedno z  tych miejsc, które fajnie jest zobaczyć, ale w których raczej nie ma się ochoty mieszkać (może wy jednak macie inne wrażenie, koniecznie podzielcie się w komentarzach), ale postaram się wam trochę przybliżyć to życie jak w Madrycie na przykładzie moich przemyśleń o życiu w Barcelonie, bo to właśnie je znam najlepiej!


Szukając co dokładnie oznacza ten związek frazeologiczny spotkałam się ze stwierdzeniem, że ''życie jak w Madrycie'' to nic innego jak dostatnie, pozbawione trosk życie, które zostało zapisane w ten zabawny sposób, właśnie ze względu na zabawną grę słowną. Ale jak właściwie wygląda to dostatnie życie w okresie kryzysu, kiedy wiele rodzin przeżywa trudności finansowe, związane z masowymi zwolnieniami, zmniejszeniem wynagrodzenia- te czynniki spowodowały, że o zasobne życie coraz trudniej, tym bardziej w Katalonii, bo w końcu mieszkańcy tego regionu znani są ze swojej nadmiernej oszczędności... W dzisiejszym poście napiszę wam jak wygląda dostatnie życie w dobie kryzysu i jakie zmiany spowodowało każdego dnia w codziennej rutynie mieszkańców.


PO PIERWSZE- JEDZENIE NA MIEŚCIE...

Hiszpańskie godziny pracy są naprawdę długie, w większości przypadków w długie godziny poza domem wliczane są przerwy w pracy podczas których pracownicy mogą posilić się ciepłym posiłkiem, ja mam akurat tylko godzinę wolnego, ale dużo hiszpańskich rodzin ma co najmniej wolne dwie godziny. Tak długi czas odpoczynku często jest za krótki na to, aby wrócić do domu i zjeść porządny obiad, dlatego też większość osób przynosi własne posiłki. Jednakże jeszcze parę lat temu na osoby z własnymi pojemnikami z jedzeniem patrzyłoby się co najmniej dziwnie i w złym tonie było nie wyjść ze znajomymi z biura na długi posiłek, a przy okazji pogadać o bieżących sprawach. Wyjście na kawę także nie było niczym dziwnym, oczywiście o ile w danym miejscu pracy był akurat czas na tą prowizoryczną czynność. Aktuat niewiele biur jest w stanie zapewnić swoim pracownikom poranną kawę, zazwyczaj podawana jest z osławionej maszynki nespresso- jeśli firma prosperuje dobrze i macie szczęście pracodawca zapewni wam kapsułki kawy, jeśli jednak nie to będziecie musieli kupić je za własne pieniądze.

PO DRUGIE- IMPREZY

Jeśli mówimy o dostatnim życiu to nie możemy zapominać o imprezach do białego rana, po których wracamy z pustym portfelem, ale za to z głową pełną nowych wrażeń (o ile oczywiście je pamiętamy). Kryzys w Hiszpanii nie musi wcale oznaczać tego, że musimy rezygnować z zabawy, w końcu można napić się przed wejściem do klubu- w parku (tak jak to robi młodzież), lub po prostu umówić się u kogoś w mieszkaniu. Znam jednak osoby, które wcale nie potrzebują alkoholu do dobrej zabawy, wtedy starczy im zapłacić 7 euro za wstęp do klubu, po czym bawić się do białego rana bez dodatkowych używek. Tutaj niestety sprawa ma się gorzej z mężczyznami, bo o ile kobieta jest w stanie sobie jakoś poradzić, nawet jeżeli pije (w końcu zawsze znajdzie się jakiś uczynny kolega, który postawi napój), o tyle mężczyzna jest zazwyczaj tym, który stawia wybrankom swojego serca. 
Podejrzewam, że imprezy w Madrycie są na podobnym poziomie jak w Barcelonie czy w moim rodzinnym mieście Wrocławiu, gdzie w zależności od ''prestiżu'' klubu znajdziemy odpowiedni przedział cenowy. 
W dobie kryzysu najlepiej będą sobie radzić ci najbardziej sprytni, mało kto natomiast zrezygnuje z dobrej zabawy (zwłaszcza w tak zabawowym kraju jakim jest Hiszpania), co najwyżej zmieni towarzystwo na to, które umie się dobrze i taniej zabawić!

