Bałtyk oczami Hiszpana czyli egzotyczne wakacje w Polsce

W tym roku postanowiliśmy spędzić nasze wakacje w Polsce, a dokładnie nad naszym polskim morzem- może nie jest to zbyt egzotyczny kierunek dla nas Polaków, ale dla mojego męża jak najbardziej! 
Jako mała dziewczynka prawie każde wakacje spędzałam nad Bałtykiem, najpierw jeździłam na wakacje z przyczepą wraz z dziadkami, a potem dorastając na różnego rodzaju kolonie. Jednak nic nie może trwać wiecznie i wkrótce okazało się, że jestem za duża zarówno na wakacje z dziadkami jak i na wyjazdy kolonijne- wtedy prym wiodły zagraniczne wyjazdy, aż do momentu, kiedy osiągnęłam dorosłość i pojechałam nad morze z najlepszymi psiapsiółami ze szkoły... 
Morze nigdy mnie nie zachwycało i raczej nudziło (to naprawdę ciekawe zrządzenie losu, że mieszkam nad morzem...), dlatego ostatecznie od 2006 roku nie wróciłam nad polskie morze- 9 lat minęło jak jeden dzień i chyba poczułam coś w rodzaju tęsknoty, która w tym roku została ostatecznie zaspokojona.
Kiedy przyjeżdża moja rodzina zawsze staramy się opisać mojemu Hiszpanowi różnicę między morzem Śródziemnomorskim i naszym polskim zimnym Bałtykiem- wszystkie te nasze opisy wielkich fal, pięknych wydm i zimnej wody wzbudziły z moim mężu wielką chęć zobaczenia wielkiej wody i przekonania się na własnej skórze jak to właściwie jest z tym polskim morzem, dlatego też normalną koleją losu było wybranie polskiego Bałtyku jako kierunku tegorocznych wakacji.


Jesteście ciekawi co zaskoczyło mojego męża w Polsce? No to w takim razie zapraszam do czytania!


PO PIERWSZE- Pogoda zmienną jest...

Przed wyjazdem starałam się wytłumaczyć mojemu mężowi jaka jest pogoda w Polsce (akurat spędziłam wcześniejszy weekend we Wrocławiu i miałam aktualne porównanie), jak się okazało wytłumaczenie mu, że akurat jest ciepło lub nawet cieplej niż w Hiszpanii, ale konieczne jest zabranie grubej bluzy, nie okazało się łatwym zadaniem- mój ukochany zapierał się, że bluzy nie weźmie, bo tylko będzie mu zajmowała miejsce... 
Ostatecznie udało mi się go namówić oferując przechowanie ciepłego okrycia w mojej walizce...

Po przyjeździe do Polski spędziliśmy parę dni we Wrocławiu odwiedzając: dentystę, fryzjera, najciekawsze wrocławskie restaurację oraz najbliższą rodzinę- czas spędzony we Wrocławiu okazał się bardzo efektywny, pogoda nam dopisywała- bo nie było, ani za zimno, ani też zbyt gorąco... 

Pakując plecaki na nadmorskie wakacje przygotowani byliśmy na wszystkie ewentualności: letni deszcz, upał czy też chłodniejsze wieczory- ale nawet nie śniło nam się to co nas czekało podczas wyjazdu... 
Zaczęło się od chłodniejszej pogody, wtedy zastąpiłam krótkie spodenki długimi, najpierw były to cienkie spodnie z materiału, które wkrótce zostały zastąpione grubymi dżinsami. Można mieć pecha co do pogody, ale to co my mieliśmy to raczej przypominało zaawansowaną jesień niż pełnie lata (temperatura za oknem wynosiła 16-20 stopni w dzień, w nocy natomiast termometr pokazywał jeszcze parę kresek niżej i temperatura schodziła nawet do 11 stopni.
Zamiast opalania na piasku i kąpieli wodnych musieliśmy zadowolić się spacerami nad brzegiem morza oraz odwiedzaniem okolicznych miejscowości- ostatecznie w Pobierowie spędziliśmy cztery dni, w których  na szczęście nie zdążyliśmy się aż tak bardzo nudzić...
W oryginalnych planach po wizycie nad morzem mieliśmy ochotę pojechać na Woodstock i nawet pożyczyliśmy namiot i śpiwory, jednak bardzo niska temperatura i deszcz przeraził mnie  na tyle, że zrezygnowaliśmy z tego powodu i postanowiliśmy spędzić tych parę ostatnich dni urlopu w Szczecinie, skąd mieliśmy wziąć następny pociąg w wybranym przez nas kierunku. 

