O czym musisz wiedzieć zanim pojedziesz na Islandię czyli Islandia moimi oczami

Wczoraj wróciliśmy z Islandii i wiem, że to był bardzo dobry wybór na spędzenie tegorocznych wakacji- mimo, że pogoda nas nie rozpieszczała to zwiedzaliśmy wszystkie te miejsca, które wpisaliśmy na listę must see oraz wiele innych zakątków, do których trafiliśmy trochę przez przypadek- mam tyle wam do opowiedzenia, że nie wiem nawet w którym miejscu zacząć, ale spróbuje jak to napisała Agnieszka, zacząć wszystko od początku.

Na lotnisko dojeżdżamy o 1.30 w nocy czasu Islandzkiego (3.30 czasu hiszpańskiego), nie jest to dobra godzina na zwiedzanie, ani właściwie na robienie czegokolwiek- hotel mieliśmy zarezerwowany od godziny 14.00, na szczęście okazało się, że stanowisko wypożyczania samochodów było otwarte, przedłużenie o jeden dzień też nie okazało się problemem...
Tak więc około 2.00 znaleźliśmy się w Reykjavík, a tam jak to przestało na piątek w nocy w najlepsze trwała impreza, mimo że był to środek nocy to co widzieliśmy zza okien samochodu przypominało raczej szarość typową dla wczesnego poranka, jak się okazało ciemniej nie zrobiło się już nigdy podczas naszego pobytu. Niestety o tej godzinie towarzyszyło nam tylko zmęczenie i senność,w końcu zdecydowaliśmy się na szybką drzemkę pod hotelem w samochodzie, ale tak naprawdę odpoczęliśmy naprawdę następnego dnia robiąc sobie wycieczkę do Islandzkiej Sagrady Familii czyli Blue Lagoon.


W tym poście nie chciałabym wam jednak zdradzać wszystkich naszych szlaków wycieczkowych, ale raczej skupić się na naszych pierwszych spostrzeżeniach na temat tego dziwnego kraju, jakim jest Islandia, który pokochałam całym sercem i jeśli chcecie pojechać, w jakieś mniej oczywiste miejsce to na pewno jest to kierunek dla was.


Po pierwsze- przewodnik

W głównej mierze korzystaliśmy z przewodnika z Lonely Planet, który jest chyba jednym z popularniejszych, prawie wszyscy turyści zaopatrzeni byli w jeden egzemplarz, z którego wystawały tysiące kolorowych karteczek zaznaczające najważniejsze rady pisarzy, nie tylko o tym co zobaczyć, ale też gdzie zjeść, znaleźć nocleg czy zrobić zakupy. Nie jest to co prawda przewodnik idealny, mi głównie zabrakło zdjęć czy dokładniejszych map, niektóre z nich umieszczone były w dosyć niefortunny sposób, tak że środkowa część była zupełnie nieczytelna- idealnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie otwieranej mapy. Niektóre obszary były też potraktowane trochę po macoszemu, ale z drugiej strony rozumiem okrojenie przewodnika przez edytorów, gdyż łatwo mógłby stać się encyklopedią, a tak to pozostał łatwy do przeniesienia. Na ratunek przyszły nam małe książeczki oraz mapa Islandii, do wzięcia za darmo na lotnisku, które też nie były idealne, ale składając wszystkie składniki w całość udało się nam opracować idealny plan zwiedzania.

Islandzka noc i przewodnik, który towarzyszył nam przez całą podróż
Po drugie- język i ludzie

Jednym z naszych największych zaskoczeń byli Islandczycy, nie tylko wszyscy (!) biegle mówili po angielsku, ale też z chęcią służyli nam pomocą, a przy tym uśmiech nie schodził im z twarzy. Zaskoczył nas zwłaszcza kierowca autobusu, kiedy pierwszego dnia włóczyliśmy się samochodem po okolicy- kazał nam otworzyć okno, mówiąc że jeżeli zatrzymujemy się na światłach musimy przekroczyć białą linię, w której umieszczony jest czujnik ruchu- inaczej czeka nas wieczne stanie na światłach. Mili okazali się też policjanci sprawdzający trzeźwość na drodze, kelnerki i sprzedawca, który opuścił kasę i wyruszył na poszukiwania wody dla nas.
Kolejnym zaskoczeniem było dla nas to, że na stanowisku kasjera czy kelnerki spotkać można było bardzo młodych ludzi- nie wiem czy mieli skończone nawet 18 lat... Co więcej grupy dzieci (nastolatków) zajmowały się oczyszczaniem przyulicznych trawników czy łodzi...
Nie wiem czy to było coś w rodzaju prac społecznych, jeśli tak to myślę, że jest to wspaniały pomysł na zorganizowanie czasu młodzieży i jej rozwój...