PO TRZECIE...ZAKUPY

Dostatnie życie to oczywiście także długie godziny spędzone w galeriach i pasażach handlowych na poszukiwaniu najlepiej pasujących elementów na piątkowe wyjście do klubu. I rzeczywiście, jeśli stan zamożności będziemy mierzyć po ilości osób, które znajdują się w sklepach, to pewnie moglibyście mogli pomyśleć, ze znajdujemy się w jednym z najbogatszym kraju w Europie- no tak, bardzo ciężko jest odzwyczaić ludzi do kupowania, nawet jeżeli zaczynamy mniej zarabiać pieniędzy- ale w funkcjonowaniu handlu zmieniło się parę drobnych szczegółów. Na zakupach coraz częściej widać obcokrajowców, którzy przyjechali do Hiszpanii, aby wydać ciężko zarobione pieniądze inwestując w dobra narodowe tj. Zara czy Mango. 
Oczywiście nie oznacza to, że Hiszpanie stanowią mniejszość w sklepach- jednakże szukają oni głownie okazji i przecen, amerykańskie zwyczaje takie jak: Black Friday, Shopping Thursday i wiele innych stały się pretekstem do rodzinnych wyjść i spędzeniem miłego popołudnia w ścisku głodnych zakupoholików szukając dobrych okazji na wydanie pieniędzy nakarmienia swojego zakupowego ego. 
Inną formą sprzedaży w dobie kryzysu jest sprzedaż internetowa, gdzie każdego dnia przez pracowników kreowane są specjalne zniżki tylko dla osób, które zapisały się do zakupowego klubu. Na stronach tego typu oferowane są zniżki na produkty znanych marek, a także tych mniej znanych firm, które chcą się wypromować na fali popularności popularnych stron.  

PO CZWARTE...PREZENTY

Grudzień to czas prezentów i naprawdę dziwią mnie zakupowe wybory moich znajomych, którzy są w stanie kupić swojej drugiej połówce najnowszego iPhone, Playstation, czy drogi aparat wydając na niego wszystkie zaskórniaki, nawet jeżeli potem przez cały następny rok będą narzekać na to, że zarabiają mało pieniędzy. O ile zakup drogich zabawek elektronicznych przez osoby zarabiające trochę poniżej średniej krajowej może wydawać się wam przesadą, to musicie uwierzyć mi że w pewnych kręgach posiadanie drogiego telefonu jest na tyle ważne, że niektórzy są w stanie zadłużyć się w banku, aby zadowolić drugą osobę. 
Ostatnio w pracy rozmawialiśmy o tym ile kto wydaje na prezenty i moje rachunki okazały się śmiesznie małe w porównaniu do moich kolegów, którzy są w stanie wydać 100 czy 200 euro na prezent dla drugiej osoby. I tutaj należałoby zadać sobie pytanie, czy ta chęć dostatku i przynależności do grupy czy klasy społecznej (a może po prostu chęć posiadania) nie powoduje trochę, że życie staje się na pokaz?

PO PIĄTE...SAMODZIELNOŚĆ 

Wydawać by się mogło, że dobrobyt wiąże się także z pewną dozą samodzielności, jednak okazuje się że chęć dostatniego życia na pokaz jest silniejsza niż potrzeba bycia niezależnym. Albowiem tylko mieszkając z rodzicami jesteśmy w stanie zapewnić sobie życie na pewnym poziomie wydając wszystkie pieniądze na drogie zachcianki, prezenty czy ubrania. Hiszpanie są jednym z narodów, który najpóźniej wyprowadza się z domu rodzinnego- jeśli jednak już zdecydujemy się wyprowadzić od rodziców to zazwyczaj będzie to mieszkanie wynajęte i dopiero po długim czasie młoda para może zdecyduje się na kupno w mieszkania. W końcu kupno mieszkania wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, oszczędzaniem i wtedy nie będzie można żyć na poziomie, który sobie wymarzyliśmy...