PO DRUGIE- Kąpieli wodnych nie będzie...

Pakując się nad morze oczywiście wzięliśmy kąpielówki oraz stroje kąpielowe, a także ręczniki plażowe- jak się okazało były to przedmioty zupełnie bezużyteczne i mimo że mój mąż zapowiedział, że bez względu na temperaturę on będzie się kąpał w morzu, jednak niska temperatura skutecznie go odstraszyła. W wodzie co prawda byli odważni, którzy zdecydowali się na kąpiel, my pozostaliśmy jednak tylko obserwatorami i zamoczyliśmy tylko nogi...
Kiedy przed wyjazdem próbowałam jak najlepiej opisać polskie morze mojemu mężowi, to starałam się jak najdokładniej scharakteryzować temperaturę wody, wysokość fal oraz kolor morza- jak się okazuje niczego nie można być pewnym nie tylko z polską pogodą, ale także z polskim morzem i jednego dnia fale były wysokie natomiast następnego morze było spokojne niczym jezioro (zrobiliśmy wtedy zawody w puszczaniu kaczek na spokojnej tafli...), ciężko było także sprawdzić nam temperaturę wody, ponieważ była ona wyższa niż temperatura powietrza- jedynie kolor był taki jak opisywaliśmy: ciemny i nieprzejrzysty...

PO TRZECIE- Zamiast parasoli parawany...

Parawany nad polskim morzem są dla nas codziennością i chyba już wszyscy przyzwyczailiśmy się do parawanowego krajobrazu, który jest tak bardzo charakterystyczny dla wietrznego Bałtyku. Dla mojego męża nie była to jednak oczywistość, parawany zaskoczyły go i wywołały uśmiech na twarzy. W Hiszpanii parawany są bardzo rzadkim zjawiskiem, w końcu temperatury są o wiele wyższe i nie ma potrzeby, aby się chronić przed zimnym wiatrem, plaża pełna jest raczej kolorowych parasoli- w Polsce natomiast sporadycznie można zobaczyć parasole chroniące przed słońcem, no szczególnie jeżeli tego słońca nie ma...


PO CZWARTE- Nadmorski jarmark...

Małe nadmorskie miejscowości mają swój specyficzny klimat- w okresie jesienno-zimowym są opustoszałe i spokojne, jednak w okresie letnim zaczynają przypominać jarmark różności. Ulice zastawione są czasowymi sklepikami, a nawet namiotami którym daleko do doskonałości- sklepikarze przyciągają się, aby przyciągnąć klientelę, a co dwa kroki zobaczyć można maszyny do gry w cyber guy´a, ruchome traktory, autobusy czy rakiety, a także inne cyber maszyny, których celem jest tylko jedno- wyciągnięcie jak najwięcej pieniędzy od turystów, a zwłaszcza ich dzieci, które są bardzo łakome na tego typu atrakcję. Co prawda turystyczne ulice w Hiszpanii nie różnią się zbytnio od jarmarcznego zgiełku w Polsce, ale osobiście wydaje się, że stoiska przygotowane są jakby w ciut lepszym tonie, w naszej miejscowości sprzedawane były przedmioty wątpliwej urody... bransoletki czy ozdoby do włosów nie były w najlepszym tonie i jakoś nic nie zachęciło mnie do kupna- może i na stoiskach były jakieś perełki, ale ciężko było je dostrzec pośród tony taniej chińszczyzny...

PO PIĄTE- Dobre jedzenie...

