Barcelona zmienia
Zastanawialiście się kiedyś jak mieszkanie w jakimś mieście może zmienić was i wasze podejście do życia? Barcelona zmienia się nieustannie, tutaj ciągle się coś buduje, rozbudowuje- a z Barceloną zmieniamy się my, mieszkańcy tego pięknego miasta. Po pięciu latach mieszkania w Barcelonie postanowiłam usiąść i zastanowić się jak zmieniło się moje życie i podejście do życia pod wpływem katalońskiego klimatu.
Dzisiaj nie będzie o tym jak z osoby ze średnią znajomością języka hiszpańskiego zaczęłam biegle posługiwać się hiszpańskim, może trochę o tym jak powoli przyzwyczajając się do panujących tu zwyczajów poznałam hiszpańską kulturę i moim zachowaniem wpisałam się w obowiązujące tu normy. Będzie także, o tym jak mieszkanie w Barcelonie zmieniło pozytywnie moje życie sprawiając, że stałam się osobą bardziej otwartą na nowe doznania- chociażby dlatego warto jest pomieszkać w jakimś innym kraju!
Po pierwsze: polubiłam hiszpańskie przysmaki
Przed przyjazdem do Hiszpanii zjedzenie małż, kałamarnic czy innych obślizgłych owoców morza było dla mnie nie do pomyślenia- od małego boje się wszelkiego rodzaju ślimaków i włożenie ich do buzi było uznawane przeze mnie za największy koszmar. Nie powiem, że łatwo było mi się przekonać do kuchni hiszpańskiej, mój mąż starał się mnie przekonać wszelkimi sposobami do spróbowania jego ulubionych dań. Na pierwszy ogień poszły małże, które najpierw zjadałam z zamkniętymi oczami, a potem sama zaczęłam prosić mojego męża o zrobienie mi tego dania. Dzisiaj małże i krewetki są na liście moich ulubionych dań, a kałamarnicami także nie pogardzę, zwłaszcza jeśli są dobrze przyrządzone. Jednak jeszcze wiele przede mną, jeszcze nie przekonałam się do spróbowania ośmiornicy- tu bariera psychiczna jest o wiele większa, macki tego zwierzątka nie potrafią mnie przekonać do siebie za żadne skarby.
Po drugie: zmieniłam styl ubierania
Kiedy mieszkałam we Wrocławiu ciężko było mi sobie wyobrazić wyjście na miasto w innych butach niż te na obcasie- oczywiście w moim przypadku obcasy były raczej wygodne i nigdy nie szły w stronę szpilek. Tym samym styl, w którym się ubierałam należał raczej do eleganckich: marynarki, spódnice i sukienki. Od kiedy zamieszkałam w Barcelonie pierwsze co, to zmieniłam buty na wygodne adidasy: miasto w którym przyszło mi żyć pełne jest gór i pagórków, dlatego też w płaskich sportowych butach łatwiej jest mi się przemieszczać. W stolicy Katalonii chodzę także o wiele więcej niż w stolicy Dolnego Śląska- często zdarza mi się oprowadzać znajomych i czytelników bloga po mieście, dlatego nie wyobrażam sobie innego obuwia. Nawet jeśli nie oprowadzam turystów po Barcelonie, to ciągle się spieszę- w drodze do metra wygodne obuwie to podstawa!
Ciężko jest jednak pozbyć się swoich dawnych przyzwyczajeń i o ile w zimie mój strój jest zdecydowanie bardziej sportowy, o tyle w lecie lubuje się w kobiecych sukienkach i w sandałach na platformie...
Po trzecie zaczęłam doceniać każdą chwilę
W teorii wszyscy są zgodni, trzeba doceniać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo co nam przyniesie przyszłość- w praktyce jest jednak trochę inaczej. Kto z nas ciągle na coś nie czeka: na piątek, na długi weekend, na wakacyjny wyjazd czy zdanie egzaminów...Niestety wiele osób skupia się na przyszłości zupełnie pomijając ten moment, w którym się znajdujemy w danym momencie- a przecież trzeba żyć tu i teraz, każda chwila jest niepowtarzalna i wyjątkowa, a każdy wtorek czy czwartek może być niezapomniany...