To tylko niektóre z spostrzeżeń, które zauważyłam, ale może są jakieś tematy, które szczególnie was interesują, jeśli macie pytania dotyczące życia w Hiszpanii z chęcią wam odpowiem w komentarzach lub w następnym poście!
A może byliście w Madrycie i życie wydaje się tam rzeczywiście o wiele piękniejsze?

Pozdrawiam i do następnego,

Justa

Share this:

, , , , , , , ,

CONVERSATION

12 comentarios :

  1. hej :)
    wydaje mi sie ze piszesz patrzac na calosc bardzo negatywnie, porównując życie sprzed kryzysu i po napewno są duże różnice. Tak czy siak porównując to z naszym życiem w Polsce jest to życie dużo bardziej komfortowe, wiec ja bym się jednak była w stanie bardziej zgodzić z powiedzeniem bo "zycie jak w madrycie" w porownaniu do Polski dalej obowiązuje, pozdrawiam Ania

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hej! No właśnie porównując z naszym życiem w Polsce, ale czy nie bardziej adekwatne byłoby powiedzenie życie jak w Paryżu (wiem, nie rymuje się) czy życie jak w Szwajcarii- to w końcu tam ludzie wydają i zarabiają jeszcze więcej.
      Trochę negatywnie wyszedł ten tekst, ale chodzi o zwrócenie uwagi na pewien procec, który najlepiej można powiązać za zdaniem: Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma- ale czy aby na pewno?

      Dzięki za wyrażenie twojej opinii, wszystkie komentarze są dla mnie bardzo ważne!

      Delete
    2. Ja akurat mieszkam w Hiszpanii i zgadzam się raczej ze wszystkimi stwierdzeniami z tekstu. Piszę raczej, bo jedyna rzecz, o której nie mam zbyt wiele do powiedzenia, to imprezy, bo nie imprezuję. Najbardziej odczuwalna różnica pomiędzy Polską a Hiszpanią (w moim odczuciu) to wyjścia na miasto żeby coś zjeść. W Hiszpanii jest to powszechne i nie jest drogie, a w Polsce czasem może zrujnować. Obecność tapas w barach powoduje, że można sobie coś przekąsić z niewielką cenę, posiadając przy tym wielki wybór.

      Delete
    3. Dobrze mieć potwierdzenie, że to nie tylko moje odczucia!
      Ostatnio też nie imprezuje często, może pora to zmienić ;)

      Delete
  2. Justyna, czy kolor czcionki (taki wyblakły czarny) to Twój wybór, czy to wina mojego monitora, ze tak go widzę? :D
    Jeżeli to pierwsze, to czy mogłabyś się zastanowić nad zwykłą czernią, która nie męczy oczu, tak jak szara czcionka na białym tle? :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiesz co , kolor był w packu z themem bloga- jakoś mnie to nie zastanowiło szczególnie. Postaram się to zmienić!!!

      Delete
  3. Halo! Nooo... w Madrycie nie byłam. Ale pewne cechy społeczne czy tam socjologiczne jakos tak narody mają. Moje wrażenie, bardzo osobiste - w trakcie zwiedzania La Pedrery z audioguide przy opisie podłóg w tym mieszkaniu padło zdanie, że parkiet w częsci prywatnej jest już zwyczajny w odróżnieniu od pomieszczeń dostępnych dla gosci. Już sam tzw. kwartał niezgody i cała zresztą Eixample - wszystko na pokaz, żeby sąsiadowi gul podskoczył (jak to mówią na Dolnym Śląsku). Moje podsumowanie - "życie jak w madrycie" to podsumowanie bardzo polskiej bezpostawnej zawisci.
    Pozdrawiam międzynarodowo i serdecznie - Alicja

    ReplyDelete
  4. Jestem w szoku, ze ludzie zadluzaja sie na zakup telefonu :)...

