10 powodów, aby nie kochać Hiszpanii (Barcelony)

Dzisiaj będzie trochę nie typowy post, przecież zawsze mówi się tylko o tym jaka to Hiszpania, Barcelona jest wspaniała- wieczne słońce, zabawa i siesta, o tym że nie zawsze jest różowo pisałam wam nie raz. Dzisiaj napiszę, dlaczego nie kochać Barcelony- post jak zawsze jest pół żartem/pół serio, tak więc nie bierzcie sobie tego do serca, bo powodów, aby pokochać Barcelonę jest o wiele więcej- ale o tym innym razem.


Jesteście ciekawi za co można nie kochać tak pięknego kraju jakim jest Hiszpania? No to zapraszam do przeczytania posta!


10 MIEJSCE - JĘZYK KATALOŃSKI

Pewnie, gdybym pisała tego posta 2 lata temu, to język kataloński zająłby szlachetne pierwsze miejsce, dzisiaj jest ostatni na podium, a w przyszłości może nawet z tego podium zejdzie. Prawda jest taka, że kulturę katalońską trzeba zrozumieć, chociaż na początku może to być szok, bo co powiedzieć, kiedy po latach nauki hiszpańskiego przyjeżdżamy do Barcelony, a tutaj wszystkie slogany i reklamy na ulicy są po katalońsku, co więcej co oporniejsi Katalończycy  odpowiedzą nam zawsze w języku katalońskim.
Obecnie rozumiem już prawie w 100 % kataloński, mogę się porozumieć z co bardziej opornymi Katalończykami, a po ponad 2 latach mieszkania w stolicy Katalonii przyzwyczaiłam się do tej kultury i zaczęłam ją bardziej szanować!


9 MIEJSCE- POSTANOWIŁEM ODBYĆ NIESAMOWITĄ 
ROZMOWĘ NA ŚRODKU ULICY

W Hiszpanii całkiem normalne jest, kiedy idziesz chodnikiem (wąskim, żeby nie było), całkiem normalne jest też to, że się spieszysz, a grupka przed tobą potrafi się nagle zatrzymać na środku chodnika i rozpocząć rozmowę o czymś niezwykle ważnym żywo gestykulując- problem, może się pojawić jeszcze wtedy, kiedy nie sposób jest wyminąć grupki ludzi...
Wtedy pozostaje nam tylko przeczekanie rozmowy, która czasami jest naprawdę długa...

8 MIEJSCE- OBRZYDLIWE JEDZENIE

To oczywiście indywidualne podejście do kwestii jedzenia- ale wiem, że nie wszyscy lubią ośmiorniczki, kałamarnice, ryjki i uszy świń, małże czy krewetki- ja nie przekonałam się jeszcze do wszystkiego i nie wiem, czy się przekonam, ale część z tych dziwności pokochałam. Z hiszpańskim jedzeniem jest tak, że albo nienawidzisz, albo kochasz- ale wiadomo od nienawiści do miłości jest bardzo niedaleko.


7 MIEJSCE- DZIWNE I KRWAWE TRADYCJE

Wszyscy znają krwawą tradycję corridy (która na szczęście jest zabroniona na terenie Katalonii), czy grupową ucieczkę przed bykami czyli San Fermin, niektórym też na pewno jest znane palenie wielkich rzeźb w Walencji, czyli Las Fallas. Takich tradycji jest naprawdę dużo, w okresie letnim co drugi dzień jest fiesta major dzielnicy czy miasteczka, w czasie której odpala się tony petard, a czasem palone są rzeźby czy figury. O ile te fiesty są naprawdę spektakularne i niesamowite, o tyle ja zawsze zastanawiam się nad potrzebą destrukcji, podczas tych imprez oraz o ilości wydanych pieniędzy na fajerwerki. O ile te fiesty uwielbiam za wieżę z ludzi, pochód przez miasto i taniec gigantów, o tyle nienawidzę za tony wypalanych fajerwerk każdego dnia trwania fiesty...


6 MIEJSCE- CENY

Niestety życie w Hiszpanii nie jest tanie, kupno mieszkania jest wydatkiem parokrotnie większym niż ma to miejsce w Polsce (oczywiście, zależy to od miasta, ale na ten temat rozwinę się w osobnym poście), wynajem też nie należy do najtańszych, już nie wspominam o jedzeniu czy transporcie, który chyba najbardziej boli kieszeń. Co z tego, że w Hiszpanii zarabia się więcej, skoro wydatki są parokrotnie wyższe. Jedynie ubrania, zwłaszcza w okresie przecen są tutaj niesamowicie tanie!

