Przewodnik emigranta czyli czego się nie nauczyłam mieszkając w Hiszpanii

Czas leci jak szalony i to nie jest żadna nowość, wraz z wiekiem zdajemy sobie sprawę jak szybko mija każdy kolejny miesiąc, jeszcze niedawno były święta Bożego Narodzenia, a już za nami kolejna Wielkanoc. Pewnego wieczoru rozmyślałam właśnie nad kwestią czasu i zdałam sobie sprawę, że w Barcelonie mieszkam już 4 lata (nawet więcej, bo wcześniej przyjeżdżałam na studenckie trzymiesięczne wakacje)- mogłoby się wydawać, że to kupa czasu, biorąc pod uwagę, że przystosowanie do życia w obcym kraju przychodzi po 3 latach...


Jednakże, nawet po 4 latach mieszkania na obczyźnie są pewne aspekty życia codziennego do których ciężko się przystosować i właśnie one będą świadczyły o tym, że jesteśmy obcokrajowcami.
Dzisiaj mam dla was krótką listę, z której dowiecie się z czym musi zmagać się osoba mieszkająca w obcym kraju, niektóre bardziej osobiste, niektóre globalne, ale jestem pewna, że każdy kto mieszka za granicą zmaga się z tymi problemami tak jak i ja prawie codziennie.

Po pierwsze- Akcent i nowe słowa

Mimo, że mówię płynnie po Hiszpańsku i nie mam problemów, aby porozumiewać się w tym języku to tubylcy zawsze mogą wyłapać moją obcą wymowę. Ucząc się języka, wiele szkół kładzie specjalny nacisk na naukę, słówek, odmian, gramatyki, swobodnego porozumiewania się w obcym języku czy pisania wypracowań- tak naprawdę mało jest szkół do nauki języka hiszpańskiego, które zwracałyby uwagę tylko na wymowę. Tak naprawdę nie ma co się dziwić, bo nauczenie się akcentu jest najtrudniejszą i najbardziej żmudną pracą... Co prawda nie jestem specjalistką od nauczania języka, ale wydaje mi się, że nacisk na naukę akcentu powinien być kładziony od pierwszych dni zaznajomienia się z językiem obcym, i tak jak istnieją metody do nauki języka angielskiego skupiające się głównie na akcencie (np. metoda Callana), tak powinny istnieć one też i w innych językach (wiem, że wykonanie tego założenia byłoby o wiele trudniejsze niż w przypadku języka angielskiego). Sprawa akcentu zawsze jest skomplikowana, nie tylko ze względu na metody nauki, ale także na region w którym mieszkamy- osoby z Ameryki południowej mają całkiem inny akcent niż mieszkańcy Hiszpanii, ale nawet w Hiszpanii akcent jest niezwykle zróżnicowany, i tak inna będzie wymowa Andaluzyjczyka od Katalończyka czy osoby mieszkającej w Madrycie...

Jeśli już mówimy o nauce języka to chyba każdy, kto porozumiewa się w obcym języku wie, że niemożliwe jest nauczenie się wszystkich słów i jeśli stawiamy pierwsze kroki na obczyźnie czy czytamy w obcym języku to uczymy się nowych słówek codziennie. Potem zdarza się to nieco rzadziej, ale zazwyczaj są to sytuacje, które mogą stawiać nas w niezręcznej sytuacji i tak na przykład, kiedy zostanie opowiedziany żart czy śmieszna anegdota, wszyscy w okół się śmieją i tylko my zastanawiamy się o co chodzi czy chcemy opowiedzieć jakąś sytuację i nagle wybucha śmiech, bo źle odmieniliśmy jakieś słowo czy powiedzieliśmy coś co można zrozumieć w dwuznaczny sposób... Do takich sytuacji trzeba się przyzwyczaić i w miarę możliwości je polubić, wiem że może wydawać się to trudne, ale dystans do samego siebie jest niezwykle ważny!