Kiedy byłam na ostatnim roku studiów, wiedziałam już że po magisterce wyjadę na stałe do Hiszpanii, wtedy też zaczęłam bardziej celebrować moje ostatnie dni w rodzinnym mieście z rodziną i przyjaciółmi. Z jednej strony cieszyłam się na wyjazd do ukochanego, z drugiej byłam smutna, że moje dotychczasowe życie zmieni się o 180 stopni.
Obecnie ten czas, kiedy każdy dzień jest wyjątkowy, jest wtedy gdy przyjeżdża do mnie rodzina- staramy się wtedy wykorzystać ten tydzień czy dwa, kiedy są w Barcelonie jak najintensywniej jak się da! Wtedy każdy poniedziałek, wtorek czy środa jest pełny wrażeń, a po wyjeździe najbliższych następuje spokojny powrót do rzeczywistości i wytchnienie po szalonej gonitwie.
Po czwarte nauczyłam się być tolerancyjną
Barcelona to niezwykłe miejsce, tutaj styka się kultura europejska z kulturą arabską, tak długo zakorzenioną w historii Hiszpanii. Jednak w tym niezwykłym mieście, można spotkać przedstawicieli najróżniejszych ras i europejskich krajów- tutaj nie zdziwi nikogo nietypowy strój czy tatuaże, tutaj każdy może być tym kim chce. Ta różnorodność nie jest, aż tak rozwinięta jak np. w Londynie, gdzie nie zdziwi nikogo spacerowanie na ulicy w pidżamie-jednak jest jej o wiele więcej niż w dużych miastach w Polsce- chociaż ostatnio i to się zmienia.
Z drugiej strony moja tolerancyjność i otwartość nie sprawia, że mieszkańcy tego miasta tacy też są- Katalończycy nieustannie dążą do swojej niezależności i w związku z tym może się zdarzyć, że są zamknięci na obcokrajowców, którzy mieszkają w Barcelonie. Porównując swoje doświadczenia z innymi, którym także przyszło żyć w stolicy Katalonii bardzo często zgadzamy się co do jednego- bardzo ciężko jest zjednać sobie przyjaźń rodowitego Katalończyka. Owszem zdarzają się wyjątki, ale zazwyczaj wyznawcy niezależności trzymają się w zamkniętej grupie i obcy nie zostanie przyjęty do niej z otwartymi ramionami.
Po piąte nauczyłam się, że jestem tradycjonalistką
Podobno jedni są tradycjonalistami, a drudzy odwrotnie zachwyceni nowoczesnością i technologami odrzucają to co przez wiele lat osiągnęli przodkowie. W Polsce regionalność i związane z tym tradycje przez długi czas powodowało raczej zakłopotanie niż dumę do własnej odmienności (nie wiem czy wy też tak to odczuwacie), postępująca globalizacja spowodowała, że wszyscy chcieli mieć piękne życie jak ci na zachodzie zapominając o swojej tradycji.
Co by nie powiedzieć o Hiszpanii to trzeba im przyznać, że potrafią szanować i kultywować swoje tradycje (skądinąd niezwykle efektowne), kto z was nie zna wież z ludzi czy tańca gigantów oraz regionalnych imprez (jeśli nie znacie to koniecznie wejdźcie w zakładkę tradycje). Kultywowanie tradycji wiąże się ze spotkaniami, na których ćwiczy się: tańce, efektowne figury czy śpiew.
Mieszkając w Hiszpanii bardzo polubiłam te tradycyjne pokazy i żałuje, że w Polsce tak rzadko są one pielęgnowane, o ile w górach można jeszcze zobaczyć zwyczajowych górali, o tyle w większych miastach ciężko o tego typu rozrywki.
Po szóste stałam się bardziej oszczędna
No dobra to jest chyba jeden z punktów, w który na pewno nie uwierzy mi mój mąż, a jednak...
Jeśli choć trochę czytacie mojego bloga, to na pewno natknęliście się na stwierdzenie, że Katalończycy należą do najbardziej oszczędnych mieszkańców Hiszpanii- mieszkając z jednym z nich w domu, ciężko jest nie przejąć pewnych nawyków. Kiedy pierwszy raz przyjeżdżałam do Barcelony dałam się złapać na wielkie promocje i kupowanie wielu produktów w niezwykle atrakcyjnych cenach, kto nie skusiłby się na przeceny w Mango 50% czy ciuchy za parę euro w taniej sieciówce. Po zachłyśnięciu się nowością i dobrobytem, nastąpiła chwila zastanowienia- spódnicę, którą kupiłam za 2 euro założyłam tylko raz, a t-shirty przestały mi się mieścić na półce...