5 MIEJSCE- PALĄCE SŁOŃCE

Wszyscy chyba lubią słońce-ja jednak czasem mam go serdecznie dość, zwłaszcza w sytuacjach kiedy to słońce świeci nieprzerwanie przez parę miesięcy i naprawdę masz go dość! Tutaj potrafi być naprawdę gorąco- ponad 30 stopni w lecie i pot płynący z ciebie strumieniami to norma w miesiącach letnich- oczywiście nie jest to jakiś problem, kiedy jesteśmy na wakacjach, ale wtedy, kiedy mamy normalnie żyć i funkcjonować staje się to naprawdę nie do wytrzymania, a cień jest na wagę złota. Pocieszeniem staje się jedynie to, że na południu jest gorzej, a temperatury dochodzą do 40 stopni, wtedy pozostaje tylko schronienie się w domu i przeczekanie!


4 MIEJSCE- TŁUMY LUDZI

Mieszkanie w turystycznym mieście ma to do siebie, że kiedy przychodzą wakacje zapełnia się do granic możliwości i nagle robi się ciasno. Niestety mieszkanie w Barcelonie ma to do siebie, że turystów jak i mieszkańców jest mnóstwo, a miasto jest zapełnione nie tylko w okresie wakacyjnym- tłum ludzi najbardziej denerwuje w godzinach szczytu zwłaszcza w metrze, autobusie czy pociągu. Tłumy ludzi na ulicach w centrum, sklepach w sobotę i plaży w niedziele- czasem mam naprawdę ochotę spakować walizki i wyjechać na wieś, aby nie widzieć tego tłumu ludzi. Kiedy jadę do Wrocławia, mogę wreszcie pooddychać świeżym powietrzem bez tego tłumu ludzi, chociaż i tam ostatnio robi się tłoczno. 


3 MIEJSCE- MASA SAMOCHODÓW

Oprócz ludzi, którzy nas atakują ze wszystkich kątów- na ulicach straszy masa samochodów, znalezienie miejsca parkingowego naprawdę graniczy z cudem i nie tylko w centrum miasta, ale też na przedmieściach. 
Poszukiwanie miejsca parkingowego przez pół godziny, które może dochodzić do godzin jest naprawdę katorgą, które sprawiają, że coraz częściej wybieram metro niż samochód.
Samochody są wszędzie, zresztą tak jak i autostrady, które doprowadzą nas do dowolnie wybranego przez nas miejsca. Oczywiście to co jest dobrodziejstwem staje się też przekleństwem, wcześniej dziwiłam się korkom na autostradach pokazywanych często w amerykańskich filmach- dzisiaj jest to codziennością, która niestety potrafi zepsuć każdy dzień.

2 MIEJSCE- GADY, PŁAZY, JASZCZURKI!

Wiem, że czytają mnie miłośnicy gadów, ale będę szczera- ja nienawidzę jaszczurek! Problemem stały się dla mnie głównie, kiedy upodobały sobie mój taras jako miejsce swojego zamieszkania. Zawsze pojawiają się po zmroku i przy szybszym ruchu zmykają, gdzie pieprz rośnie, a ja wtedy zazwyczaj reaguje piskiem. Apogeum mojego strachu miało miejsce, kiedy znalazłam jaszczurkę w moim przedpokoju, nie wiem kto był bardziej przerażony ja czy jaszczurka i dobrze, że mój mąż był wtedy w domu, bo ja mogłabym dostać zawału serca. Jak się okazuje to, że jaszczurki lubią wchodzić do domu nie jest niczym niezwykłym, lubią przeciskać się przez okna i wchodzić tam, gdzie nie są mile widziane- zagrożone nie tylko są mieszkania na parterze, bo moja koleżanka miała tego dziwnego gościa w swoim mieszkaniu na 6-tym piętrze w wannie (!)- także wszyscy mogą czuć się zagrożeni.
Myślałam, że już nic gorszego przytrafić mi się nie może- jak zwykle myliłam się, bo w ostatni piątek znaleźliśmy jaszczurkę na tarasie, która nie ruszała się- była wyschnięta i nie żywa (jeszcze mam dreszcze jak o tym pomyślę). Agr!!! Naprawdę nienawidzę jaszczurek!


