Poród w Hiszpanii- wyobrażenia, a rzeczywistość
Stało się! Mój okres ciąży dobiegł końca, a w naszym życiu pojawiła się słodka istota, która zawirowała naszym światem- 4 maja o 3 w nocy na świecie zjawił się nasz mały Pau. Jednak do momentu naszego spotkania przygotowaliśmy się 9 miesięcy- w tym okresie wydarzyło się tyle rzeczy, że z czasem było nam ciężko sobie wyobrazić, że istniało życie przed ciążą! Dzisiaj zdradzę wam jak wyglądała ostatnia prosta czyli poród i czego się spodziewać rodząc w Hiszpanii!
Przed porodem...
Okres ciąży wspominam naprawdę dobrze- komplikacje pojawiły się dopiero w ostatnich miesiącach, kiedy z powodu infekcji wylądowałam w szpitalu. Jednak w porównaniu do opowiadań innych, dla mnie ten czas był naprawdę sielanką- zwłaszcza ostatnie miesiące, kiedy przestałam pracować... No cóż co prawda byłam trochę grubsza i ociężała, jednak strach przed porodem powodował że wcale mi się do tego momentu nie spieszyło. Praktycznie do 38 tygodnia ciąży dużo się ruszałam i spacerowałam, zwalniając dopiero w ostatnim okresie czując się naprawdę wielka i ciężka.
Tak, pewnie miałam dużo szczęścia i naprawdę cieszę się niezmiernie, że udało mi się przejść ten etap w miarę lekko, jednak czas rozwiązania zbliżał się nieubłaganie.
Przy naszej którejś wizycie z położna dostaliśmy kartę dotyczącą porodu, którą po kontemplacji w domu mieliśmy z mężem uzupełnić- wtedy zapaliło mi się światełko ostrzegawcze, że niedługo zdarzy się nieuniknione i będę musiała w jakiś sposób rozstać się z tym małym człowieczkiem, który tak spokojnie mieszkał sobie w moim brzuchu. Wtedy też zapisałam się do szkoły rodzenia, która miała przygotować mnie na ostateczny sprawdzian...
Co to jest karta porodu i do czego służy?
Kartę porodu potraktowaliśmy naprawdę poważnie uzupełniając wszystkie potrzebne pytania myśląc, że potem podczas tej chwili będzie to stanowiło dla lekarzy klucz według którego będą podążać... Jak się okazało informację w karcie były ważne głównie dla nas, pozwoliło to nam być poinformowanym i wiedzieć czego możemy wymagać podczas tej akcji.
Zaczęło się od wyboru osoby, która miała nam towarzyszyć podczas porodu- bez żadnego zastanowienia postanowiliśmy brać w tym udział obydwoje i myślę, że dla kobiety jest to naprawdę dobre rozwiązanie (dla mężczyzny- cóż, zależy jakie ma nerwy...).
A więc poród naturalny czy cesarka?
Jeśli nie ma żadnych przeciwwskazań to w Hiszpanii rekomendowany jest poród naturalny- nie tylko dla dobra matki, ale także dla dziecka, które pokonując swoją pierwszą drogę w życiu uodparnia się dostając florę bakteryjną matki czy dzięki przejściu przez kanał rodny stymuluje mózg (są to opinie ginekologa- nie moje). Wiem, że od jakiegoś czasu w Polsce jest popularna cesarka na życzenie- w Hiszpanii wszyscy stawiają raczej na poród naturalny i mówiąc naturalny mają na myśli poród bez żadnego znieczulenia (także jeśli będziecie prosić o poród w Hiszpanii ostrożnie ze słowami, bo mówiąc natural mówicie, że nie chcecie żadnych lekarstw!). Ja od początku wiedziałam, że jeśli wszystko będzie w porządku to zdecyduje się na poród naturalny (nie byłam jednak, aż tak odważna aby zdecydować się na poród bez znieczulenia!).
Co było głównym powodem takiej decyzji? Po porodzie naturalnym szybciej dochodzi się do siebie- zresztą bardziej przeraża mnie wizja anestezji i operacji niż coś co jest naturalną koleją rzeczy...