Po przeprowadzce pozbyłam się worów ubrań, a mieszkając w Barcelonie zaczęłam dobierać moją garderobę uważniej nie szalejąc na przecenach...
To samo dotyczy się zakupów spożywczych, mieszkając na swoim dokładnie układamy listę sprawunków- biorąc pod uwagę menu na cały tydzień. Oczywiście i tutaj nie zawsze jesteśmy doskonali, bo czasem zdarza mi się zakupić nowy ser czy jogurt, który stoi potem w lodówce, bo jak się okazuje nikomu nie smakuje...
Po siódme zaczęłam inaczej dobierać garderobę
No dobra, jeśli jesteśmy przy ubraniach to zmieniając miejsce mojego zamieszkania musiałam zmienić także moją garderobę. W Polsce zostały ciepłe swetry, rękawice czy czapki, czyli wszystko to czego potrzebujemy w chłodne i zimowe dni. Zostawiłam także wszystkie letnie ciuchy, ale wykonane z nieoddychających materiałów, zastępując je ubraniami wykonanymi z naturalnych włókien tj. cienka bawełna czy len, najlepiej oczywiście jeśli nie trzeba ich prasować. W Barcelonie w lecie temperatury przekraczają ponad 30 stopni i naprawdę potrafi być gorąco, dlatego też sprawdzanie składów ubrań i patrzenie na stopień ich zabudowania weszło mi w nawyk!
Pięć lat mieszkania w Barcelonie, a jeszcze wiele przede mną (mam nadzieję), zdaje sobie sprawę że to nie tylko miasto nas zmienia, ale także ludzie z którymi żyjemy oraz wydarzenia, które rozgrywają się w tle. Jednak mieszkając w innym mieście czy kraju mamy szanse nauczyć się czegoś nowego i zdobyć niezwykłe doświadczenia, które otworzą nam oczy na nowo.
A wy mieszkaliście w jakimś innym mieście? Też macie wrażenie, że was ono zmieniło?
Pozdrawiam,
Justa
Ciekawe przemyślenia! U mnie minęło 5 lat mieszkania w Chicago, chyba też powinnam usiąść i zastanowić się nad zmianami, które zaszły u mnie w tym czasie...
ReplyDeleteKoniecznie zrób coś podobnego, jestem ciekawa twoich przemyśleń!
DeletePięknie to napisałaś. Każda zmiana w życiu uczy, jeśli tylko jesteśmy otwarci i tego chcemy. Widzę, że Barcelona podarowała Ci wiele pozytywów. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Ściskam.
ReplyDeleteJa też mam taką nadzieję!
DeleteCudownie czyta się Twojego bloga :) Przede mną przeprowadzka do Hiszpanii już za niecałe 2 lata albo troszeczkę wcześniej :) Ściskam cieplutko :)
ReplyDeleteSuper! Trzymam kciuki, aby wszystko się udało!
DeleteA co mozna napisac po 26 latach od przyjazdu do jakiegos kraju? Chyba juz nawet nie pamietam dokladnie jak to bylo wczesniej:)) Uroslam i dojrzalam wraz z mym miastem i niewiele mam wspolnego z mloda osobka bez grosza przy duszy , ktora zjawila sie pewnego dnia w Paryzu :))
ReplyDeleteO kurcze, ciekawa jestem twojego spojrzenia na tą sprawę! Opowiedz koniecznie u siebie na blogu!
DeleteUwielbiam Twoje wpisy, sa szalenie inspirujace, przede mna majowa wyprawa do Barcelony z kolezanka, mam nadzieje, ze bedzie super :) Tylko ciekawa jestem czy majowe slonce nas nie spali :(
ReplyDeleteHej! W maju słońce nie powinno być jeszcze tak intensywne- więc może będziesz miała szczęście!
DeleteMój brat mieszka w Hiszpanii, ożenił się tam jakieś 8 lat temu i ma uroczą hiszpańską żonę i 7letnią córeczkę. :) Marzy mi się wycieczka do Hiszpanii, jednak ciężko na razie. :)
ReplyDelete