Szukając informacji na temat dobrego jedzenia, spotkałam się ze stwierdzeniem, że nadmorska kuchnia bardzo się polepszyła i że naprawdę można dobrze zjeść i to wcale nie w zawyżonej cenie... Bardzo bym się cieszyła, gdyby to była prawda- jednakże jak się okazuje nie jest to takie proste, niektóre knajpki co prawda zachęcały muzyką czy ciekawym designem, jednakże po zamówieniu zestawu obiadowego okazywało się jak bardzo byliśmy w błędzie- jedzenie często okazywało się po prostu nie dobre lub przeciętnie dobre, a cena często przerażała... Postanowiliśmy szukać jakiegoś miejsca, które nie byłoby otwarte tylko w sezonie letnim, ale przez cały rok- udało się nam to dopiero ostatniego dnia, mała restauracja w Trzęsaczu okazała się strzałem w dziesiątkę, proste polskie jedzenie, duże porcje w niezbyt wyszukanej cenie... Szkoda tylko, że odkryliśmy to miejsce tak późno- nawet nie przeszkadzałoby nam to, że restauracja oddalona była około 5 kilometrów od naszego miejsca zakwaterowania. 
Nad morzem prym wiodły także kręcone lody oraz nowość zakręcone smakowe ziemniaki- co prawda niezbyt zdrowe jedzenie, ale na wakacjach można sobie czasem pozwolić na jakiś wyskok...



PO SZÓSTE- Najpiękniejsze zachody słońca...

Aby nie było, ze tylko narzekamy (niestety pogoda odegrała ważną rolę w naszym wyjeździe i nie pozwoliła mi się do końca cieszyć polskim morzem) to jedną z zalet pobytu nad morzem są cudowne zachody słońca- w Hiszpanii można zobaczyć je tylko na północy, jednak w Barcelonie zjawisko to nie występuje... Codziennie jeśli nie ma chmur można dostrzec to niezwykłe zjawisko, kiedy słońce chowa się w odmęty ciemnej wody przekształcając się w złoto-pomarańczowy dysk, równocześnie nadając otoczeniu cudownych: złotych, różowych i fioletowych barw- wtedy wszystko wydaje się takie magiczne...

Czyż te kolory nie są cudowne?
Zachwycając się zachodem postanowiliśmy odwołać nasze plany tegorocznego Woodstocku i skorzystać z okazji i odwiedzić Szczecin, a ten przyjął nas chłodno, ale naprawdę miło nas zaskoczył! W bluzach, kurtkach przeciwdeszczowych oraz ciepłych adidasach zwiedzaliśmy wietrzny Szczecin poznając jego ciekawą historię, skrycie marząc o choćby drobnych promieniach słońca, tak aby Szczecin wydał się nam jeszcze piękniejszy. Był to nasz pierwszy raz w tym niezwykłym mieście i nie żałuję ani trochę- czy wrócimy, może... Ale za parę lat, w przyszłym roku chyba wybierzemy bezpieczniejsze pogodowe miejsca! 



A wy gdzie spędziliście (spędzacie) tegoroczne wakacje? 

Do następnego!

Justa


Share this:

, , , , , , , , ,

CONVERSATION

17 comentarios :

  1. Właściwie wakacje jeszcze przede mną. Jak dotąd wyjeżdżałem po prostu na 2-3 dni to tu to tam. Nie ma co się dziwić, że niektóre rzeczy mogły wydawać się Twojemu mężowi dziwne, inne czy niezrozumiałe. jednak w Polsce jest trochę inaczej niż w Hiszpanii. Bałtyk lubię, ale na krótko. Mogę pojechać, pobyć 2-3 dni i wystarczy, ale w przyszłym roku znowu chętnie wrócę na te kilka dni. Ogólnie lubię te rejony, co do samego morza mam jednak mieszane uczucia i średnio za nim przepadam.

    ReplyDelete
  2. Mnie zawsze pociągało niesłychanie morze.... a niestety mieszkam w górach.
    Też wróciliśmy z wakacji nad Bałtykiem i nie mieliśmy zbytnio słońca, wręcz przeciwnie, dużo deszczu, ale byliśmy szczęśliwi....
    Pozdrawiam Was i życzę więcej wypadów nad polskie morze. Osobiście polecam Trójmiasto :)

    ReplyDelete
  3. A teraz w Rewalu upały po 35 stopni i wszystko wygląda cudownie!