1 MIEJSCE- KRYZYS I BRAK PRACY

Wybrałam sobie chyba najgorszy moment na przeprowadzkę do Hiszpanii i pewnie dobrowolnie nigdy bym takiej decyzji nie podjęła, ale miłość nie wybiera! O kryzysie wszyscy chyba słyszeli, dlatego też nie będe rozwijała tego tematu- prawda jest taka, że nie jest ciekawie, w Barcelonie cięcia, protesty i redukcje etatów... Ale każde zło musi się kiedyś skończyć...



A wy za co nie lubicie Hiszpanii? A może nic was nie zniechęci do tego kraju?

Share this:

, , , , , , ,

CONVERSATION

46 comentarios :

  1. Każde miejsce ma swoje plusy i minusy. W końcu ideały nie istnieją. Ale wszystko zależy od podejścia. Także nie ma co się martwić :)

    ReplyDelete
  2. Ja Barcelony nie lubię za karaluchy i za to że poza centrum jest już mega brudno,obskurnie, nie zawsze ładnie pachnie, a i jeszcze te kable na budynkach, strasznie szpecą.Nie lubię w mieszkaniach tych wewnętrznych patio, tylko skupisko pleśni. Tak jak Ty też nie przepadam za zatłoczonym metrem.
    Według najnowszych badań,poczytaj sobie na hiszpanskojezycznych mediach, Hiszpania potrzebuje ponad 20 lat żeby osiągnąć stan gospodarczy zbliżony do tego przed 2008, więc długo i ciężko będzie. Pozdrawiam, Kamila.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Widze, ze za bardzo sie nie polubilas z Barcelona - karaluchy nie sa w każdym mieszkaniu, wiesz to zależy od czystosci. ...ja mieszkam poza centrum i niektore miejsca sa naprawdę przyjemne
      Ohhh
      Ja uwielbiam patio, moge tam wywieszac pranie
      I w tym mieszkaniu mamy szczescie, bo nie mamy wilgoci, tak jak w poprzednim!
      A z reszta to jestem dobrej mysli ;)

      Delete
    2. Hiszpania potrzebuje 20 lat zeby wrocic do stanu zblizonego do tego sprzed 2008 roku? A z tego co ja slyszalam, to Polska potrzebuje 20 lat zeby przyblizyc sie do stanu aktualnego europy zachodniej...Smutne, czyli brakuje nam 40 lat? :/ :P

      Delete
    3. Wiesz, w Polsce nie ma np. prawie 30% bezrobocia, można w Polsce chociaż studiować jeden kierunek za darmo, tutaj każdy jest płatny i kosztuje krocie, mogę wymieniać tych rzeczy całą masę, więc nie wiem o czym mówisz, że Polska ma się przybliżyć do stanu Europy Zachodniej? pod jakim względem? chyba masz na myśli stan gospodarczy Szwajcarii, ale to już inna bajka. Te wszystkie rzeczy dopiero się widzi na emigracji i szczerze w Polsce jest na pewno lepiej pod względem gospodarczym, ekonomicznym niż np. w Hiszpanii.

      Delete
    4. Pierdolicie! Polska jest krajem Europy Zachodniej i jej na jej poziomie rozwoju. Nie musi nikogo ścigać. 30% bezrobocia? Ktoś cię walnął patelnią po głowie.

      Delete
  3. Zle mnie zrozumialas, karaluchow nie mam w mieszkaniu tylko ogolnie w miescie sa. Ile razy przelecialy mi pod nogami np. w La Boquerii, po podłodze w pubach, ostatnio nawet w eleganckiej restauracji (aż trudno uwierzyc !), no, a w podziemiach w metrze to nie mówię. Brrrr, nie cierpię ich.
    Możemy być dobrej myśli, ale realia są jednak inne. Miejmy nadzieję, że jednak będzie lepiej. Kamila

    ReplyDelete
    Replies
    1. no niby to fakt, ale kazde miasto ma jakies paskudztwa- we Wroclawiu czesto spotykalam sie ze szczurami ;)
      tutaj pewnie jest jest ich co niemiara!