W kwestionariuszu trzeba także zastanowić się i zaznaczyć jakie są nasze sposoby na uśmierzenie bólu: masaż, ćwiczenia na piłce, ciepły prysznic czy słuchanie muzyki- ma to nam pomóc w zniesieniu bólu w sytuacji kiedy stanie się on nie do wytrzymania. Oprócz pytań mających na celu pomoc w przetrzymaniu niewyobrażalnego bólu- w karcie porodu znajdują się pytania techniczne tj. czy chcemy, aby położna pomagała nam w oddychaniu i pchaniu, a także czy życzymy sobie aby nas nacięto lub czy chcemy być dawcą płynu z pępowiny. Wszystko wygląda pięknie i pozwala nam zdecydować jak powinien wyglądać niezapomniany poród- jak jest w rzeczywistości?
Jak było w rzeczywistości...
Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale okazało się, że było o wiele lepiej niż się spodziewałam...
Rzeczywistość…
Ostatni tydzień ciąży to ciągły strach przed tym, że zacznę wkrótce rodzić- to był ten moment, w którym zaczęłam się oszczędzać i starać się nie oddalać zbytnio od domu. Jednak są takie sytuacje, w których po prostu musiałam wyjść- we wtorek 2 maja miałam egzamin na uczelni, więc po prostu musiałam na nim być. Ponieważ egzamin miał być o 17.30, a cały dzień nic się nie działo- wsiadłam z mężem do samochodu który odwiózł mnie na miejsce. Ponieważ byłam za wcześnie postanowiłam pójść do biblioteki i pouczyć się jeszcze trochę- nic nie zapowiadało, że stanie się coś dziwnego. Jednak kiedy już miałam iść do odpowiedniej sali poczułam to czego najbardziej się obawiałam- poczułam, że odeszły mi wody płodowe (była godzina 17.15...). Mimo że starałam się być opanowana i wiedziałam, że wcale nie trzeba biec do szpitala- nie dałam rady i w te pędy zadzwoniłam po męża, aby po mnie przyjechał! Ciężko mi było zapanować nad sobą, zwłaszcza że w pierwszym momencie było to dla mnie wielkim szokiem. Chyba nie muszę dodawać, że egzaminu nie napisałam…
Na ostrym dyżurze przyjęli mnie dosyć szybko prowadząc w odpowiednie miejsce sprawdzając czy to rzeczywiście są wody płodowe i czy mam już wskakiwać na odpowiednie miejsce, gdzie urodzić miałam syna… Jednakże okazało się, że oprócz pękniętych wód płodowych nie mam żadnych innych symptomów tj. skurcze czy rozwarcie, które świadczyłyby o rozpoczynającym się porodzie. Zostałam zatrzymana na noc, gdzie w nerwach wyczekiwaliśmy rozpoczęcia się akcji- nie tylko my, ale także nasza polska i hiszpańska część rodziny, która w nerwach czekała na wiadomości o narodzinach naszego małego cudu.
Jak się okazało mieli poczekać jeszcze 34 godziny- bo tyle trwało zanim na świat przyszedł mój syn…
Opieka medyczna podczas porodu
Jak już wspominałam przygotowywana przez nas karta porodu okazała się być informacją potrzebną tylko dla nas- żaden lekarz nawet na nią nie spojrzał, ale dzięki zapoznaniu się z informacjami w niej zawartej my znaliśmy nasze prawa.
Kiedy tylko dostałam silniejsze bóle porodowe zeszliśmy do specjalnej sali, gdzie zaopiekowała się nami położna. Miałam wielkie szczęście, bo trafiłam na dziewczynę wykonującą swój zawód z pasją, pokazała nam ona techniki relaksacyjne i pomogła znieść ciężkie chwilę, udostępniła piłkę do ćwiczeń oraz salę z prysznicem- a także zeszła do nas sprawdzić jak się czujemy. Kiedy tylko mogłam byłam podłączona do monitorów, które sprawdzały serduszko naszego synka oraz częstotliwość skurczy. Niestety, na jej zmiana trwała tylko 12 godzin, więc na kluczową chwilę przyszła do nas inna położna- nie mogę jej nic zarzucić, wykonywała swoją pracę całkiem poprawnie- ale nie zaiskrzyło między nami…
Po wszystkim przykre niespodzianki…
Po porodzie miała nastąpić chwila relaksu, mały został wyjęty i położony na mój brzuch- a po zważeniu miał zostać ubrany i przyniesiony do naszego pokoju. Położna śmiała się, że nasi współlokatorzy nie zaznają spokojnej nocy biorąc pod uwagę ile płaczę nasze malutkie szczęście.