Po trzecie- transport

Po Islandii można się poruszać wieloma środkami transportu, jednak najlepiej zainwestować w wynajęcie samochodu, jeśli macie dobrą kondycję to możliwe jest też objechanie Islandii rowerem- my jednak zdecydowaliśmy się na to pierwsze. Na Islandii jest bardzo wiele firm oferujących wynajęcie samochodu, a cena wynajmu zależy od dni oraz typu samochodu. My zdecydowaliśmy się na mniejszy samochód (nie 4 x 4), głównie ze względu na dużą niższą cenę. Zazwyczaj nie okazało się to kłopotliwe, większość miejsc do których jeździliśmy miała dobrze przygotowane drogi, chociaż parę razy najedliśmy się strachu ze względu na niezbyt dobre warunki jezdni... 
Tylko raz musieliśmy zamienić wycieczkę i pojechać w bliższe miejsce, bo nie doczytałam, że jezdnia ta przeznaczona jest tylko dla większych samochodów. Najlepszym rozwiązaniem byłoby chyba wypożyczenie większego samochodu na parę dni, w pozostałe zwiedzając przystępniejsze miejsca zwykłym samochodem.
Jeśli nie planujecie wynajęcia samochodu to możliwe jest też zakupienie wycieczek do najważniejszych miejsc, które jednak nie należą do najtańszych.


Po czwarte- pieniądze i ceny

Ceny na Islandii zbliżone są do tych w Hiszpanii, może trochę wyższe- kawa z mlekiem kosztuje około 2 euro, benzyna też jest trochę droższa na wyspie. Za wstęp do blue lagoon zapłacimy około 40 euro (chociaż i są też wejściówki za 100 euro), za porządny obiad dla dwóch osób zapłacimy około 30-60 euro, za puszkę coca- coli zapłacimy mniej niż 1 euro.
Ja nie mogłam (nadal nie mogę) się przyzwyczaić do islandzkiej waluty- kiedy sprzedawca czytał nam rachunek za zakupy na parę tysięcy, serce skakało mi do gardła.
Dzisiaj już wiem, że 150 ISK to około 1 euro, jednak w czasie naszego wyjazdu ciągle pytałam mojego mojego męża ile to 1000, 1300, 1500 ISK etc...
Nie wiem czy kiedykolwiek przyzwyczaiłabym się do płacenia w tysiącach, wolę mało skomplikowane euro!

Po piąte- hotele

Hotele na Islandii nie należą do najtańszych, ceny zazwyczaj zaczynają się od 100 euro za noc w pokoju dwuosobowym, chociaż w miejscach turystycznych nie znajdziemy nic tańszego niż 200 euro- dlatego pewnie tak popularne są campingi w przyczepie czy campingowanie na polach namiotowych, jest to bardzo dobre rozwiązanie i ja myśląc o wakacjach na Islandii na pewno wzięłabym to pod uwagę.
My natomiast zdecydowaliśmy się wynająć apartament- był to jednopokojowy apartament z mała kuchnią i łazienką- za noc zapłaciliśmy około 60 euro i uważam, że było to bardzo dobre rozwiązanie, mieszkało się nam bardzo przyjemnie!

Po szóste- bezpieczeństwo

Przed przyjazdem na Islandię przeczytaliśmy, że jest to jeden z najbezpieczniejszych krajów- no cóż nie zawiedliśmy się, dozwolona prędkość na drogach to 90 km na godzinę, na ulicach co chwilę spotkać można radary, a w weekendy może zatrzymać cię policja i sprawdzić poziom alkoholu we krwi. 
Nie mieliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji, a na ulicach oprócz bezpieczeństwa zaskoczył nas także porządek i czystość...

Po siódme- jedzenie

Tego obawiałam się najbardziej, jednak okazało się że Islandia jest pełna znakomitych restauracji serwujących świeże ryby, sławne zupy jagnięce czy jagnięce mięso- wszystko było tak dobre, że trudno było powstrzymać cieknącą ślinkę.
Ci bardziej ekonomiczni najedzą się w licznych restauracjach, bo na wyspie nie obce są różnego typu fast foody, tanie hot dogi czy pizza- zobaczymy tam restauracje takie jak: taco bell czy KFC, co dziwne McDonald jest tu zupełnie obcy.
Jeśli wolicie robić sami sobie jedzenie to w supermarketach znajdziecie wszystkie potrzebne składniki- warzywa są droższe niż w Hiszpani, a tak to ceny są zbliżone. Mnie bardzo ucieszyło pieczywo, a zwłaszcza moje ulubione bułki z makiem, które bardzo przypominały te Polskie.
O ile z mięsem i z rybami jest łatwo na wyspie o tyle warzywa i owoce nie są tak popularne i zróżnicowane jak w Hiszpanii, ceny też trochę przerażają...