      Delete
  4. Masz rację, tłumy ludzi (chociaż sama jestem turystką) mnie przerażają. Upał też momentami działał na nerwy, chociaż jestem raczej ciepłolubna ;) ale już sam fakt, że leżąc plackiem na plaży i nic nie robiąc byłam cała mokra od potu... W mieszkaniu, które wynajęliśmy, też na parterze, zalęgły się mrówki, ale na szczęście pani domu szybko się z nimi rozprawiła ;) Trochę mi przeszkadzał smród chloru z wody, a gdy poszłam oglądać Magiczną Fontannę czułam się, jakbym weszła na basen. I wszędobylscy Egipcjanie i Turcy próbujący opchnąć "pamiątki" na trasach turystycznych... Szczególnie dużo ich było w Parku Guell.

    Poza tym jednak Barcelona nie urzekła i chciałabym tam w najbliższym czasie wrócić ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. mialam mrowki w poprzednim mieszkaniu- naprawde ciezko bylo je zwalczyc!
      w tym na szczescie nie mamy takiego problemu

      ja chloru nie czuje, moze to kwestia przyzwyczajenia, chociaz czasem rzeczywiscie jest go jakby wiecej

      niestety obcokrajowcy probuja sprzedac na sile pamiatki, ale z drugiej strony musza z czegos zyc, a patrzac na ich zycie, nie jest latwo....

      Wracaj do Barcelony! Wbrew tytulowi mojego posta, mozna sie naprawde zakochac!

      Delete
    2. Ja wpadłam po uszy! Ilekroć wchodzę na Twojego bloga mam ochotę łapać pierwszy samolot do Barcelony z biletem w jedną stronę ;)

      Delete
    3. Ja mam podobnie! Byłam w Barcelonie kilka dni na początku kwietnia, było cudownie :) Żadnych karaluchów akurat nie widziałam :) Chętnie wrócę, bo zauroczyłam się tym miastem. Dla mnie największym zdziwieniem była..ilość turystów! Boję się myśleć jak musi być zatłoczona Barcelona w okresie lipiec- sierpień.. Aga

      Delete
  5. Bardzo lubię Twoje posty o codziennym życiu!
    Prawdą jest, że jako turysta nie mam szans zobaczyć tego wszystkiego z czym Ty się mierzysz na co dzień więc mam zupełnie inne wrażenia. Niemniej ciekawie wiedzieć jak to faktycznie wygląda od środka. Jak to mówią, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. a trawnik sasiada jest zawsze ladniejszy (przyslowie hiszpanskie)
      niestety u innych widzimy same zalety, a u nas wady, latego tez wydaje sie nam, ze kto inny ma lepiej!

      Delete
  6. Jak dla mnie to post powinien sie nazywać: dlaczego nie kochac Barcelony, a nie Hiszpanii. Mieszkasz w Barcelonie, a nie w Madrycie, Maladze czy w też w Asturii. Uważam, że każdy regiony w Hiszpanii różnią się między sobą bardzo i lepiej byłoby pisać o tym miejscu gdzie jesteś. Twoj blog jest dość ciekawy, ale uważam, że robisz za duże przerwy w pisaniu...Oczywiście mozesz byc bardzo zajeta, ale ja patrze na to jako czytelniczka i fajnie byloby cos poczytac regularnie i częsciej. Pozdrawiam, Ina

    ReplyDelete
    Replies
    1. oj chcialabym pisac czesciej, ale trzeba z czegos zyc ;)
      niestety blog jest moja pasja, a czasem w pedzie zyciowym brakuje nam czasu na pasje i hobby ;)
      staram sie pisac co tydzien, niestety nie zawsze wychodzi :)

      mimo wszystko ciesze sie, ze komus przeszkadza, ze za zadko pisze!! ;)
      dzieki za motywacje!

      post dotyczy glownie Barcelony, masz racje! :)
      ale mysle, ze upal i kryzys doskwiera w calej Hiszpanii!