Po porodzie miała nastąpić chwila relaksu, mały został wyjęty i położony na mój brzuch- a po zważeniu miał zostać ubrany i przyniesiony do naszego pokoju. Położna śmiała się, że nasi współlokatorzy nie zaznają spokojnej nocy biorąc pod uwagę ile płaczę nasze malutkie szczęście.
Niestety wszystko potoczyło się swoim torem, ja zmęczona porodem zasnęłam i nawet nie zwróciłam uwagi na to, że mija jakoś dużo czasu, a nadal nie przynoszą mi małego... O 7 rano przyszedł do nas pediatra i poinformował nas, że nasze dziecko ma problemy z oddychaniem i muszą przenieść go karetką do innego szpitala- ja muszę zostać tutaj, bo na razie nie ma wolnego łóżka, ale obiecał nam poruszyć niebo i ziemię aby znaleźć wolne miejsce dla mnie. To chyba są najgorsze słowa jakie może usłyszeć każdy rodzic, a stres spowodowany tą sytuacją podziałał na nas motywującą- mój mąż czym prędzej pobiegł do nowego szpitala, a ja trzymając kciuki za rychłe przeniesienie zostałam z moją teściową.
I znowu miałam okazję przekonać się o tym jak dobrze działa system służby zdrowia w Hiszpanii, wkrótce zostałam poinformowana, że znaleziono dla mnie łóżko i niecałe 12 godzin po porodzie zostałam zawieziona na OIOM noworodków i wreszcie mogłam zobaczyć mojego syna!
Tutaj jeszcze raz okazało się, że decyzja o porodzie naturalnym była czymś najlepszym co mogłam zrobić w moim życiu- 15 godzin po porodzie mogłam sama zjeżdżać windą do inkubatora, w którym leżało moje dziecko i trzymać je w rękach, a potem nawet próbować karmić!
A na koniec szczęśliwe zakończenie…
Co ciekawe podchodziłam do wszystkiego z wielkim spokojem- psychicznie pomagała mi wiedza o tym, że maluch jest pod dobrą opieką. Pielęgniarki sprawdziły się na medal i z niezwykłym spokojem dbały o maluszki na sali- a ja wzruszałam się za każdym razem schodząc na dół i obserwując jak mały zdrowieje z godziny na godzinę, a jego małe ciałko staje się wolne od rurek…
Chodzenie co 3 godziny i próby karmienia mojego syna sprawiły, że już parę dni po porodzie wróciły mi siły- nie było mowy o poporodowym wylegiwaniu się, bo okazało się, że nic nie działa lepiej niż adrenalina! A małe dzieci mają w sobie więcej siły niż się nam wszystkim wydaje- szczęśliwie mały Pau mógł wyjść ze szpitala do domu już po czterech dniach i zmienić nasze życie na lepsze!
A jak jest nam w trójkę po powrocie do domu?
Ciągle jeszcze się poznajemy, a każdy dzień jest dla nas niespodzianką- jednak okazało się, że jest lepiej niż to sobie wyobrażaliśmy, a posiadanie dziecka wcale nie jest znowu takie straszne. No chyba, że mi trafił się jakiś wyjątkowo udany egzemplarz! Chociaż wiem, że przed nami na pewno będą lepsze i gorsze dni to chłonę każdą chwilę jako nowo upieczona mama!
Pozdrawiam!
Justa, Pablo i mały Pau
Czytam to z łezką wzruszenia w oku. Tak piękny moment! Wspaniale, że podzieliłaś się tym ze swoimi czytelniczkami. Życzę jak najwięcej zdrówka i sił dla całej rodzinki ;)
ReplyDeleteDzięki wielkie! Mam nadzieję, że ten wpis pomoże komuś kto znajdzie się w podobnej sytuacji jak ja- okazuje się, że nie warto się załamywać!