Po drugie- przyjazdy i odjazdy

Wybierając życie w obcym kraju trzeba pamiętać, że musimy zostawić swoje dotychczasowe życie w Polsce, które będzie się toczyć własnym torem dalej tylko bez nas...
W wielu ważnych zdarzeniach nie będziemy mogli uczestniczyć z miliona innych powodów (brak urlopu, brak pieniędzy, wyjazd w inne miejsce) i trzeba liczyć się z tym, że może nas zabraknąć na wielu ważnych uroczystościach (ślub koleżanki, narodziny dziecka przyjaciółki czy rodzinna impreza). Często te momenty mogą być boleśnie odczuwane zarówno przez nas jak i przez naszych bliskich, jednak nie można płakać nad rozlanym mlekiem i mieszkanie na emigracji ma też mnóstwo pozytywnych atutów, jakimi bez wątpienia jest świetna wakacyjna miejscówka. Mieszkając za granicą trzeba się przyzwyczaić do tego, że czasem nasz dom czy mieszkanie zamienia się w hotel dla przyjaciół czy rodziny. Osobiście uwielbiam te momenty oczekiwania na przyjazd moich bliskich i odliczanie godzin do ich przylotu (w międzyczasie oczywiście sprzątanie i gotowanie często do późnych godzin). Wspólne spędzanie czasu, upychanie pysznych prezentów z Polski na półkach w kuchni oraz zwiedzanie kolejny raz Barcelony są niezwykle przyjemne, lekka konsternacja przychodzi raczej po powrocie bliskich do Polski, wtedy cała nasza przestrzeń staje się taka nijaka: nagle jest tak dużo przestrzeni wokół nas i potrzeba paru dni, aby wszystko wróciło do normy.
Inaczej ma się sprawa z przyjazdami do Polski, tu sytuacja się odwraca, bo mimo że bardzo fajnie nam się odpoczywa w swoich czterech kątach, to jednak wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i naprawdę fajnie się wraca do swojego mieszkania (oczywiście z walizą napchaną polskimi smakołykami i innymi rzeczami).
Życie na emigracji pełne jest takich przyjazdów i odjazdów i wszystkie są naprawdę wspaniałe, bo wzbogacają nasze życie nadając mu kolorów, jednak decydując się na emigrację trzeba liczyć się z tym, że może nas zabraknąć w ważnych momentach, a także będziecie w tyle towarzyskich plotek i wydarzeń.

Po trzecie- Pogoda

Wydawać by się mogło, że Hiszpania, to taki idealny kraj, temperatury rzadko spadają poniżej 0 stopni Celsjusza, a słońce sprawia że naprawdę chce się  żyć!
Tak, to wszystko jest prawdą, w tym roku temperatury były szczególnie wysokie, w lutym dochodziły nawet do 20 stopni. Jednak są momenty takie, kiedy chciałabym poczuć mróz na policzkach, ubrać grube swetry i rękawiczki i ponarzekać trochę jak to beznadziejnie jest w zimie- oczywiście zdaje sobie sprawę, z tego że zawsze chcemy to czego nie mamy i moje tęsknoty mogą być całkiem nieuzasadnione. Jednak ciężko jest mi się przyzwyczaić do panującej tutaj pogody oraz słońca, bo wydaje mi się to nienaturalne- są momenty, kiedy w listopadzie chodzę w cienkim płaszczyku z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i mam wrażenie, że coś jest nie tak- że ktoś powinien zgasić to słońce i dać trochę deszczu. Czasem po prostu chciałabym, aby przez parę dni padało przez przerwy, schować się pod kołdrę i nie wystawiać nosa na zewnątrz- jednak mieszkając w Hiszpanii, nie zdarza się to zbyt często!
Bardzo ciężko przyzwyczaić się także do panujących tutaj temperatur w lecie, kiedy mały spacer z domu do metra kończy się spłynięciem z ciebie całego makijażu, a ty mimo że przed chwilą brałaś prysznic mogłabyś równie dobrze wcale go nie brać, bo twój zapach przypomina raczej ten sprzed prysznica...

Po czwarte- autobusy 

Naprawdę uwielbiam Barcelońską komunikację miejską, o czym wspominałam wam już nieraz w moich postach, jednak sprawa ma się zupełnie inaczej jeśli chodzi o nieszczęsne autobusy...
Niestety muszę przyznać, że od kiedy pamiętam ten środek komunikacji nie należał do moich najulubieńszych, ten niezbyt elegancki pojazd bardzo często nie przyjeżdżał na czas, zawsze stał w korkach i tak naprawdę nigdy nie sprawiał wrażenia, jakby można było mu zaufać w ważnych momentach.
W Barcelonie nie jest inaczej, chociaż może autobusy miejskie są trochę bardziej nowoczesne, to i tak zbytnio nie przekonują mnie, aby właśnie je wybrać jako mój środek transportu. Dodatkowym utrudnieniem jest rozkład jazdy, z którego dowiemy się tylko o której autobus wyjechał z bazy, o ile czasami możemy wywnioskować ile powinien wynieść czas przejazdu staje się to zupełnie bezużyteczną wiedzą zwłaszcza w godzinach szczytu. Jeśli dodamy do tego niezbyt czytelne trasy autobusów, a także przystanki autobusowe, które nie zawsze rozstawione są w logiczny sposób, to okażę się, że korzystanie z autobusu nie należy do tych najprzyjemniejszych form przemieszczania się.
Wiem, że nie wszyscy traktują ten środek komunikacji z taką niechęcią jak ja, jednakże jest to jedna z tych rzeczy do których ja nie mogę się przyzwyczaić mieszkając w Barcelonie...