      Delete
    2. O upały trudno w Galicji, więc nie w całej Hiszpanii. ;) Zgadzam się z przedmówcą, powinnaś wyraźnie zaznaczyć,że chodzi o Barcelonę, bo trudno np. sjestę, flamenco, tapas, pomarańcze, prawdziwe upały, czy hiszpańskie ,,podejście" do życia, temperament przypisywać Barcelonie. Ta cała esencja hiszpańskości należy do Andaluzji ;D

      Delete
    3. Hej, hej
      Tapas i pomarancze w Barcelonie tez niczego sobie
      Zreszta w nawiasie jest Barcelona
      Zreszta jakbym napisala ze w Barcelonie , to pewnie zaraz ktos by napisal , ze skoro nie lubie Barcelony za fallas i corride , skoro to nie tradycje Barcelony ;)
      Sjesta jest w Barcelonie jak i w innych częściach Hiszpanii
      ;)

      Delete
  7. Ceny to fakt, ale chyba w calej Espanii jest drogo :-) ja to w Euro. Ale i tak bym tam pojechala :) mimo tych roznych zwyczajów ;) Pozdrawiam i zapraszam ;)

    ReplyDelete
  8. Tak wiec Justyno, przeszkadza mi to, ze rzadko piszesz ;) popraw sie, bo czytelnicy nie lubia za dlugo czekac! pozdrawiam i czekam na nastepny wpis! Ina

    ReplyDelete
  9. Dodałabym hałas (krzyki zamiast normalnej rozmowy, muzyka z podkręconymi basami) i zostawianie po sobie bałaganu (w moim ulubionym barze tapas wiele rodzin zostawia serwetki i inne rzeczy porozrzucane po całym stole i podłodze). Zobaczymy, jak z tym upałem, na szczęście jestem w Andaluzji tylko do czerwca, więc chyba najgorsze mnie ominie ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. oj tak krzyki zamiast rozmowy potrafia byc denerwujace!!
      brudu w barach raczej nie zmienisz, bo to w tej kulturze oznacza, ze bar jest po prostu dobry!
      jesli zobaczysz czysty bar to lepiej nie wchodz, bo prawdopodobnie nie znajdziesz tam nic dobrego :P
      w czerwcu zaczna sie upaly, ale wyglada, ze najgorsze upaly cie omina ;)

      Delete
  10. Bardzo fajny tekst. Dopóki jednak plusy przeważają nad minusami to jest dobrze. Kryzys to niestety już prawdziwy problem. Mnie chyba tez zmęczyłyby te tłumy, czasami ciężko tam przejść po ulicy. Ale jednak piękno kraju wynagradza wszystko. A co do cen to właśnie byłam mile zaskoczona, że były zbliżone do polskich.

    ReplyDelete
    Replies
    1. kiedys napisze post o cenach, bo jedni mowia, ze drogo inni, ze nie ...
      a te tlumy naprawde mecza i czasem mam ochote wyjechac w jakies miejsce, gdzie nie ma nikogo- co gorsze mam wrazenie, ze ludzi przybywa i przybywa....

      Delete
  11. Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale.... miejsce 2.?!!! Przecież jaszczurki są kochane :) Ja tam bym była zadowolona, gdyby biegały mi po tarasie:) W tym palącym słońcu :)

    ReplyDelete
  12. A mnie strasznie denerwują nocne hałasy: zawsze kiedy jestem w Barcelonie wynajmuję mieszkanie na Barcelonecie, ale podejrzewam, że w innych dzielnicach jest podobnie: skutery, śmieciarki opróżniające kosze o 3 w nocy (sic!) i te głośne rozmowy pod oknem, którego się nie da zamknąć, bo wtedy byłoby za gorąco.

    ReplyDelete
  13. Kocham Barcelonę i bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga :)
    A do listy od siebie dodałabym wszędobylskich kieszonkowców, z którymi miałam "niezłe" przygody - na szczęście zakończone happy endem :)

    ReplyDelete
  14. Za niedługo wybieram się do Barcelony i przygotowując się do wyjazdu przeglądałam Twojego bloga. Naprawdę wiele cennych rad i uwag tu znalazłam. Dołączam do grona czytelników! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. bardzo sie ciesze, ze znalazlas u mnie potrzebne informacje! :)

      Delete
  15. Barcelona jest moim miastem marzeń , bardzo chcę tam pojechać.Na razie dużo czytam na temat tego pięknego miasta.