    ReplyDelete
  5. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma... właśnie, Pani Justyno. W Paryżu, zarobki, zazwyczaj nie są wysokie w porównaniu do cen w sklepach i opłatach. Większość eleganckich apartamentów w najbardziej ekskluzywnych dzielnicach Paryża, została wykupiona przez szejków z Kataru. Pozdrawiam z Paryża.

    ReplyDelete
  6. Zdziwilam sie bardzo po przeczytaniu zdania, ze Madryt to miasto, ktore chcesz zobaczyc, ale juz mieszkac w nim niekoniecznie. Zupelnie takie byly moje odczucia po kilku pobytach w Barcelonie. Dlatego tez, na stale miejsce zamieszkania wybralam wlasnie Madryt. To ciekawe, ze obie jestesmy Polkami, a mialysmy tak rozne odczucia.
    Uwazam, ze troche przesadzasz z tym zadluzaniem sie. Prezent za 100 -200 euro wydaje mi sie normalnycm prezentem, majac na uwadze pensje jakie placi sie pracownikom w Hiszpanii. Czy to jest telefon za 170 euro czy perfumy za 110, jak to roznica? Minimalna pensje(chyba w tej chwili to 720 euro)Moze jakos sporo Ci sie wydaje jesli tyle zarabiasz, ale generalnie tyle zarabia malo kto. Kelner, ktory pracuje w restauracji w Madrycie zarabia 1200 euro. Sekretarka znajaca biegle dwa jezyki obce okolo 1500 euro, inzynier bez doswiadczenia moze 1200 euro ale juz z doswiadczeneim 15-letnim od 2500 - 3000 euro (stawki na rok 2016. Tak wiec te 200 euro na prezent dla zony czy meza z okazji urodzin czy Swiat/Trzech Kroli to nie jest jakos strasznie duzo.
    Dodatkowo w sklepach typu Zara ubieraja sie raczej nastolatki. Dorosli Hiszpanie kupuja ubrania drozsze, ale dobrej jakosci, ktore sluza im pare lat. Jak porownuje to do Polski, to mysle o tym, ze kupuje sie tanio, ale duzo, bo rzeczy sa slabej jakosci. Co do telefonow jeszcze, to przeciez w Polsce jak odnawiasz co dwa lata umowe z Orange czy jakas inna firma to dostajesz do wyboru nowy telefon. W Hiszpanii, zeby dostac nowy telefon,musisz isc do innej firmy, tylko w ten sposob dostajesz nowy telefon. Wiec ludzie, zebynie zmieniac, wola sobie sami kupic dobry telefon, ktory im starczy na jakis czas.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niestety nie zaliczam się do osób zarabiających 250/300 euro na miesiąc, moi znajomi też nie i to właśnie oni kupują prezenty za 200 euro-chociaż ich pensja nie jest wysoka... Znam osoby, które narzekają na małe zarobki i ciągle oszczędzają na ubraniach i kosmetykach, a potem dowiaduje się, że na prezent kupili mężowi iphona za 500 euro, a przez resztę miesiąca muszą oszczędzać...

      Minimalna pensja 2016 rok to 655, 20 euro i naprawdę nie jest to zbyt dużo na tutejsze ceny.

      Jesli chodzi o odczucia a propo miast to nic dziwnego, obie jesteśmy polkami i mozemy mieć inne gusta i odczucia. Dla mnie Madryt jest zbyt gorący w lecie, dla niektórych Barcelona jest zbyt wilgotna...
      Nawet w tym roku byłam z bratem w Saragosie i mieliśmy odmienne zdania a propo tego miasta.

      Dzięki za opinię i pozdrawiam!

      Delete