Po piąte- zakupy

W hiszpańskich supermarketach próżno szukać mąki ziemniaczanej (tą znaleźć można w rosyjskich sklepach spożywczych), kiśli, budyniu czy kaszy jaglanej... O upieczeniu sernika nie ma mowy, także podjadanie pysznych kabanosów staje się problematyczne, bo nie znajdziemy ich na sklepowych półkach...
Jednakże z biegiem czasu nauczyłam sobie radzić z tym drobnym niedoglądnięciem, jakim jest brak niektórych produktów w sklepach spożywczych i menu planuje o wiele wcześniej, kupując kasze jęczmienną i gryczaną w Polsce, przywożąc także zapasy kabanosów, kiśli i budyniu.
I tylko czasem, kiedy kończą mi się zapasy próżno szukam na sklepowych półkach polskich produktów spożywczych- na szczęście jestem w miarę często w Polsce (jak nie ja to ktoś mnie odwiedza) i sytuację, w których moja spiżarnia jest pusta nie zdarzają się często!
Jeśli ciekawi was jakich jeszcze produktów mi brakuje to zapraszam do jednego z moich wcześniejszych wpisów na ten temat- polskie produkty spożywcze, których nie ma w Hiszpanii.

A wy czego nie nauczylibyście się mieszkając za granicą? A może jesteście emigrantami jak ja i jest coś do czego nie możecie się przyzwyczaić?

Koniecznie podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w komentarzach, na pewno nie tylko ja przeczytam je z ciekawością.

Pozdrawiam,

Justa

Share this:

, , , , , ,

CONVERSATION

19 comentarios :

  1. Ja mieszkam od prawie 2 lat w Holandii. Wiem, ze to nie tak dlugo, ale nauczylam sie tu chyba wiecej noz przez cale moje dotychczasowe zycie w Polsce. Na moje (nie)szczęście wszyscy mowia tu po angielsku, dlatego juz po miesiącu nadrobilam wszystkie braki ze szkoły, a teraz mówię biegle, choc oczywiscie jest mnóstwo sytuacji, gdy pojawiają sie jakies rzadko używane i nowe słowa. Chyba najwazniejsza rzecza,jakiej sie tu nauczylam to otwartosc i samodzielne myslenie, wyciaganie wnioskow i przewidywanie konsekwencji działań.
    Z przyjemnością mi sie czytało Twoj post, tym bardziej ze jestem zakochana w Barcelonie:) pozdrawiam:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mieszkanie za granicą uczy naprawdę dużo, bycie daleko od rodziny sprawia, że musimy się nauczyć robić wszystkiego sami!!!

      Delete
  2. W punkt! Świetny wpis :D

    ReplyDelete
  3. Świetny wpis jak zawsze, co tydzień czekam na kolejny :) dzielna jesteś dziewczyno :) pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki wielkie! Na szczęście mam mojego męża, który mnie wspiera w trudnych chwilach!

      Delete
  4. Z ochotą czytam wszystkie wpisy gdzie przybliżasz codzienność w Hiszpanii. Nigdy nie zdecydowałam się na emigrację i nie miałam okazji dłużej niż przez wakacyjne pobyty mieszkać w innym kraju, stąd tak bardzo fascynuje i ciekawi mnie ta inność :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. :D Cieszę się, że podobają ci się moje wpisy!

      Delete
  5. Punkt drugi jest dla mnie najtrudniejszy... W tym roku ominie mnie slub kolejnej przyjaciolki:( Mimo, iz mam nadal bardzo dobry kontakt w wieloma przyjaciolmi mieszkajacymi w Polsce, to niestety brak uczestnictwa w takich waznych momentach zyciowych bardzo oslabia relacje.

    Kolejny aspekt to niepokoj o zdrowie rodzicow i dziadkow...Staram sie byc na bierzaco i zawsze przy okazji wizyt w Polsce, spedzac z nimi jak najwiecej czasu, ale mieszkajac daleko od nich, mam czasem poczucie winy, ze nie moga na mnie liczyc w trudnych sytuacjach.

    Natomiast ciesze sie, ze zyjemy w czasach internetu i mozemy kontaktowac sie z najblizszymi na codzien.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie też ominął ślub jednej z mojej bliskich koleżanek, ale niestety to jedna z wad mieszkania za granicą...

      Oj tak, niepokój jest najgorszy- a każdy nieoczekiwany telefon w pierwszej chwili sprawia, że serce staje w gardle...