    ReplyDelete
  16. Esto es como si voy a Polonia y digo que no me gusta el polaco, ¿cómo te sentirías? No entendéis con vuestra mente cuadrada pensando que las fronteras son así porque sí, porque la gente lo ha decidido, cuando viene de guerras, ¿qué no entiendes que Castilla invadió Cataluña? ¿Te gustaría qué me fuera a Polonia hablando ruso y dijera que que malo que no hablen ruso y si polaco? España no sé qué coño es. Es un puto invento castellano para imponer su lengua. Menuda ignorante e intolerante imperialista estás hecha.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Si irias a polonia y ye hablarias slaski seguro que no te gustaria
      ;)
      Ademas poquito respeto porque en mi blog todo escribo medio serio y si no lo entiendes mejor aprende polaco porque quiza es demsiado dificil para que lo leas. ..
      Es mi opinion y si no la entiendes deberias estar mas abierto ...

      Delete
  17. Qué asco da la gentuza como tú, que se va a vivir a otro país y encima nos insulta. Te crees que eres cool para menospreciarnos. Menuda subnormal. Más que Justyna te tendrías que llamar justa, por lo corta que eres.

    ReplyDelete
  18. Pochlonelam wpis z prędkością światła, gdyż właśnie zamierzam przetestować te wszystkie dobrodziejstwa miejskie! jeszcze chciałam od siebie dodać ze cuuuudownie kolorowo jest tu przed świętami !

    ReplyDelete
  19. Pani Justyno, przyjemny blog! gratuluję, trafiłam przypadkiem i nie żałuję :) zdziwiona jednak jestem poziomem agresji niektórych komentarzy (?) Pozdrawiam i czekam na nowe wpisy :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niestety, ale niektorzy maja w sobie wiele agresji...
      Nie wiem jak sie przed tym bronic :( Moze po prostu ignorowac!

      A nowy wpis sie robi!

      Delete
  20. Ta agresja wyjaśnia dlaczego niektórzy Katalończycy nie chcą mówić po Hiszpańsku....
    Też cenna rzecz.
    Dzięki.

    ReplyDelete
  21. Podziękowania dla właścicielki bloga oczywista.

    ReplyDelete
  22. Wybieram się wkrótce do Barcelony (i Hiszpanii) po raz pierwszy. Miło poczytać na co należy uważać, a raczej do czego przywyknąć. Pamiętam, jak nasz wykładowca z turystyki też mówił o tym hałasie w nocy, ale to raczej dotyczło Costa Brava - że w środku nocy kończą się dyskoteki, a już chwilę później śmieciarki wywożą śmieci i tak naprawę wyspać się tam nie da. Mówił też o olewczym" podejściu Hiszpanów - podobno prawie nikt nie przychodzi tam o umówionej porze. Za to grupa która dotarła do hotelu po czasie musiała się liczyć z brakiem kolacji i żadnego wytłumaczenia ze strony właściciela ("jutro będzie kolacja").

    Co do czystości w pokojach, nietrudno się domyślić - chociażby po ocenach za czystość pokoi na portalach rezerwacyjnych. Jaszczurek się chyba nie boję (choć w pomieszczeniach ich nie widuję), a co z pająkami? Są częste i większe niż w Polsce? Bo np. we Włoszech też z tą czystością pod tym względem bywało różnie.

    Pozdrawiam i dziękuję za wszelkie przydatne spostrzeżenia!
    Witek

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hej! Pająki są takiej samej wielkości jak w Polsce (na szczęście!)

      Pozdrawiam!

      Delete
  23. A jakby się mąż bał jaszczurki to co byś zrobiła?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Musiałabym go bardzo kochać, żeby był moim mężem :P

      Krzyczelibyśmy razem :P

      Delete
    2. Zgadzam się z punktem 5,mam już serdeczne dość upałów, nienawidzę ich, jestem w Hiszpanii z rodziną od kwietnia, od czerwca zaczęły się okropne upały. Czuje się jak więzień domu, strasznie manie te temperatury wpływają, jak każdy lubię ciepło, ale takie dlugotwrale utrzymujące się temperatury potrafią strasznie źle wpływać na mają psychikę. Piekło, z malymi dziećmi nie można wychodzić na spacery w ciągu dnia. Nikt tego nie rozumie kto tylko przyjeżdża na krótkie wakacje, dlatego nikomu bliskiemu nic nie mowie. Musiałam się wygadać, pozdrawiam

      Delete