DeleteUfh, ale emocje, tak się cieszę, że Pau ma się dobrze i że problemy okazały się tylko chwilowe. A w momencie gdy czytałam o egzaminie... Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale się po prostu w głos roześmiałam (domyślam się, że dla Ciebie to nie było wcale śmieszne), no ale przynajmniej masz anegdotkę :)
ReplyDeleteBardzo fajny wpis, dziękuję!
Oj działo się! A z egzaminu pewnie będę się jeszcze śmiała i ja... No cóż wiedział nasz maluszek kiedy zakombinować coś w swoim domku i popsuć mamie plany... A przy tym nieźle ją zestresować, ale najważniejsze że wszystko skończyło się dobrze!
DeleteWspaniały wpis! Dziękuję bardzo, że podzieliłaś się z nami tą chwilą. Sama właśnie jestem na etapie studiowania folderów i uzupełniania planu porodu i zastanawiam się co to będzie kiedy wybije godzina zero.
ReplyDeleteSuper, że tak szybko wróciłaś do siebie i mały Pau ma się dobrze! Jeszcze raz gratuluję synka i trzymam kciuki za pogodne chwile 😉
Nie mogę się doczekać twoich opisów! Teraz ja będę trzymać kciuki za ciebie! Wiesz już czy to chłopiec czy dziewczynka?
DeleteGratulacje:) nie zgodzę się co do paru kwestii jak narururalny vs cesarka i kwestia samopoczucia po le to bez znaczenia.najważniejsze że maluszek zdrowy!
ReplyDeletePewnie, każdy ma inne doświadczenia. Obserwując moje znajome i na podstawie własnych doświadczeń uważam, że nie ma porównania- ale wiadomo zawsze mogą być komplikacje i zmienia się perspektywa... Najważniejsze, że wszystko jest już w porządku!
Delete"Udany egzemplarz" to pamiętaj, Twoje i Twojego mężczyzny geny! :) pozdrawiam i zapraszam :)
ReplyDeleteWspaniała opowieść! Dobrze, że zdrowy i rodzice szczęśliwi :)
ReplyDeleteDzięki!!!
DeleteGratulacje dla Szczęśliwych Rodziców i Wszystkiego Najlepszego dla Małego Wielkiego Człowieka:)
ReplyDeleteMałgosia
super ciekawy post, jak zawsze ;)
ReplyDeleteDzięki wielkie!
DeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteGratulacje!:D Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło i jesteście zdrowi:) Miło się czyta takie dobre nowiny:)
ReplyDeleteWitaj, gratulacje i cieszę się, że o.k. Dobrze, że piszesz tylko bloga, bo...
ReplyDeleteTytuł ma się nijak do zawartości, ktoś kto tu będzie szukał tych informacji nic nie znajdzie.
Piszesz o porównaniu cc i porodu sn , że nie masz porównania, a lepszy dla Ciebie sn - samo przez się to przeczy. Musiałabys mieć najpierw Cesarke by wiedzieć jak to jest i móc porównać.
W Polsce też nie ma ku woli wyjaśnienia, (oficjalnie) czegoś takiego jak cesarka na życzenie.
Pozdrawiam. Anna.
Jeśli chodzi o informację to jest to jeden z serii postów ciążowych i odnosi się mojej osoby- służy jedynie jako pogląd i zarysowanie sytuacji w Hiszpanii, bo każdy przypadek musi być rozpatrywany przez ginekologa.
DeleteJeśli chodzi o cc i poród sn to zarówno nasłuchałam się opowieści rodzinnych, moich koleżanek, a także opowieści położnych- także stąd wysuwam moją opinię, ale rozumiem że ty masz porównanie na własnej osobie? Chętnie wysłucham twojego zdania.
Tak oczywiście, że nie ma cesarki na życzenie oficjalnie (wiem na jakiej zasadzie się to odbywa)- nigdzie nie napisałam że jest.
Pozdrawiam!
Aaaaa, gratulacje Kochana! Nawet nie wiedziałam, że jesteś w ciąży! Dużo zdrówka dla małego Pau :*
ReplyDeleteA w jakim szpitalu rodzilaś a do jakiego szpitala przewieźli dziecko?
ReplyDeletePozdrawiam Ciężarna z Bcn :)