Mówiąc o jedzeniu nie mogę zapomnieć o sławnym serku skyr, który robiony jest z odtłuszczonego sera, a spotkać go można w najróżniejszych smakach i kolorach- ja zakochałam się w karmelowym i waniliowym.
Islandczycy muszą też uwielbiać lukrecje, dostępna jest chyba pod każdą postacią- począwszy od żelek, można ją znaleźć też w czekoladzie czy ciasteczkach, a także jako gumowe cukierki czy jako składnik herbaty (czytajcie uważnie skład, bo staniecie się posiadaczami nie zjadliwych rzeczy, tak jak ja...).
W sklepach trudno jest też znaleźć niegazowaną wodę mineralną- Islandczycy piją ją z kranu- my ze względu na specyficzny zapach nie odważyliśmy się. 


Uwaga na lukrecje!
skyr.ir- uwielbiam!

Po ósme- pogoda na Islandii

Średnie temperatury w okresach letnich wynoszą około 10 stopni- dla nas oznacza to, że w czerwcu temperatura maksymalnie osiągnęła 16 stopni, chociaż czytałam gdzieś, ze kiedyś maksymalna temperatura wyniosła 30- niestety nie znalazłam informacji, w kiedy temperatura ta miała miejsce. W zimie zazwyczaj jest -10 stopni, chociaż i tu spotkałam się z informacją, że minimalna temperatura wyniosła minus 30 stopni.
My przez większość czasu mieliśmy deszcz, który szybko ustępował słońcu i powracał jak bumerang- kwintesencją islandzkiej pogody może być pewne zdanie, które znalazłam na wielu magnezach i kubkach:

If you don´t like weather in Island- wait five minute

Po dziewiąte- kawa

Islandczycy są miłośnikami kawy- można ją dostać w każdym miejscu, a w niektórych sklepach czy bankach nawet za darmo! To zdecydowanie kraj dla mnie !!!

Zapraszam na następne posty z serii Islandzkiej, w których będzie zdecydowanie więcej zdjęć!

Share this:

, , , , , ,

CONVERSATION

13 comentarios :

  1. Już nie mogę się doczekać dalszej części ................uwielbiam takie nieznane zakątki:) Ja sobie też patrzyłam na loty na Islandie, ale własnie te ceny tam na miejscu mnie odstraszają:(

    ReplyDelete
    Replies
    1. oj niestety...
      ceny do przystepnych nie naleza :(
      ale wakacje to wakacje!

      Delete
  2. Czekałam na ten post!
    A teraz czekam na kolejne z dużą, bardzo dużą, ilością zdjęć :)

    ReplyDelete
  3. Trochę się powymądrzam. ;)

    Zimną wodę można pić prosto z kranu bez problemu. Gorąca jest śmierdząca i - po przypadkowym wypiciu - mocno wzdymająca. Ale nie grozi to zejściem śmiertelnym.
    Młodzież dorabia sobie pracami "do pierwszego" w czasie wakacji. Ale nie tylko w wakacje można ją spotkać na kasach sklepów - często zdarza się to w weekendy w ciągu roku szkolnego.
    Co do nieobecności McDonald's...
    Tu już odsyłam do wpisu na temat obecności tego baru na Islandii
    http://islandianabis.blogspot.com/2012/11/odszed-od-nas-mc-donalds.html

    ReplyDelete
    Replies
    1. madrzyj sie, madrzyj- o to w tym wszytskim chodzi!

      ja zaluje, ze nie poczytalam uwazniej twojego bloga przed wyjazdem :=

      dzieki za wpis!

      Delete
  4. Super post i fajnie, ze piszesz od razu po powrocie, zadne niuanse nie powinny Ci umknac:)
    Ciekawy kraj ta Islandia, chociaz ja za taka 10 stopniowa i deszczowa aura zupelnie nie przepadam...

    ReplyDelete
  5. Czekam na kolejne posty, ponieważ od jakiegoś czasu chłonę wszystkie informacje na temat Islandii i chcemy wybrać się tam w przyszłym roku.

    ReplyDelete
  6. Czekam z niecierpliwością na kolejny post o Islandii. Bardzo lubię takie konkretne wpisy i z mnóstwem praktycznych info! Dzięki Justyna :)

    ReplyDelete
  7. Wygląda na to, ze na prawdę gruby portfel trzeba zabrać na Islandię... ale wrażenia pewnie bezcenne :-) Zazdraszczam :-)

    ReplyDelete
  8. Widzę że Islandia droga jak Norwegia i podobnie tam jak w Norwegii, z prędkością, z radarami i policją, tylko tu trochę cieplej na to wychodzi :)

    ReplyDelete