    ReplyDelete
  4. Mieszkam w Szczecinie, a nigdy nie odwiedzilam jeszce Filharmonii :o co do jedzniea nad morzem - nie raz zaskakuje pozytywnie, ale czesciej jednak ciezko znalezc dobre. Lody są pyszne :P a parawanw w tym roku widzialam miliony... Pozdrawiam i zapraszam ;)

    ReplyDelete
  5. Dla mnie tegoroczny wyjazd nad Bałtyk też był pewną sensacją: nie byłam od 6 czy 7 lat! Na szczęście tylko jeden dzień lało, poza tym 20-25 stopni czyli jak dla mnie idealnie (nie cierpię upałów, czyli niestety tego co teraz mamy we Wrocławiu). Najgorszy był powrót: 14 godzin w podróży. Szkoda, że pogoda Wam się nie udała, ale mam nadzieję, że i tak w miarę dobrze się bawiliście. Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  6. Ach, Woodstock, bardzo żałowałam, że swoim pobytem w Polsce nie mogę o niego zahaczyć... Ale super, że odwiedziliście Szczecin! Będzie jakiś osobny post z mojego cudnego miasta? A jeśli nie, to uracz proszę chociaż moje oczy i napisz co zwiedzaliście i co najbardziej się Wam spodobało :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Postaram sie zamiescic tego typu wpis, chociaz zdjecia nie sa dobrej jakosci :)

      Delete
  7. Eeee tam, mój Hiszpan był Bałtykiem zachwycony, kąpaliśmy się w Sopocie, gdzie woda jest cieplutka. Bardzo mu się podobało, że miasto od plaży oddziela prawdziwy park, czego np. w Barcelonie się nie uświadczy (skate park to nie to samo). Są niestety miejsca nad polskim morzem, takie jak Kołobrzeg, w których woda zawsze jest zimna, ale na przykład Łeba to już co innego.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pewnie gdyby nie padalo to tez bylby zachwycony, mieszkajac niedaleko Costa Brava ciezko jest czymkolwiek zachwycic zwlaszcza kiedy ciagle pada :(
      Plaża w Barcelonie tez średnio mi się podoba, a na costa też można zobaczyć drzewa zaraz przy wodzie :)
      Oczywiście Polskie morze jest piękne i ma swoje plusy, ale ja zdecydowanie wolę góry!

      Delete
  8. Uśmiechałam się gdy czytałam opis Twojego urlopu nad polskim morzem, ponieważ w tym samym czasie byłam tam i ja i...mam podobne odczucia do Twoich ;)
    Od kilku lat nad polskie morze jeżdżę głównie przy okazji odwiedzenia rodziny. Wakacje spędzamy najchętniej za granicą gdzie słoneczna pogoda jest raczej gwarantowana (choć i z tym różnie bywa, bo np. w Tajlandii, w suchej porze też zdarzały się deszczowe dni bez słońca).
    Tegoroczna pogoda była jednak idealna (pod warunkiem, że nie lało) do fotografowania. Zapraszam do obejrzenia http://www.mypointofview.pl/2015/08/batyk.html
    pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Piekne zdjecia :)
      U nas w Barcelonie tez mielismy deszczowy tydzien... Takze nigdy nie wiadomo ;)

      Delete
  9. Ja właśnie też odkryłam Trzęsacz w tym roku, kiedy szukałam wczasów dla mojej mamy. Bałtyk dla Hiszpana to rzeczywiście egzotyka. Zwłaszcza temperatura wody:)

    ReplyDelete
  10. Mam ambiwalentne uczucia wobec polskich plaż - nie lubię leżeć plackiem i wyczekiwać na słońce, nie lubię tych jarmarków na promenadzie, nie lubię kąpieli w zimnej wodzie... Ale z drugiej strony, lubię boso chodzić po piasku brzegiem morza, przeskakiwać fale i słuchać szumu morza. Także raz na kilka lat staram mogę odwiedzić nadbałtyckie rejony ;)

    ReplyDelete
  11. Pocieszę się, że irlandzkie lato zupełnie mnie w tym roku nie rozpieszcza ;) Wy przynajmniej wróciliście do ciepła, ja aż raz byłam na plaży a do tej mam dwa kroki z domu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Caly poczatek sierpnia padalo :(
      Ale teraz w koncu jest przyjemnie! Nie za goraco, a slonko przyjemnie grzeje! :)

      Delete
  12. Też byłam w tym roku w Trzęsaczu i już nawet zdążyłam napisać na blogu na ten temat. Ale chyba nie trafiłam do tej samej restauracyjki co ty :(
    Rzeczywiście mieliście fatalną pogodę. Ale nad Bałtykiem to nigdy nie wiadomo, czy będzie ciepło czy nie. A jak już jest ciepło i chciałoby się wskoczyć do wody, to okazuje się, że w morzu są sinice i nici z pływania. Ach ta nasza Polska...

    ReplyDelete