      Naszczęście telefon i internet ułatwiają naprawdę dużo!

      Delete
  6. Fajny post! Wszystkie Twoje "nieprzyzwyczajenia" mogę zrozumieć, ale pogoda? Ja bym chyba przywyczaiła się do niej w 5 minut :) Jestem pewna, że czego jak czego, ale mrozu nie brakowałoby mi wcale :P

    ReplyDelete
  7. Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś. Też mieszkam za granicą i mam podobne doświadczenia poza jednym. U mnie ciągle pada deszcz i odczuwam boleśnie brak słońca. Marzę o tym, żeby ktoś rozpędził te chmury. Tutaj ludzie cieszą się piękną pogodą. Kiedyś myślałam o tym, jak to jest w krajach, gdzie cały czas świeci słońce i jest gorąco. Właśnie dostałam odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. U mie akurat pada deszcz, więc tak idealnie nie jest- ale trochę deszczu jest potrzebne zwłaszcza roślinom!

      Delete
  8. Pogoda w Hiszpanii z pewnością by mi się podobała - jednak tak jak Ty czasami tesknilabym za zimą ;) pozdrawiam i zapraszam ;)

    ReplyDelete
  9. Hej! Ale ciekawy post! A jak z katalonskim? :-)
    Ja po przeszlych i przyszlych migracjach w Niemczech nadal mam problem ze znajdowanirm przyjaciol tej narodowosci. Dobrzy znajomi tak. Przyjacirle? Nie. Zawsze laduje wsrod polek, rosjan, czechow czy portugalczykow. Juz nawet przestalo mi sie chciec starac, po proatu oni sie tam naprawde przyjaznia z ludzmi ktorych znaja ze szkoly studiow a jie z pracy i nic na to nie poradze.
    Nie nauczylam sie rozrozniac aktorow!!!Bo opery mydlane mnie nudza >_< i nierzadko mam problem z rozpoznaniem podobno bardzo znanych osob. Podobnie ze szlagierami (rzeczy w stylu naszych Szla dzieweczka do laseczka, w Niemczech maja tego pelno). Ale akurat do jedzenia sie baaardzo przyzwyczailam. Weganie w Niemczech zyja jak paczki w masle ;-). Reszta rzeczy bardzo trafnie opisalas :-).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z Katalońskim raz łatwiej, raz trudniej ... ;)

      Ja też zupełnie nie rozróżniam ,,sławnych,, osób tutaj... Ale świat bez tutejszej Dody czy innej osobistości jest jakby piękniejszy ;)

      W Hiszpanii weganie mieliby raczej ciężkie życie, tutaj się je dużo mięsa!

      Delete
  10. mróz mozesz poczuc 200km bareclony w górach przeciez temperatura spada ponizej zera, tutaj przeciez sa tez tereny górzyste wiec tu sie nie zgodzę odnosnie temperatur. Czytam Twojego bloga i mam wrazenie ze po za barcelona malo podrozujesz po hiszpanii i czesto piszesz mity i kity nie pokrywajace sie z hiszpanskim swatem. I akcent katalonski osob z madrytu jest bardziej katalonski niz osob zyjacych w katalonii mam mase znajomych z madrytu i w życiu nikt z barcelony nie mial watpliwosci co do akcentu-a ci znajomi to polacy na emigracji, wiec da sie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecam wpis o podróżach po Katalonii http://blog.justynab.com/search/label/Katalonia
      Owszem chciałabym więcej podróżować, ale pracując na pełen etat i studiując nie jest to możliwe- jednak mimo wszystko widziałam bardzo dużą część Hiszpanii, a w pryszłości mam zamiar zobaczyć jeszcze większą...

      Akcent kataloński osób z Madrytu- pierwsze słyszę, chyba że mówisz o Katalończykach mieszkających w Madrycie, owszem to może być prawda, bo pochodzą oni z różnych części Katalonii...

      200 km to półtorej godziny jazdy samochodem- owszem fajny pomysł na weekend, ale na codzień raczej odpada...

      Pozdrawiam i dzięki za podzielenie się twoją opinią.

      Delete
  11. Zabawne i szczere, mieszkalem w Katalonii w sumie ze 3 tyg, oprocz wielu wizyt turystycznych.
    Fakt, latem jest za goraco...

    natomaist co do tych produktow spozywczych ktorych - niby - nie ma w Katalonii czy Hiszpanii, to wystarczy...

    odwiedzic sklepy wegetarianskie, ze zdrowa zywnoscia, bo w supermarketach jasne ze tego nie ma.

    Pozdrowienia,

    ReplyDelete